Forum rodzinne forum Strona Główna rodzinne forum
JJ Family i nie zmienia się nic...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Stare części...
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum rodzinne forum Strona Główna -> Opowiadanie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:39, 17 Cze 2005    Temat postu: Stare części...

Minął dokładnie rok od nakręcenia ostatniego odcinka Roswell. Brendan postanowił uczcić tą datę, organizując skromne przyjęcie. Zaprosił na nie: aktorów grających w serialu, swych najbliższych przyjaciół oraz rodzinę. Prawie wszyscy zaproszeni zjawili się na tej imprezie. Przyjęcie miało być emitowane w telewizji. Dochód z całej imprezy miał być przeznaczony dla polskiego domu dziecka w okolicach Zakopanego. Wszystko miało zacząć się o 19.00. O wyznaczonej godzinie pod oświetlony dom Brendana Fehra zaczęły zjeżdżać się limuzyny z zaproszonymi gośćmi. Rolę gospodarza przyjął sam Brendan oraz jego siostry: Mari i Sylvi. Dziewczyny stały przy bracie z dużą niechęcią, bar stojący naprzeciwko nich zdecydowanie bardziej przykuwał ich uwagę. Najchętniej olały by brata i zatopiły usta w kolejnych drinkach. Pierwszą limuzyną przyjechali rodzice gospodarzy i ich babcia Sally. Najstarsza seniorka rodu Fehrów rzuciła się na wnuki obdarowując je drobnymi upominkami. Następną limuzyną przyjechała obecna dziewczyna gospodarza. Jennifer dostojnym krokiem skierowała się w stronę ukochanego. Staneła u jego boku i wraz z gospodarzami czekała na następnych gości. Chwilę później podjechały następne samochody wypełnione gośćmi. Z poszczególnych aut wysiedli: Janet i Justyna Parker, Angela i Lyss wraz ze swoimi chłopakami. Mati i Maja DeLuca oraz Dorota. Nie zabrakło też aktorów występujących w Roswell oraz członków ekipy. Gdy wszyscy znaleźli się już w salonie do domu weszła spóźniona Majandra. Babcia zobaczywszy ją krzyknęła:
- O Brendasku twoja przyszła żonka przyszła!
Brendan zmieszany spojrzał na byłą dziewczynę i odparł:
- Babciu! Ile razy mam ci mówić, że my nie jesteśmy już razem.
Babcia nie zwróciła uwagi na słowa Brendana i zapytała Maję:
- No kochaniutka to kiedy ślub? Spieszy mi się do prawnuczków
Brendan zaczął coś mówić, jednak jego wypowiedź zagłuszył śmiech wszystkich zebranych. Chłopak spojrzał na swoją dziewczynę, która jako jedyna nie podzielała entuzjazmu pozostałych. Dziewczyna podrapała się w głowę. Babcia zobaczywszy to pomyślała, że wybranka wnuka ma pchły. Jednak tą uwagę zachowała dla siebie. Impreza zaczęła się rozkręcać. Gospodarze po kolei rozmawiali z gośćmi. Brendan chodził wraz z Jennifer, natomiast Mari i Sylvi razem. Dziewczyny podeszły do swoich kuzynek. Maja i Mati DeLuca, które akórat wdały się w dyskusje z kimś od oświetlenia sceny. Bren w tym czasie witał się z Janet i Justyną Parker. Jennifer była zazdrosna o starszą z sióstr. Wiedziała bowiem, że łączyło ich kiedyś coś więcej niż przyjaźń. Bren nie skończył rozmawiać z Jan, kiedy zorientował się że Mała zwiała. Tymczasem do czterech plotkujących dziewczyn doszła Kornelia ze starszą siostrę. Chwilę później dołączyła do nich Mała, która kątem oka mierzyła przechodzących obok niej facetów. Janet nie pozostała w tyle i także dołączyła do chichoczących przyjaciółek. Jako ostatnia do tej grupy doszła Dorota, która zgubiła się w tłumie ludzi. Dziewczyny zauważyły, że Shiri i Jennifer maja ze sobą dużo wspólnego. Tymczasem na parkiecie królowała Majandra, Emilie, Katie i babcia Sally.
”Majandra wygląda dzisiaj sexy – pomyślał Brendan, ale szybko skracił się w myślach.” Męska część obsady Roswell zastanawiała się gdzie wcięło ich przywódcę. Jason jak do tej pory nie zjawił się na imprezie i nie dał żadnego znaku życia. Bren podszedł do kolegów z planu i zaczął rozmowę:
- Gdzie jest nasz Maxiu?
Nie uzyskał jednak odpowiedzi bo ktoś zapukał do drzwi. Bren z niechęcią je otworzył. Na progu stał mężczyzna z małą paczuszką. Facet wręczył ją Brenowi i odszedł. Chłopak uciszył towarzystwo i rozpakował zawiniątko. W środku było DVD które od razu wylądowało w odtwarzaczu. Po chwili na plazmówce pojawił się opalony, zadowolony Max. Z głośników można było usłyszeć następujące słowa:
“Hi. It’s me, Jason. Sorry I can’t be with you but I’ve always loved you. See you soon”
Usłyszawszy wypowiedź Jasona wszyscy zgromadzeni wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Co oni z nim zrobili? – zapytał przerażony Nick
Jego pytanie nagrodził kolejny wybuch śmiechu. Babcia domagała się aby wnuki rozpakowały prezenty od niej. Brendan jako pierwszy otworzył upominek i oczom wszystkich ukazał się niepowtarzalny, ręcznie robiony, żółty sweter z gigantycznym łosiem. Siostry Brena nie mogły pohamować śmiechu.
- To może otwórzcie swoje prezenty – zaproponował brat
Dziewczyny w doskonałych humorach rozpakowały swoje drobiazgi. Jednak po chwili miny im zrzedły. Oczom zgromadzonych ukazały się dwie pary przedwojennej bielizny. Dziewczyny spiekły raka, za to Bren odwdzięczył się śmiechem. Siostry uciekły na górę.
- Poszły przymierzyć – zapewnił babcię wnuk
Co bezgranicznie rozbawiło gości, a na twarzy babci pojawił się szeroki uśmiech dumy. Impreza zakończyła się dość szybko, ponieważ prawie wszyscy goście następnego dnia musieli pojawić się w pracy.
Następnego dnia Brendana obudził zrzędliwy głos jednej z sióstr:
-Brat, Twoja laska dzwoni! – krzyczała Mari z kuchni.
Bren w żółwim tempie zwlókł się z łóżka. Nadal przed oczyma miał obraz z właśnie brutalnie przerwanego snu. I to jakiego snu.... Znów musiał skarcić się w myślach. Coraz częściej mu się to zdarzało. No ale co miał zrobić? Znów jego głębokie rozmyslania przerwał skrzekliwy krzyk siostry.
- Już idę! – krzyknął Bren i w samych bokserkach zbiegł na dół
Chłopak odebrał telefon, choć było widać że zrobił to z dużą niechęcią. Coraz czeciej zastanawiał się nad tym, czy Jeniffer jest właśnie tą jedyną. Odpowiedź nasuwała się sama, jednak on cały czas nie dopuszczał jej do siebie. Bał się kolejnego rozstania i nie chciał po raz kolejny cierpieć.
Sylvi tymczasem krzątała się po kuchni szykując śniadanie rodzince. Zapach tostów roznosił się po całym domu. Była prawie 100 procentowo pewna, że na śniadaniu pojawią się inni członkowie ich paczki. I tym razem się nie myliła. Nie trzeba było długo czekać na dzwonek do drzwi, za którymi czekały siostry Parkerówny. Janet i Justyna wpadły do domu z wielkim apetytem. Młodsza z sióstr nie omieszkała zmierzyć wzrokiem prawie nagiego Brendana. Od tego zajęcia wyrwały ją krzyki Mari. Wszystkie trzy dziewczyny rzuciły się w stronę jej pokoju. Na szczęście zdążyły się uchylić przed wylatującą z wielkim hukiem ramką. Mogły się domyślić z czyim zdjęciem. Po chwili w całym domu rozbrzmiewały dźwięki Dimmu Borgir.
- Znów pokłóciłaś się z Hydenem? – zapytała spokojnie Janet
- Nie pokłóciłam , tylko zerwałam – krzyknęła oburzona Mari i jeszcze głośniej zaczęła grać na gitarze.
Dziewczyny rzuciły sobie wymowne spojrzenie i postanowiły jednak zostawić koleżankę samą.
- Justyś a co tam z tobą? – zapytała Sylvi.
- A.... – zaczęła Mała – u mnie po staremu. Powiedzmy, że nie spotkałam ostatnio żadnego faceta, który byłby mnie godzien.
Dziewczyny spojrzały na siebie i wybuchnęły śmiechem.
- Chodźmy wreszcie na te grzanki – powiedziała Janet, a jej propozycje potwierdziło głośne burczenie w brzuchu.
Dziewczyny roześmiały się i poszły wcinać śniadanie. Nie mogły się doczekać wieczora i parapetówki u Mati&Maji. Dziewczyny ostatnio kupiły sobie dom, w którym zgodnie z tradycją trzeba było urządzić imprezę. Dla całej grupy nowy dom oznaczał nowe miejsce na spotkań oraz licznych imprez. Po skończonym śniadaniu wszyscy udali się do pracy. Janet pojechała do swojej galerii, Sylvi na uczelnię, a Bren na plan filmowy. Mala postanowiła udać się na krótki spacer. Po drodze na uczelnię spotkała pewnego, młodego chłopaka, który zwrócił jej uwagę. Chłopak także zapatrzył się na nią, przez co wszedł na jezdnię na czerwonym świetle. Za swoją nierozwagę został nagrodzony mandatem. Mala zobaczywszy to natychmiast zwiała z miejsca wypadku, zdążyła jedynie rzucić mu wymowne spojrzenie. Idąc dalej na uczelnię Mała zaczęła kojarzyć twarz ujrzanego przed chwilą chłopaka. Nie mogła jednak przypomnieć sobie jak ów młodzieniec się nazywa.
Nieubłagalnie zbliżał się wieczór i każda z dziewczyn stroiła się na imprezę. Lyss chciała wyglądać olśniewająco, aby zachwycić Stu, z którym po raz pierwszy miała się pokazać wśród przyjaciół. W wyborze odpowiedniej kreacji pomagała jej Angela, która przy okazji szukała wśród rzeczy siostry jakiś ciuszków dla siebie. Tymczasem pokój Justyny wyglądał jak po przejściu huraganu. Wszystkie możliwe ciuchy wraz z bielizną były rozrzucone po całej jego powierzchni. Janet wchodząc do pokoju siostry o mało nie zabiła się o jednego z butów leżących w przejściu. Mala zobaczywszy siostrę krzyknęła z przerażenia. Jan miała na sobie zieloną maseczkę, przez co wyglądała jak dziewczyna Shreka. W końcu obie Parkerówny były gotowe do wyjścia na imprezę. W tym samym czasie Sylvi robiła porządek wśród swoich rzeczy szukając odpowiedniego stroju. Wiedziała też, że na imprezie będzie musiała poważnie pogadać z Joshem. Bała się, że może dojść do zerwania, ale już od jakiegoś czasu liczyła się z tą myślą. W końcu gotowa poszła po siostrę. Mari siedziała na podłodze z legwanem na ręku. Dziewczyna w ogóle nie zamierzała ruszyć się z domu, jednak pod wpływem siostry zmieniła zdanie. Po niecałych 45 minutach dziewczyny czekały na brata i jego wybrankę.
Maja i Mati od południa przygotowywały dom na przyjście znajomych. Cały czas go dekorowały lub gotowały. Dopiero jakąś godzinę przed przyjściem znajomych zorientowały się, że nie są jeszcze ubrane. W ekspresowym tempie przebrały się i wyczekiwały na przyjazd gości. Jako pierwsi zjawili się chłopacy dziewczyn: Heat i Michael. Następnymi, którzy przyjechali na czas były siostry Parker. Chwilę później przyjechała Angela wraz z siostrą i ich towarzyszami. Następną parą, która zjawiła się na przyjęciu była Dorota z Nickiem. Niedługo potem przyjechały inne gwiazdy: Hayden Christensen wraz z towarzyszącą mu Natalie Portman, Miko Hughes, Orlando Bloom, Josh Harnett i inni. Jako ostatni na imprezie zjawili się Fehrowie.
Lyss od samego początku nie widziała świata poza swoim chłopakiem, który tak samo jak dziewczyna nie zwracał uwagi na innych. Angela i Matt zachowywali się już kulturalniej i witali się ze wszystkimi znajomymi. Janet tymczasem wyczekiwała przyjścia Luca. Nie mogła doczekać się swojego chłopaka, który przez pracę poświęcał jej coraz mniej czasu. Dorotka poszła za przykładem Lyss i cały czas migdaliła się z Nickiem. Chłopak był wniebowzięty. Gdy tylko Sylvi zobaczyła Josha od razu wzięła go na bok. Przez pół imprezę rozmawiali o swoim związku i jego przyszłości. Tymczasem Mati próbowała zapoznać Małą z Orlim, jednak dziewczyna za każdym razem z nieznanych powodów uciekała. Uciekając wpadła na Jennifer i przewróciła ją. Jenn, która trzymała w ręku kieliszek z szampanem wylała całą zawartość na siebie. Cały tłum zaczął huczeć. Mala nie przeprosiła poszkodowanej tylko udała się do łazienki. W łazience siedziała Mari, która darła na części miliardowe kolejną chusteczkę. Mari spojrzała na zmachaną przyjaciółkę.
- Co się stało? – zapytała podnosząc zapłakane oczy na koleżankę
- ja już tam nie wracam! – krzyknęła Mała
Mari spojrzała się wymownie na kumpelę i poprosiła o wyjaśnienia.
- Ten chłopak, który mandat płacił jest na imprezie!!! I wiesz kto to jest? – Mała nie poczekała na odpowiedź ze strony Mari – To Orlando Bloom!! Jak ja mogłam wcześniej nie poznać tego uśmiechu.
Mari wysłuchała Małej po czym zajęła się darciem kolejnej chusteczki.
- Musze się stąd jak najszybciej wydostać – powiedziała szeptem Justyna i wymknęła się z łazienki.
Mari została sama, a Justyna pognała w stronę wyjścia. Nie zauważyła jednak, że ktoś stoi przy drzwiach. Chcąc nie chcąc nie zdążyła wyhamować i z hukiem wpadła na Orliego. Chłopak spojrzał się na nią i wybuchnął nie pohamowanym śmiechem.
- Orlando Bloom – powiedział chłopak pomagając wstać Justynie
- Justyna Parker – odpowiedziała czerwona
- Jesteś w tym dobra – powiedział po chwili ciszy
- W tym? Tzn. w czym? – zapytała zdezorientowana dziewczyna
- No wypadki i te sprawy – powiedział tak jakby od niechcenia
Dziewczyna usłyszawszy to szybko wybiegła do ogrodu.
- Ejjj czekaj!! Jesteś mi winna 20 dolców – krzyknął za nią
Tymczasem Lyss&Stu, Dorotka&Nick, Angela&Matt, Maja&Michael, Mati&Heath tańczyli wtuleni w siebie i nie zwracając uwagi na otaczających ich ludzi.
Mari siedziała dalej w łazience, gdy nagle drzwi otworzyły się, a w nich stanął zdezorientowany chłopak.
- Sorry... Yyyy... Chyba pomyliłem toalety – odparł zmieszany i już miał wychodzić, jednak zauważył zapłakana twarz i postanowił pocieszyć obcą dziewczynę.
- Mogę w czymś pomóc? – zapytał już pewniej
W odpowiedzi dostał machającą na nie główkę. Jednak chłopak nie chciał dać tak szybko za wygraną. Tym bardziej, że dziewczyna wydawała mu się skądś znajoma.
- Miko Hughes – przedstawił się i podał jej chusteczkę
- Mari Fehr – odparła dziewczyna przyjmując chusteczkę.
- Ooo ! – krzyknął zadowolony – Wiedziałem, że skądś cię znam. Jesteś siostra Brena?
Mari spojrzała w górę i zobaczyła serialowego Nicolasa.
Wyglądał o niebo lepiej niż w serialu. Ciemne włosy, zielone oczy i zabójczy uśmiech. Rozpoczęli rozmowę. Po jakiejś godzinie obydwoje wyszli z łazienki. Mari dzięki niemu poprawił się humor. Jednak szybko została zmuszona do opuszczenia towarzystwa Miko, gdyż potrąciła ją biegnąca do toalety siostra. Mari poszła po Janet i w drodze do toalety rozmawiały:
- Gdzie jest Luca? – zapytała Jan
- To ty nic nie wiesz? Luca ma dzisiaj całonocny dyżur – odparła zdziwiona Mari
Jan nic nie powiedziała, w jej głowie zaczęły plątać się myśli czy ich związek ma jeszcze sens. Jednak szybko zapomniała o tym. Wchodząc do toalety zauważyły płaczącą Sylvi, która siedziała w tym samym miejscu co chwilę wcześniej jej siostra. Mari podeszła do siostry i usiadła obok niej. Jan zajęła miejsce po drugiej stronie płaczącej bliźniaczki.
- Co się stało? – zapytała zatroskana Mari
- Zer... Zerwałam z Joshem – powiedziała Sylvi po czym jeszcze głośniej zaczęła płakać.
- Ale dlaczego? – zapytała zdezorientowana Janet
- No bo... On od pewnego czasu pracuje na planie filmowym z jakąś młodą aktorką. Podejrzewałam, że mają romans... A on mi się dzisiaj przyznał, że to prawda... – koniec historii zagłuszył następny wybuch płaczu. Dziewczyny siedział we trzy i nie odzywały się do siebie słowem. Po chwili do płaczącej siostry dołączyła Mari, a następnie Janet. Wszystkie trzy wspólnymi siłami zachlapały całą podłogę. Tymczasem pozostałe pary z Brenem na czele wyśmienicie się bawiły. Chłopcy szeptali dziewczynom czułe słówka i wyznania miłości. Orli i Miko siedzieli na kanapie nudząc się. Zaczęli rozmowę i każdy opowiedział o wieczornej przygodzie.
- Ciekawe gdzie teraz jest moja winowajczyni – zastanawiał się Orli
- Pewnie siedzi gdzieś w krzakach - odparł Miko, po czym obaj panowie wybuchneli smiechem.
Mylili się Mała była już w drodze do domu. Modliła się, aby już nigdy więcej nie natknąć się na Orliego. W tej samej chwili płaczące dziewczyny z niewiadomych przyczyn zaczęły się głośno śmiać. Po chwili drzwi od łazienki otworzyły się, a dziewczyny ujrzały przyjaciółki. Mari dojrzała między nimi głowę brata i Miko. Pozostałe dziewczyny wyciągnęły czerwone, zapuchnięte koleżanki do salonu. Pozostała część imprezy mijała w dość radosnej atmosferze. Hayden próbował porozmawiać z byłą dziewczyną, lecz ta nie chciała go nawet widzieć. Zdecydowanie wolała przebywać w towarzystwie Miko. Po chwili rozmowy wszystkich przerwały krzyki Jan, która darła się na Luce przez telefon. Po skończonej rozmowie wróciła do salonu i oświadczyła, że wraca do domu.
- Czy ktoś nie widział przypadkiem Justyny? – zapytała
- Justyna Parker? – zapytał Orli
- Tak... – odparła Jan, a Orli zaczął się śmiać.
- Poszukaj jej w krzakach – krzyknął Miko, po czym dołączył do śmiejącego się kolegi.
Janet zdezorientowana wyszła z domu i zaczęła się zastanawiać o co chodziło chłopakom. Niedługo po niej wszyscy zaczęli się zbierać. Sylvi wraz z bratem i Jen pojechała do domu. Natomiast Mari pozwoliła odwieźć się Miko i Orliemu. Chłopacy w drodze do domu Mar opowiedzieli jej o krzakach. Dziewczyna zaczęła się śmiać. Po powrocie do domu zadzwoniła do Małej i zapytała, gdzie dziewczyna się ulotniła. Gdy ta odpowiedziała, że poszła do domu. Mari opowiedziała jej wersję chłopaków. Obie przyjaciółki zaczęły się śmiać. A Mała idac spać modliła się o następne spotkanie z Orlim.
”Ja mu jeszcze pokażę” – pomyślała, po czym ogarnął ją głęboki sen.
Parę dni później dziewczyny i chłopacy postanowili zrobic sobie dwa wieczory. Panowie męski, a panie damski. Jak zawsze wszystkie spotkania odbywały się u Brendana w domu. Tak więc i tym razem nikt nie zmienił tej tradycji. I ok. godziny 17.00 wszyscy zjawili się w umówionym miejscu. Panowie poszli do samotni Brena oglądać po raz setny powtórkę wygranego meczu ulubionej drużyny hokejowej chłopaków. Natomiast dziewczyny udały się do pokoju bliźniaczek. Mimo iż w domu Brena było sporo pokoi, dziewczyny były ze sobą bardzo zżyte i nie chciały się rozdzielać. Tak więc cała damska impreza przeniosła się do pokoju dziewczyn.
Panowie w składzie następującym: Bren, Matt, Michael, Nick, Stu, Heath, Orli i Miko. Rozsiedli się na sofach i oglądali film. Nie oszczędzali gardeł. Co chwilę z ich samotni można było usłyszeć okrzyki radości lub smutku. Ich krzyk rozprzestrzenił się na cały dom i za pewne poza jego obręby. Tymczasem dziewczyny siedziały na podłodze i gadały o tym o czym zawsze. Uściślając o wszystkim i o niczym.
- A u was w grodzie zakwitły już krzaki róży – powiedziała zachwycona Lyss
Mała i Mari usłyszawszy to zdanie wybuchnęły niepohamowanym śmiechem, nie tłumaczać nikomu z czego się śmieją. Dziewczyny popatrzyły najpierw po sobie, a potem na zataczające się ze śmiechu koleżanki. Zaraz po uspokojeniu Mała zeszła do kuchni. Gdy weszła do niej zauważyła Orliego, więc od razu czmychnęła na górę. Chłopak ją zauważył, ale nie zdążył jej zatrzymać. Mała wpadła na górę z hukiem. Rzuciła wymowne spojrzenie Mari. Po chwili się uspokoiła. Siedziały i dalej rozmawiały, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się. Mala zobaczywszy to rzuciła się w stronę kanapy i tam też się ukryła. Jednak do pokoju weszła Majandra, a nie tak jak dziewczyna przypuszczała Orli.
- Nie strasz mnie – powiedziała czerwona jak burak Mala i zajęła miejsce między siostrą a Mari.
Majandra spojrzała się na nią i wystawiła język. To pretekst do zaczęcia bitwy na poduszki. Wszystekie były przygotowane na to. No może prawie wszystkie. Jenn, która po raz pierwszy spędzała z dziewczynami wieczór nie znała ich zasad. Majandra jako starszy nowicjusz (bo takim mianem określiły dziewczyny koleżankę, która po raz 7 uczestniczyłam w takim wieczorze) znała już i zapamiętała część tych przykazań. Poduszki poszły w ruch. Jenn od razu przyjęła całą ich partie na siebie. Panienki musiały koniecznie ochrzcić nowo przybyłą. Tak jak myślały dziewczyna Brena była oburzona ich zachowaniem. Gdyby mogła to pewnie by wyszła. Jednak dobrze wiedziała, że żadne dziewczyny oprócz sióstr (które oczywiścvie sprzątają jego samotnie) nie mają prawa wstępu do tajnego pokoju zebrań męskich. Jednak to nie był koniec bitwy. Dziewczyny szybko zagarnęły poduszki i zaczęły się rzucać między sobą. Jenn oczywiście „przypadkowo” też była częstowana poduszkami. W końcu wszystkie zmęczone opadły na podłogę. Tylko chwilę trwało milczenie. Po chwili dziewczyny z nową porcją energii zaczęły gadać o sobie.
- No Lyss jak ty w ogóle poznałaś się ze Stu? – Dorotka tak jak zresztą pozostałe koleżanki była tego bardzo ciekawa.
- Yyyy... – zaczęła Lyss
- Bardzo ambitny początek siostrzyczko – Angela była w swoim żywiole, uwielbiała dokuczać siostrze.
Ten tekst został nagrodzony śmiechem przez wszystkie osoby, nawet Jenn trochę się uśmiechnęła.
- Nie wymigasz się, więc mów – dodała Janet. Ton jej głosu zwiastował, że nie bierze pod uwagę sprzeciwu.
- No ok. Skoro chcecie wiedzieć. Wiecie dobrze, że Aaliyah była moją koleżanką z liceum. Ona została wybrana do zagrania głównej roli żeńskiej w Queen of the Damned. Dobrze jednak wiedziała, że ja bardzo lubię, zresztą tak samo jak wy tematykę wampirów to zabierała mnie ze sobą na plan filmowy. Widziałam jak gra. Musze przyznać, że jest w tym świetna. I któregoś razu przedstawiła mi Stu. Na samym początku nic nie było. Jednak na koniec kręcenia filmu coś zaiskrzyło. A niedługo potem Aali zginęła. Zawdzięczam jej wspaniałego chłopaka... – kończąc swoją wypowiedź po jej policzku spłynął łza.
Nastąpiła chwila ciszy.
- No to może niech każda cos opowie, co? – zaproponowała Lyss
Dziewczyny się zgodziły bez wahania. Następna w kolejności była Angela.
- No jak wiecie ja z Mattem jestem już prawie 9 miesięcy i póki co jesteśmy raczej szczęśliwą parą. Przynajmniej ja tak uważam. Ale wiecie jego też trzeba byłoby o to zapytać.
- A zgadnijcie co ja ostatnio widziałam! – Mari doznała olśnienia
- Co?? – zapytała Mała
- W tv pokazywali pośladki Matta!! – krzyknęła z dużym usmiechem
- Co? – Angela była zszokowana
- Nooooooo... Gdzieś je widziałyśmy – dodała Sylvi
- I były takie jędrne – Dorotka nie omieszkała wyjawić swojego zdania.
- Ejjj!!! To są moje pośla... – nie dokończyła bo dziewczyny patrzyły się na nią pytająco – Tzn. to są jego posladki, a on jest moim facetem!!! Wara od nich.
- Oj siostra podziel się jego pośladkami...- ciągnęła Lyss
- jak ty podzielisz się Stu – zakończyła dyskusję Angie.
dziewczyny uwielbiały takie wieczory. Razem mogły przesiadywać godzinami. Każda ich kłótnia, dyskusja, wojny wszelkiego rodzaju oraz sprzątanie były dla nich zabawą.
- No to chyba teraz moja kolej- zaczęła Maja – no ja z moim Miśkiem jestem już... Uwaga, uwaga 11 miesięcy. Za miech będziemy już ze sobą 2 latka!!! – pisnęła uradowana – i jestem z nim baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo szczęśliwa. Chociaż mieliśmy swoje wzloty i upadki. Zresztą same o tym wiecie- mówiąc to zarumieniła się – No i ogólnie jest super
- Jest super... O Michael – Mari zaczęła parodiować Maje
- Oh Maju – Justyna dołączyła się do zabawy podjętej przez Mari
Po chwili w pokoju znowu można było usłyszeć śmiechy dziewczyn i pobąkiwania lekko zbulwersowanej Maji , która po chwili także dołączyła do śmiejących się koleżanek.
- Dorotko teraz ty – przypomniała Janet koleżance
- Taaa... U mnie nie ma nic do omawiania i nabijania – mówiąc to powiedziała na cały czas śmiejące się Małą i Mari.
Dziewczyny wyszczerzyły i uspokoiły się.
- No dalej jestem z Nickiem, ale wiecie. Mamy ogólnie mało czasu dla siebie. No wiecie ja ogólnie cały czas z Mari i Luca na dyżurze jestem. Jan spokojnie!!! Ja z nim nie kręcę to mój opiekun – janet spojrzała się na nią jak na wroga publicznego. Jednak jej ostatnie zdanie uspokoiło ją.
Tym razem Lyss zaczęła udawać Janet. Jak za każdym razem w pokoju można było usłyszeć śmiech, a następnie okrzyki wojenne.
Kolejka przeszła na janet.
- No u mnie to w ogóle nudami powiewa. Z Luca nie widuje się, cały czas ten szpital i podopieczne. Zaczynam być o nie zazdrosna. – Dorotka i Mari zachichotały. – A tak w ogóle to nie wiem czy nasz związek ma jeszcze sens... – jej słowa wprawiły w zadumę wszystkich.
- To teraz ja... – powiedziałą Mała – No u mnie to się nic nie dzieje – zakończyła Justyną swoją najszerszą wypowiedź. Mari nie wytrzymała i po chwili pokładała się ze śmiechu. Jednak dostawszy od koleżanki poduchą uspokoiła się nieco.
- twoja kolej, moja droga – powiedziała wyszczerzając się Justyna
- No a u mnie to po staremu. Zerwałam z Haydenem, ale o tym to wiecie. Jeżeli zaś chodzi o pytanie, które nasuwa wam się na myśl. To odpowiedź jest taka sama jak w przypadku Sylvi. Ale muszę przyznać, że myślałam iż będzie gorzej być samą.
- No pewnie, że u ciebie dobrze... Mogłabyś się w końcu przyznać do naszego związku! – krzyknęła oburzona Mała
- Oh kochanie wybacz – dziewczyny znowu pokładały się ze smiechu
- Ej cisza!! Teraz ja mówię. No ja zerwałąm z Joshem bo... – Sylvi załamał się głos. – Bo on mnie zdradził na planie filmowym z jakąś cizią. Ale szukam jakiegos innego faceta – mówiąc to pokazała wszystkim swoje ząbki – co dziewczyny nagrodziły głośnym „uuuuuuuuuu”
- Taaa, a ja jak zawsze ostatnia.... No wiecie ja ogólnie przez jego plan filmowy to też się rzadko widzę. Najgorsze jest to, że no właściwie to nie wiem co – powiedziała zmieszana
- Nie bój się on cie po prostu zdradza – Janet zaczęła pocieszac koleżankę.
- Jestes kochana Jan – odpowiedziała zawadiacko Mati i rzuciła w nią poduszkę.
Po raz drugi tego samego dnia wybuchnęła wojna na poduszki.
następna była Majandra.
- No wiecie ja jak zawsze samotna jestem. Chociaż nie do końca – Dziewczyny pootwierały usta ze zdziwnienia – No ja jestem z... – nastąpiła chwila oczekiwania – Z Jenny, moim psem – zakończyła
jej wypowiedz znowu nagrodził atak śmiechu.
- Jenn teraz Ty – Angie wręcz zażądała jej opowieści
- Ah... No tak... ja jestem bardzo szczęśliwa w swoim związku. Mam nadzieję, że będzie razem już do końca życia – dziewczyna rozmarzyła się. Tymczasem większość słuchaczek mdliło od tej słodyczy. Po skończeniu wypowiedzi. Jenn i Maja wyszły z pokoju, gdyż Bren je poprosił na dół.
- Musimy połączyć Majandre z Brenem. Bo z tą słodyczą to ja nie wyrobie – Sylvi była przerażona.
- Załózmy akcje PSJiPBzM czyli Pozbycie się Jenn i Połaczenie Brendana z Mają – powiedziała Mari z błyskiem w oku.
Jej towarzyszki przyjęły ta akcję z błyskiem w oku. Każda miała milion pomysłów na minute, aby zniszczyć związek Jenn i Brena.
Po chwili do pokoju weszła Majandra.
- Chodźcie, chłopacy chcą pograć z nami w prawdę czy wyzwanie. A ja powiedziałąm, że przyjdziecie.
- pewnie!!!!!
dziewczyny zwaliły się z hukiem do salonu. Wszystkie miejsca były pozajmwane, wiec przyjaciółki zaczęły akcję przepychanie. Zaczęły przepychać i wypychać chłopaków z miejsc. Bren jednak wshystkich uspokoił i zaczął grę.
- To tak po rodzinnemu... Sylvi prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie – zaczęła odważnie
- No więc zaśpiewaj nam coś
- Co?? – dziewczyna była zdruzgotana. Wszyscy wiedzieli, że nie umiała śpiewać i nigdy tego nie robiła, a tutaj takie wyzwanie. Jednak nie poddała się. Zaśpiewała piosenkę. I postanowiła zemstę.
- Jenn prawda czy wyzwanie? – zaczęła
- Wyzwanie – Jenn chciała pokazać, że jest dzielna
- Z iloma facetami spałaś – Sylvia przeszła sama siebie. Mari była dumna z siostry i przybiła jej piątkę.
- No wiesh... Z 4... wytarczy? – powiedziała ze łzami w oczach. Brendanowi szczena opadła. Chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Biedny chłopak – myślały dziewczyny
- Mari prawda czy wyzwanie?
- Jenn oczywiście, że wyzwanie
- Czy spałaś z Haydenem. – Jenn mściła się na Mari za jej siostrę.
- Nie... – odpowiedziała bez ogródek
Brenowi wyraźnie ulżyło.
- Majandra p or w? – zapytała z błyskiem w oku
- Oczywiście w – odparła z uśmiechem
- Pocałuj po francusku mojego braciszka – Tym razem to Sylvi była dumna z siostry. Ich misja już rozpoczęła się.
- Wiesz nie musimy tego robić, dam fanta i po sprawie – odparła Majandra
- nie ma mowy – odparł. Dziewczyny odniosły wrażenie, że to zadanie jest Brendanowi na rękę.
Dziewczyna podeszła do niego i pocałowała go. Nie był to jednak krótki pocałunek. Całowali się całkiem długo. To zajęcie przerwało im trzaśnięcie drzwiami.
- Gdzie ona jest? – zapytał Bren szukając wzrokiem Jenn
- Wyszła! – krzyknęła Jan i razem z koleżankami zaczęła tańczyć po pokoju.
Nadeszła kolej Orliego.
- Justyna p czy w?
- w – odpowiedziała
- Oddaj mi moje 20 dolarów. – gdy tylko skończył zdanie to Mari, Miko i Mała wybuchneli śmiechem. Inni zresztą też, ale nie wiedzieli czemu.
- Jan wypij szklanke vódki – takie wyzwanie dała Angie
Jan nie dała się i wypiła. Dlatego do końca wieczora miała taki zajebisty humor.
- Mati wykonaj taniec brzucha – Lyss zarządziła.
dziewczyna wykonała ten taniec a panowie zaczęli jej dopingować.
- Lyss jekiego koloru jest szary kon napoleona – Jan była wstawiona
- Hmm czarnego – odparła Lyss również pod wpływem alkoholu.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Dorotko ile jest 35+23*6-98
- Hmm...pierwiastek ze 120 – odparła
Wszyscy byli pod wpływem alkoholu. I każda odpowiedz powodowała wybuch śmiechu.
Na koniec wyzwanie Orliemu zaproponowała Mała.
- Pokaż jak fanki krzyczą na Twój widok.
Orliemu wyszły oczy ze ździwienia. Jednak wykonał to zadanie bardzo komicznie. Mała była na to przygotowana i nagrała go na video. Gdy chłopak się o tym dowiedział, zaczął ją gonić. I taką gonitwą zakończył się następny dzień z życia grupy.
Po wczorajszej imprezie nikomu z przyjaciół nie chciało się w ogóle wstawać. W domu Brena panował straszny bałagan – szczególnie samotnia gospodarza wyglądała niezbyt zachęcająco. Popcorn walał się po całym pokoju, zaś podłoga lepiła się od wylanych wcześniej napoi. Pokój dziewczyn też nie należał do najczystszych. Po bitwie na poduszki cały zawalony był wirującym w powietrzu pierzem. Najgorzej wyglądała jednak kuchnia. Chłopcy postanowili bowiem zrobić sobie wieczorem kanapki i herbatkę, co zakończyło się stertą brudnych noży, skrawków sera i wędliny oraz przypalonym garnkiem, który nadal wydzielał ohydny zapach. Na domiar złego Orli ganiając po domu Justynę nie wiadomo jakim cudem zahaczył o ulubionego kwiatka Mari tłukąc doniczkę i rozrzucając w przedpokoju dość duża ilość piachu. Ogólnie mówiąc, cała chata nadawała się do kompletnego sprzątania.- I kto to teraz posprząta – zapytała zniechęcona Sylvi, która nadal w główce czuła wczorajsze drinki- Hmm... na pewno nie ja – krzyknęła Mari, po czym dodała – a może zadzwonimy po Jen Może jak zobaczy jakim nasz braciszek jest bałaganiarzem wreszcie się od niego odczepi.- Całkiem dobry pom... – chciała zgodzić się z siostrą Sylvi, jednakże jej wypowiedź przerwał głośny krzyk Mari:- Boże ! Przecież ja mam dzisiaj ranny dyżur I już jestem spóźniona Luka mnie chyba zabije! – panikowała biegając po całym pokoju. Wyglądała przy tym tak komicznie, ze Sylvi nie mogła powstrzymać śmiechu i po chwili zataczała się już na podłodze.
Tymczasem w domu sióstr Parkerównych chyba jako u jedynych panowała głęboka cisza. Przerywało ją tylko czasami donośne chrapanie „ziewczyny Shreka”. Janet po wczorajszej szklaneczce wódki nie myślała nawet o podniesieniu którejkolwiek z powiek. Mogła sobie na to pozwolić, gdyż dowiadując się o imprezie z góry załatwiła sobie wolne. Mała także nie miała dzisiaj żadnych zajęć na uczelni. Tak jak siostra spała sobie w najlepsze. Po jej łagodnym uśmiechu na twarzy można było wywnioskować, że śni jej się naprawdę coś miłego. Przynajmniej, na pewno nie krzaki... Angie i Lyss zadowolone powoli wsuwały śniadanko. Także i one nadal czuły działanie pewnych napoi wyskokowych, którymi wczoraj się raczyły. W pewnym momencie Angie wybuchła śmiechem:- Siostrzyczko, czy Ty naprawdę myślisz, że szary koń Napoleona był czarny – zapytała.Lyss prawie zadławiła się kanapką- Ty lepiej nie zajmuj się głupotami tylko pilnuj pośladków swojego faceta, bo z tego co wczoraj zaobserwowałam to kilka dziewczyn ma na nie całkiem niezła ochotę – odgryzła się Kornelia uśmiechając się szyderczo. Siostry kochały tak się droczyć. I były w tym naprawdę dobre...
Tymczasem Dorota gorączkowo biegała po szpitalu:- Ja ją kiedyś zamorduję normalnie ! – mówiła do siebie, gdyż jak na razie musiała wykonywać pracę nie tylko swoją, ale także jej kochanej koleżanki. Mari nadal nie było bowiem w szpitalu. Dorotka dosłownie wychodziła z siebie. Zastrzyk w dwójce, opatrunek w czwórce, leki do trzynastki – cały czas w jej głowie brzmiał dźwięczny głos Luki, który będąc w niezbyt dobrym humorze, wyżywał się na swojej podopiecznej. Wreszcie przy recepcji pojawiła się zdyszana Mari. Mruknęła coś pod nosem o cholernych korkach i szybko przebrała się w swój uniform. Gdy tylko Dorotka zobaczyła przyjaciółkę dosłownie chciała ją zabić. Wiedziała jednak, że wtedy już dosłownie wszystko będzie musiała robić sama. Zakończyło się więc tylko na dość mocnym kopniaku. - Bierz się do roboty... a i lepiej nie pokazuj się Luce – poradziła Mari koleżanka. Gdy tylko dziewczyna chciała jej podziękować za te rady usłyszała krótkie „Kryj się” i już skulona siedziała za jakąś szafeczką. Jednak Luka zdążył dostrzec czuprynę Mari wystającą zza owej szafki.- Fehr ! – krzyknął, a dziewczyna pokornie wychyliła się i wstała nadal nie patrząc na Luke – Co to ma znaczyć? Takie spóźnienia Dzisiaj Ci się już upiecze, ale pamiętaj, że nie będę już tego więcej tolerować! Przestraszona Mari bąknęła tylko ciche przepraszam i pobiegła za Dorotką- Poczekaj jeszcze chwilkę – krzyknął za nią Luka – Mam dla Ciebie pacjenta. Złamał rękę i jest po prostu nieznośny. Przyjmiesz go, no i ogólnie się nim zajmiesz. Za karę. Może odechce Ci się już więcej spóźniać.- dokończył doktorek i pokazał na palcach numer sali, do której skierować się miała stażystka. Mari uśmiechnęła się – od dawna chciała mieć swojego pacjenta. „Chociaż jeżeli Luka mi go dał to pewnie on jest jakimś starym, zarozumiałym pedofilem” – pomyślała – „:Jednak pacjent to pacjent” – wzięła głęboki oddech i weszła do danej sali.
Mała zdążyła już wstać i w samej bieliźnie stała przed szafą rozmyślając nad wiecznym problemem dziewczyn. - No i co ja mam na siebie włożyć?!? – zapytała Janet, która właśnie stanęła w progu. Nie uzyskała jednak odpowiedzi, chyba, że można było za nią uznać głośne ziewnięcie siostry. - A co byś powiedziała na małe zakupy? – rzuciła propozycję starsza z sióstr, która powoli wychodziła już ze świata snów. Justyna nie musiała odpowiadać. Wystarczył ten błysk w oku, żeby wszystko było jasne. Szybko wyjęła pierwsze z brzegu ciuchy i ubrała się popędzając cały czas Janet.- A więc gdzie zmierzamy? – zapytała Janet, gdy zamykała już drzwi.- Hmmm... więc może najpierw Galaxia, a później możemy wpaść do tego butiku Mati. Zobaczymy jak tam idzie jej praca.- Dobry pomysł – odpowiedziała jej siostra i obie wsiadły do ślicznego jeepa stojącego przed domem.- Może jednak ja powinnam poprowadzić? – zasugerowała Mała wiedząc jakie prędkości czasami osiąga jej kochana siostrzyczka.- A to niby dlaczego? – zapytała Janet, która cały czas nie rozumiała dlaczego koleżanki zawsze proszą ją o kluczyki.- No wiesz... powiedzmy, że mam ostatnio już dość wypadków – odparła Justyna, ale było już za późno. Janet z piskiem opon ruszyła spod domu, wpychając Małą w siedzenie.
Podczas gdy dziewczyny spały lub jadły śniadanko, reszta już od dawna była w pracy. Maja przygotowywała się do swego kolejnego wernisażu. Była już strasznie zmęczona tym całym zamieszaniem. Niestety był to dopiero początek. Maja opadała już sił, gdy myślała jak wiele musi jeszcze zrobić. Nie poddawała się jednak. Przez cały ten czas była strasznie uparta. Wszystko musiało być po prostu perfekcyjne, zapięte na ostatni guzik. Jej siostra także miała sporo do roboty. Mati postanowiła bowiem rozkręcić mały interesik. Doszła do wniosku, że jeżeli projektuje ostatnio tak dużo kreacji to powinny być one gdzieś sprzedawane! Znalazła już nawet miejsce, gdzie miał w przyszłości pros ferować jej butik. Dogadała się już nawet z właścicielka owego budynku. Jedyne co jej jeszcze zostało to znaleźć porządnych sprzedawców, no i oczywiście urządzić sklepik tak, żeby przyciągał największe znakomitości współczesnej estrady. Miał jej w tym wszystkim pomóc Heath. Niestety po raz kolejny nie mógł przyjść na umówione spotkanie. Praca na planie zabierała mu coraz więcej czasu. Coraz mniej miał go więc dla swej wybranki....
Mari tymczasem weszła do sali, w której miał na nią czekać stary pedofil. Jakież było jej zdumienie, gdy zamiast niego zobaczyła siedzącego na stołku Miko! Wyglądał tak słodko, że pod dziewczyną ugięły się kolana. W jego oczach można było dostrzec ból, jednak na widok koleżanki szeroko się uśmiechnął. „Jest taki bezbronny.” – pomyślała Mari i chciała podejść i go przytulić. Na szczęście w ostatniej chwili się opanowała. Był on przecież jej pacjentem! Miko jednak nie zwracał uwagi na to, jakie relacje istnieją teraz między nimi i otwarcie zaczął z nią flirtować. Mari próbowała wyobrazić sobie, że to tylko stary zarozumialec, kiedy delikatnie opatrywała jego zwichniętą rękę. Było to jednak coraz trudniejsze. Intensywny zapach rozpościerających się po sali perfum chłopaka nie dawał jej spokoju.- Zaraz skończymy opatrunek, najpierw jednak wypiszemy ci kartę – powiedziała Mari oddalając się od Mika. Musiała odetchnąć od chłopaka z odległości trochę większej niż parę centymetrów. – Więc nazywasz się Miko Huges, tak? – zapytała najnormalniejszym głosem, na jaki było ją wtedy tylko stać.
- Nie – pokiwał znacząco głową chłopak – HegHes – poprawił Mari wyraźnie akcentując czwarta literę swego nazwiska- Aha, to przepraszam – powiedziała dziewczyna nie mogąc jednak w ogóle skupić się na pisaniu. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Po prostu wariowała za każdym razem, gdy tylko na niego patrzyła. - Możemy już z tym skończyć? – zapytał delikatnym głosem Miko wskazując na do połowy zabandażowaną rękę – Trochę boli. - A tak, nie ma sprawy – rzuciła Mari i podeszła do młodego Hughesa. Znowu jednak napadła ją nieodparta pokusa pocałowania chłopaka! – Ja chyba zwariowałam – powiedziała cicho i wstała – Sorry, ale chyba sama nie poradzę sobie z tym opatrunkiem.- Może potrzebujesz jakiejś zachęty – chłopak stanął obok Mari i obdarował ją namiętnym pocałunkiem, który oczywiście odwzajemniła- Jejku - krzyknęła zaraz po tym, gdy jej usta oderwały się od ust Miko - ..... – chciała jeszcze coś powiedzieć, ale po prostu nie mogła. Odwróciła się tylko i dziwnie skacząc jak najszybciej uciekła z sali, zostawiając w niej jakże szczęśliwego chłopaka.
A co sie dzialo z samym Brendanem? Z samego rana zwlekl go z lozka sygnal telefonu.....
-Boze! Wylaczcie to! Co tak wyje?- zajeczal glos pod poduszka, jednak nikt nie odpowiedzial. Bren poczekal jeszcze chwile, ale diabelskie urzadzenie nie umilklo samo. Wyciagnal reke i po omacku szukal sluchawki. W koncu udalo mu sie do niej dotrzec.
-Haaaaaalo???-ziewnal.
-Czesc-uslyszal slodki glos po drugiej stronie.
-Majandra!- natychmiast sie obudzil, szybkim ruchem odgarnal koldre i usiadl na lozku.
-Obudzilam cie?- spytala z troska.
-Alez skad!Nie! Nie! No nie! Nie obudzilas mnie. Skad, nie...-zaczal szybko zaprzeczac.
Przerwal mu smiech po drugiej stronie, tez zaczal sie smiac.
-Wiesz, wazna sprawa u producenta. Przyjedziesz?
-Jasne jestem za piec minut- spojrzal na swoje odbicie w lustrze- No... moze za dziesiec.
-Wiec do zobaczenia-wydalo mu sie, ze jej glos byl jeszcze slodszy.
-Tak do zobaczenia-rzucil szybko.
To co sie dzialo po rzuceniu tego telefonu na lozko przekracza pojecie normalnego czlowieka, ale czy my jestesmy normalne?
Bren z predkoscia odrzutowca wlecial do lazienki, pozniej do garderoby, wyciagnal najlepsze ciuchy. Zbiegl do kuchni zrecznie omijajac rozbite naczynia i caly smietnik na podlodze. W locie zlapal bulke do jednej reki a do drugiej kielbase i tak wybiegl z domu.

Sylvi slyszala jak braciszek ladnie ewakuowal sie z domu.
-No tak i cale sprzatanie znow na mojej glowie. Mari zwiala niby do pracy, Bren tez sie ulotnil, ehh
Sylvi szybko zlapala za sluchawke telefonu i wystukala szybko chyba bardzo dobrze znany numer:
-Dzien dobry, Sylvi Fehr...tak....sprzatanie z myciem okien wlacznie....tak...slucham? tak tak jak zwykle...co? Malowanie? aa nie wiem...no moze troche...dobrze..czekam.. dziekuje.. Do zobaczenia.
Usiadla wykonczona na krzesle przy stoliczku.
-Matko, jak to dbanie o dom wykancza.
Juz wpadla na pomysl, ze zrelaksuje sie w pieniacej sie, pachnacej laweda kapieli kiedy telefon znow podskoczyl.
-Pali sie dzis czy co? Tak?
-Hej kotku, co porabiasz?
-Ange! Jak sie czujesz po wczorajszym?
-Powiedzmy, ze zyje- zasmiala sie cicho. Sylvi tez zachichotala.-Ale ale, ja tu dzwonie bo mam interes!
-Oooo jakis spisek? Uwielbiam spiski!- rozentuzjazmowala sie Sylvi.
-Heh kotus, chyba nie tym razem, chociaz.....Przyjedz do Bruce's Cafe, ok?
-Jasne, tylko sie wyszykuje tak troche i jade.
-Czylki za 3 godzinki bedziesz?
-Nio, powinno mi sie udac, buziak!
-Papapa!
Sylvi skoczyla do lazienki- No to poleze ylko godzinke- i zamknela drzwi za soba.

Ange energicznie odlozyla sluchawke.
-No Lyssy to spotkam sie z Sylvi i wszystko z nia ustale.
-Super siostrzyczko, ale o ile wiem to sie dzis z Mattem umowilas
-O kurcze! Rzeczywiscie, kompletnie zapomnialam- miala mine tak komiczna, ze Lyss nie wytrzymala i zaczela huczec na caly dom.
-Z czego ty sie smiejesz, wlasnie widzisz kobiete z ogromnym problemem!
-Spokojnie- Lyss troche sie uspokoila- Zawsze da sie cos wymyslec.
-To mysl szybko, bo on przyjdzie po mnie za godzine!
-Wiem!!!- krzyknela w pewnym momencie Lyss- Jak przyjdzie to bedziesz udawac, ze tak sie bardzo zle czujesz i nigdzie nie mozesz isc!
-No super- humor siostry nie udzielil sie Ange- I co? Spojrzy na mnie i od razu bedzie wiedzial ze udaje... Ja jestem okazem zdrowia w tej rodzinie.
-Oj, za raz tak pesymistycznie siostrus- usmiechala sie Lyss i puscila do Ange oko- ja z Ciebie zrobie perfekcyjna chora. Co chcesz miez? Zoltaczke? AIDS? Swinke? Rozyczke?
Ange spojrzala na Lyss jak na wariatke- Nie,nie, nie. Zwykle przeziebienie wystarczy!
-No to zalatwione- Lyss az zatarla dlonie z radosci...

Mala otarla pot z czola kiedy Janet zatrzymala sie przed jednym z center handlowych, jeszcze nie byla pewna czy bezpiecznie jest odpinac te pasy.
-Co sie tak grzebiesz Justys? Zamkna nam wszystkie sklepy!-pospieszala ja siostra.
Mala wyskoczyla z jeepa i pobiegla za siostra, nie mogla zgubic swojej chodzacej karty kredytowej. Dzien na zakupach zapowiadal sie znakomicie.
Zaliczyly kilka standardowych sklepow z ciuchami na parterze, pozniej wbiegly do sklepu z rzeczami z lat 70'. Janet przymierzyla sobie przed lustrem krociutka mini, razaco rozowa. Pozniej przymierzyla taka czerwona.
-A zobacz ta w zeberke, jest swietna- podala jej siostra.
Gdy Janet odbierala z rak Malej spodnice spojrzala na jej twarz i wybuchnela smiechem- Co ci sie stalo?
-Fajne nie?- Justyna zaprezentowala jej nowe okulary, ktore zakrywaly jej prawie pol twarzy.
-Sa swietne- wydusila z siebie Janet.- Tylko chyba powinnysmy powiedziec dziewczynom wczesniej o tej imprezie w stylu lat 70/80 jesli maja sie przygotowac.
-One najlepiej robia wszystko na ostatnia chwile- zasmiala sie Justyna i przymierzyla szerobie jasnoniebieskie dzwony i do tego krociutka bluzeczke w biale kwiaty.
-Czekaj Justys za raz ci cos dobiore. Janet szybko przeszukala stosy ubran i wyciagnela sliczna blekitna chyste z fredzlami i zawiazala siostrze na glowie.
-Hmmm, czegos mi tu jeszce brakuje...-stala przed swoja modelka i pukala palcem w brode.
-Moze kolczyki i naszyjnik- zaproponowala ekspedientka i podala ogromne granatowe kola z frendzlami i cos na szyje zlozone z takich samych fredzli polaczonych na koncu suplem.
-Ekstra- Mala przejrzala sie w lustrze- I do tego te buty na obcasie co maja koturne i bede wygladac jak prawdziwe Dzieci Kwiaty!
-A pani?-ekspedientka zwrocila sie do Janet.
-Ja? Ja sie jeszcze nie zdecydowalam, nie wiem czy chce cos takiego...
-Teraz siostzryczko musisz oddac sie w moje lapki- zaklaskala Mala.
Szybko razem z pania ze sklepu ubraly Janet w krotka spodniczke w zebre- ta sama ktora przymierzala- do tego czarna bluzka odslaniajaca ramiona z rekawami niemozliwej dlugosci, biale botki do kolan na szpilkach- Janet protestowala i mowila ze sie w nich zabije, ale dwie kobiety nie daly sie przekonac, ekspedientka powtarzala, ze taka wlasnie byla moda wtedy,a Mala ciagle mowila, ze Janet wyglada super i nie moze inaczej sie ubrac, wiec Janet poddala sie z lekkim westchnieniem.
Za chwilke miala na sobie jeszcze dlugie biale kolczyki z masy bialych koralikow a na szyi wyladowala kolia z takich samych malenstw.
-Bedzie pani potrzebowala tylko fachowej fryzury i bedzie extra- zachwycila sie sprzedawczyni.
Dziewczyny nie protestowaly, szybko przebraly sie w swoje rzeczy, Janet zaplacila i pobiegly na dalszy podboj centrum, w pierwszej kolejnosci cos przekasic, bo to przebieranie sprawilo, ze mialy ochote na drugie sniadanie.

-Dr. Luca szuka cie, Mar...-przerwala Dorota wchodzac do sali.
Przestraszona Mari odskoczyla od Mika.
-My nic nie robilismy! Jest zupelnie inaczej niz myslisz! Ja,ja,ja...-zaczela sie jakac.
-Ona robila mi opatrunek- dokonczyl Miko usmiechajac sie niewinnie.
Dorota spojrzala na Mari jednym ze swoich spojrzen typu: Wiesz-czego-nie-wolno-robic-w-pracy i powiedziala szybko:
-Luca czegos chce, biega po szpitalu i cie szuka, nie wiem o co chodzi, lepiej sie pospiesz.
-Dorotko, wiesz nie skonczylam tego opatrumku, zrobisz go za mnie- Mari probowala przymilic sie do Dorotki.
-Eh, no dobrze, a ty lepiej juz lec- odetchnela i zabrala sie machinalnie do bandazowania.
-Fehr jestes!-krzyknal Luca wybiegajac zza zakretu.
-Cos nie tak? ...Znowu?
-Powiedz mi kto mial dzis dyzurowac przy odbieraniu pacjentow z helikoptera?
-Hmmmmm Jacke???
-Nie??? Ty??
-O kurcze.
-No wlasnie.
-I tylko nie mow mi, ze wlasnie przylecial helikopter?
-Mam nie mowic? Wiec milcze!
-Juz biegne, juz tam jestem juz juz-Mari puscila sie biegiem na gore. Na szczescie zdarzyla dopedzic jeszcze puste nosze.
-Uf, co za dzien!

Na dole Dorotka skonczyla swoja robote, pozegnala Miko krotkim czesc i wyszla szybkim krokiem na korytarz. Jakas babka siedziala na krzesle i mowila do niewidzialnego przyjaciela.
-Czy wszystko w porzadku?-spytala Dorota.
-Pani tez jest z tej misji?-zapytala kobieta.
-Z misji?- Dorota ukucnela kolo niej.
-No tak, oni wszyscy nosza te biale stroje. Misjonarze sa dobrzy, Kathy tez ich lubi.
-Kim jest Kathy?
-O jaka niewychowana jestem- zasmiala sie starsza pani-Nie przedstawilam pani Kathy- pokazala reka na puste miejsce kolo siebie.
-Czesc Kathy jestem Dorota, milo mi cie poznac- Dorota pomachala w tamtym kierunku, na chwile nastala niezreczna cisza.
-Kathy nie jest rozmowna, ale polubila pania, to od razu sie wyczuwa.
-Tak, tez sie ciesze. Czy pani czeka tu na jakiegos lekarza?
-Pewien misjonarz powiedzial, ze po mnie przyjdzie, wiec czekam. Lekarzy nie widzialam...
-Dobrze niech pani tu jeszce poczeka, ja za chwile pojde poszukac tego misjonarza.
-Dziekuje ci kochanie, jestes bardzo mila.
Dorota wstala szybko i poszla w strone recepcji.
-Byla tu gdzies Susan?-zawolala.
-Nie, chyba nie, ale widzialam przed chwila Carol, cos pilnego?
-Nie, nie, po prostu...
-Czesc Dorota!-przerwal jej Carter.
-Czesc!-usmiechnela sie przelotnie- Tam w korytarzu siedzi jakas kobieta...
-A tak, to moja pacjetka, juz do niej ide.
Dorota odwrocila sie i o malo nie przewrocila sie. Stal za nia Nick.
-Czesc kochanie, chcialem ci zrobic niespodzianke- wyciagnal bukiet zza plecow.
-I zrobiles!- usmiechnela sie i pocalowala go w policzek i pociagnela za reke w jakies bardziej spokojne miejsce...

Mati od samego rana krecila sie niezdecydowana.
-Wiem, ze powinnam isc do tej pracy, ale taka spiaca jestem. Sklep sam sie nie otworzy,ale...
-Oj kocie, skad ja to znam- smiala sie Maja zajadajac platki z mlekiem siedzac w pidzamie przy kuchennym blacie.
W pewnym momencie uslyszaly znana melodyjke telefonu Maji- Ajajajajajaaj
-Slucham?-siorbnela mlekiem do sluchawki.-A tak jasne!-zasmiala sie, a Matii spojrzala na nia podejrzliwie.- Tak tak, juz, masz cos do pisania? tak? no dobrze: 500- 340...043..tak 0..4..3 yhy. No jasne, nie ma sprawy! Hihihih, tak masz racje. Dobrze, do zobaczenia! Calusy, papapa.
Kiedy Maja odkladala sluchawke Mati miala oczy wieksze od talerzy.
-Ej, komu podawalas moj numer, co? Ty sie siostra lepiej po dobroci przyznaj! Starszej siostry trzeba sluchac! No mow juz!
Maja tylko patrzyla na nia z usmiechem:
-Oj niecierpliwa, za chwile zobaczysz sama!- powiedziala tajemniczo.
I rzeczywiscie w pare sekund pozniej rozbrzmialo szczekanie psa- nowy telefon Mati.
Spojrzala na Maje z blyskiem zabojcy ale to sie diametralnie zmienilo gdy zapytala halo.
-Kto? khy..khy...-wygladala jakby sie czyms zakrztusila, az Maja zmartwila sie czy dobrze sie czuje, ale wszystko bylo w porzadku- Tak...znaczy tak- odpowiedziala troche glosniej Mati- Mati Deluca. Gdzie? Kiedy? Ze mna? Ale czy aby ze mna? Moze to chodzi o moja siostre Ma...Ma...Maje? Nie? Znaczy ja NIEE!!!! Znaczy...nie, nie jestem zajeta, bardzo chetnie pojde, jasne, za godzine? ok do zobaczenia tak, oczywiscie.
Gdy wylaczyla komorke nie byla w stanie wydusic z siebie slowa.
-John?-zagadnela smiejaca sie Maja.
-Nie mowilas ze znasz Johna Bon Jovi!!!
-No coz, jakos wyszlo..- Maja zasmiala sie, ale musiala zrobic szybki unik, bo siostra rzuciala sie na nia.
-Kotek czasu nie masz, slyszalam, ze godzinak, tak?
-O matko! Przeciez ja nie mam sie w co ubrac!- przestraszyla sie Mati.
-Spokojnie cos ci pozycze-Maja pociagnela siostre do swojej garderoby. Wybrala jej jeansy biodrowki i rozpinana fioletowa bluzke ze slicznym kolniezem.
-Sis do tego japonki, z wlosow juz ci czesze ladny postrzepiony kok i juz jestes gotowa.
-O amusiu dzieki, zycie mi atujesz.
-Jeszce bedziesz miala okazje zeby mi sie odwdzieczyc- zasmiala sie Maja i juz wypychala siostre po schodach w dol, bo dzwonek do drzwi sygnalizowal przybycie goscia.
-Otworz!- krzyknela przerazona Mati- Dobrze wygladam?- spojrzala do lustra.
-Wygladasz swietnie- usmiechnela sie Maja.
Mati miala lekki liliowy makijaz i fioletowe klapki na obcasie. Dorwala jeszzce w ostatniej chwili swoje ulubione perfumy i wlasnie sie nimi psikala, kiedy Maja otwierala drzwi.
-Witam cudowna kobiete- przywital sie John z Maja i cmokneli sie na wejsciu- Piekna jak zwykle.
-Niepoprawnie uprzejmy, jak zwykle- zasmiala sie Maja.-Wejdz prosze.
John wchodzil kiedy Mati odstawiala flakonik. Zakolysala sie lekko, myslala ze straci rownowage, ale nie. Cmokneli sie w policzki i podali sobie dlonie.
-Mati.
-No tak urocza osoba moze miec tylko urocze imie.- powiedzial lagodnie.
Mati zarozowila sie lekko,a Maja zasmiala pod nosem.
-Bawcie sie dobrze- zawolala za nimi.
-Oczywiscie, odstawie siostre o odpowiedniej porze.
-Mam nadzieje- Maja pomachala Mati i zamknela drzwi.
Oparla sie o framuge, odetchnela i pobiegla do lazienki.
-Duzo piany dobrze mi zrobi- powiedziala odkrecajac wode.
Kiedy juz lezala nie myslac o niczym, zadzwonil telefon, na szczescie zostawila go w pokoju i nie miala ochoty wychodzic z wanny zeby go odbierac.
-Niech dzwoni, w koncu mu sie znudzi. ziewnela i odkrecila jeszcze kurek z goraca woda.
Po chwili komorka zamilkla, ale rozdzwonil sie telefon domowy, ten na nieszczescie Maji byl zainstalowany tez w lazience.
-Oh, co za natrent- ale przeszlo jej przez mysl, ze moglo sie cos stac, szybko poderwala zielona sluchawke.
-Tak?-zapytala troche zdenerwowana.
-Czy mozna rozmawiac z Maja Deluca-zapytal glos w sluchawce.
Maja uspokoila sie, chyba nic nie moglo sie stac:
-Przy telefonie, kto mowi?
-John Carter- powiedzial cieply glos.
-Au...-sluchawka prawie wpadla jej do wody.
-Halo!Jestes tam?- spytal zaniepokojony.
-Tak, tak! Jestem- Maja szybko doprowadzila wszystko do porzadku.
-Maju czy jestes dzis zajeta?
-Nie- powiedziala od razu, chociaz wiedziala, ze nie powinna byla.-Nie jestem.
-Czy poszlabys ze mna na obiad?
-Bardzo chetnie- czula jakby ktos inny mowil za nia- O ktorej?
-Czy moze byc pierwsza?
-Swietnie.
-Wiec do zobaczenia.
-Pa.
Lezala w wannie i nie wiedziala co zrobic. Przeciez Michael, kochala go. Carter jej sie podobal, no i chyba ona jemu tez, ale Michael....Eee to tylko obiad, nic takiego. Przeciez to tylko obiad.
Wyszla z wanny kolo jedenatej. Nagle jej wyglad na tym obiedzie nabral niesamowitego znaczenia. Wyrzucala tysiace rzeczy na podloge, az zdecydowala sie na krotka jeansowa spodniczke i zielona polprzezroczysta bluzke odkrywajaca ramiona.
-Tak chyba bedzie dobrze- mowila do lustra.
Jeszcze tylko zielone satynowe sandalki na 10 cm obcasie zawiazywane wstazeczka dookola lydki, wlosy luzno spiela z tylu. Szmaragdowy makijaz kropla perfum i ledwo sie wyrobila przed dzwonkiem. Zlapala zielona torebeczke z satyny i podbiegla do drzwi dziwnie zdenerwowana.
- Nie widzielismy sie dwa lata- powiedziala do siebie- Matko, to kupa czasu!- zdecydowala sie i otworzyla drzwi.
Przygotowala sie na wszystko, prawie wszystko....
-Witaj-powiedzial podajac jej purpurowa roze- taka jak wtedy.
-Jo...-wyszeptala tylko tyle zanim zaczeli sie calowac w drzwiach...


by Mala&Mari


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:40, 17 Cze 2005    Temat postu:

Maja obudziła się. Okazało się, że przysnęła w wannie. Przypominając sobie sen zauważyła w lustrze iż czerwieni się na samą myśl o tym. Zwyczajowo jej wzrok poszybował na zegar wiszący nad lustrem.
- O cholera! Jeszcze pół godziny – krzyknęła do siebie
W ekspresowym tempie wyszła z wody. Po raz pierwszy w swoim krótkim życiu, zdążyła przygotować się na umówione spotkanie w takim krótkim czasie. Akurat wpinała we włosy ostatnią spinkę gdy ktoś zadzwonił do drzwi.
”To pewnie Johnny – pomyślała” Ze ślicznym uśmiechem otworzyła drzwi. Widok, który zobaczyła wprawił ją w osłupienie.
- Cześć kotku – powiedział Michael
- A jednak to prawda, nie przewidziałam się – mruknęła
- mówiłaś coś?
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę – skłamała – a w ogóle co ty tutaj robisz?
- Odwiedzam swoją dziewczynę – rzekł uradowany
- Eeeee... Tylko wiesz... Nic mi nie mówiłeś i ja się umówiłam – wyrzuciła z siebie
- Aaaaha – tym razem to Michaela zatkało – no to ja w takim razie ci nie przeszkadzam – dodał i poszedł w stronę swojego samochodu.
Maja zamknęła drzwi. Serce biło jej jak oszalałe. Spojrzała po raz setny na zegar. 13.30 a Cartera nie ma.
”A mówią, że to bliźniaczki są nie punktualne – pomyślała znów”
Jednaj jej oczekiwania w końcu zostały nagrodzone. W drzwiach pojawił się John Carter, jej stary przyjaciel i kolega po fachu Mari i Dorotki. Młody chirurg traumatyczny.
- Witam piękna pania – przywitał się szarmancko i wręczył dziewczynie małą różyczkę.
- Cześc i dziękuję – uśmiechnęła się. W głowie usłyszała głos kuzynek „Pokazowy uśmiech Maji nr 4”. Na samo wspomnienie uśmiechnęła się.
Przyjrzała się koledze. Chłopak ubrany był w czarne sztruksy, czarną koszulkę z krótkim rękawkiem z wyszytą po prawej stronie myszką Miki.
”Wygląda tak słodko – westchnęła, miała jednak na tyle szczęścia, że chłopak jej nie usłyszał”. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech ukazując rząd białych ząbków.
- John jesteś brudny. – powiedziała usmiechając się.
Chłopak spojrzał w lustro i nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Cholera! Jeszcze krew? – spytał sam siebie
Maja spojrzała na niego z niedowierzaniem. Carter uchwycił jej wzrok i zaczął się tłumaczyć.
- No wiesz... Operowałem pacjenta z pękniątą tętnicą. No i zanim łaskawie któraś z Twoich koleżanek pomogła mi przy tym facecie... No po prostu sanitariusz zatykał ranę palcami. I zanim Mari przykryła palcem ranę to krew chlusnęła pod ciśnieniem. Facet upieprzył nam całą izbę przyjęć. – Maja patrzyła na niego z otwartymi ustami – Oczywiście uratowalismy go...
- Jejkoos u was zawsze tak ciekawie? – zapytała
John zobaczywszy jej minę zaczął się śmiać.
- Z czego się śmiejesz\? – Maja po raz kolejny nie wiedziała co się dzieje
- Hehehe... Po prostu nabrałaś się. Dziewczyny uprzedzały, że to łykniesz... Zszywałem takiej pani palca i widocznie musiałem się ubrudzić. kończąc wypowiedź zaczła się śmiać, a Maja zaczęła go okładać.
- Chodźmy na ten obiad. Umieram już z głodu... Zresztą twój żołądek także domaga się posiłku.
Maja zaczerwieniła się. Nie wiedziała, że chłopak usłyszał burczenie w jej brzuchu. W dobrych humorach opuścili dom Maji i udali się do pobliskiej restauracyjki.

Mati w tym samym czasie spędzała przyjemnie czas z Johnem (to nie ten sam facet ani nie brat bliźniak faceta, z którym poszła na obiad Maja. To czysty przypadek... No może nie taki czysty, ale pomińmy ten fakt – dopisek Mari)
- Naprawdę? – Mati nie mogła uwierzyć własnym uszom ( Mati uszom nie chce wierzyć, a Maja oczom... To chyba cecha dziedziczona genetycznie... – dop. Mari)
- Tak. Naprawdę na ostatnim koncercie podczas piosenki „Always” miałem bluzę zaprojektowaną przez Ciebie.
- Kantujesz – Mati nadal nie chciała uwierzyć
- Ty jeszcze gorszy osioł niż Twoja siostra....
- CO?!
- Tzn. Uparta jak osioł – wytłumaczył się szczerząc John
Dziewczyna odsapnęła z ulgą.
- A skąd ją w ogóle miałeś?
- Maja.... Mówi ci to coś?
- Ja jej krzywdę chyba zrobię – powiedziała śmiejąc się.
John dołączył do niej.
Mężczyzna spojrzał się na tą młodą kobietę. Już dawno nie bawił się tak dobrze w żadnym towarzystwie, a zwłaszcza jeżeli chodzi o towarzystwo kobiet. Mati coraz bardziej go intrygowała. Jej zachowanie różniło się od zachowań typowych dziewczyn w jej wieku. Jedno wiedział w 100%. Nie pozwoli by ta znajomość zakończyła się szybko.
”Trzeba ją kontynuować – pomyślał i po raz setny tego ranka spojrzał w jej piękne oczy”
- Chodź, skoro tutaj jesteśmy to pójdziemy do parku rozrywki... – dodał niesmiało po chwili?
- Park rozrywki?? – wybauszyła oczy pytając – Hurrra!!!!!!!!!!!!!!!!! – krzyknęła i zaczęła skakać jak mała dziewczynka
” No proszę... Kto by pomyślał, że lubi Park rozrywki...”
John nie mógł uwierzyć, że ta istotka jest taka energiczna. Gdy tylko dotarli do Lunaparku, Mati ganiała od jednej kolejki do drugiej. Biedny facet po paru takich biegach nie mógł nadążyć za Mati, która z coraz większą szybkością wybierała kolejne atrakcyjne zabawy.
Jedyną spokojną atrakcją, którą wybrała było kino. John z wielką chęcią poszedł na to.
”W końcu odsapnę –pomyślał z ulgą”
Trafili akurat na horror co ucieszył obojga. Mati nie pamietała tytułu bo za bardzo się bała. Cały czas podskakiwała, krzyczała albo po prostu przytulała się do Johna. Natomiast Johna nie obchodził film, chciała jak najczęściej aby dziewczyna się do niego przytuliła. Końca filmu żadne z nich nie pamiętało, po prostu całowali się.
Oczywiście byli tak pochłonięci tym co robią, że nie zorientowali się kiedy skończył się seans. Zostali przez to brutalnie oderwani od dotychczasowej czynności i wyproszeni z kina. Mimo tej sytuacji w dobrych humorach jechali w dalszą trasę.

Tymczasem Justyna i Janet pojechały wraz z Orlim na plan filmowym, w którym znajdowała się pewna niespodzianka.
- Co to za niespodzianka? – pytała Janet
- Dla ciebie jan – odparł
- To po co ja jade z wami? – zapytala Justyna
- No robie Ci przyjemność, a tak szczerze mówiąc mam dzień dobroci dla zwierząt – wyszczerzył się Orli
- Hahaha.... – Justyna zaczęła udawać obrażoną, gdy nagle jej się coś przypomniało - Siostra dzwoniłaś do wszystkich?
- dzwoniłam do Brena on obiecał przekazać dalej... – odparła Janet
- Aha – Justynie ulżyło
- W ogóle Orli przyjdziesz do Angel’a na tą imprezę w stylu lat 60-70?? – zapytała po chwili starsza z sióstr
- pewnie – odparł Orli – Może doczekam się moich 20 dolarów
Janet spojrzała na Justyna, która zaczerwieniła się i odwróciła w drugą stronę. Już więcej nie wracali do tego tematu. Dziewczyny droczyły się z Orlim o to w co chłopak się ubierze
- Przyjdzie nagi – zażartowała Justyna
- A chcesz?? – Orli po raz kolejny doprowadził młodszą z sióstr do wypieków na twarzy. Czerwieniąca się Justyna wyglądała ślicznie, przynajmniej tak uważał Orli. Gdy w końcu dojechali na plan Orli udał się gdzieś, zostawiając dziewczyny przy samochodzie. Jednak po chwili szedł do nich z Johnym Deepem. Janet zobaczywszy to o mało się zakrztusiła się pitym właśnie soczkiem, Justynie zaś szczena opadła.
- To jest Janet, a to coś z otwartymi ustami to Justyna
- Miło mi – powiedział Johny uśmiechając się
- Nam też – odparła za siebie i siostre Janet
- Justyna własnie a my musimy pogadać o oprocentowaniu – wyskoczył nagle Orli ciągnąc za sobą zdezorientowaną Justynkę.
Janet patrzyła się na nich z równoczesną nienawiścią, ale także radością.
- Dużo o Tobie słyszałem – po chwili ciszy odezwał się Johny
- Naprawde? Skąd? – janet była zdumiona
- Orli to papla... Popracuje się z nim pare dni, a już się wie kto mu się podoba – odparł szczerze
Janet roześmiała się słysząc ta wypowiedź. Johny poszedł za jej przykładem i po chwili na całym planie można było usłyszeć śmiech dwóch osobników.
- czemu odeszlismy od nich?? – zapytała Justyna z żalem
- Bo on się janet podoba dlatego...
- Skąd TY to wiesz??
- ma się swoich informatorów, a zresztą chciałem pobyć z Tobą.
Szczerość Orliego wywołała następną falę zaczerwień u Justyny. Zobaczywszy to Orli rozesmiał się. Mała patrząc w jego oczy ledwo co stała na nogach. Po prostu chciała się do niego przytulić. Nawet nie zorientowała się kiedy Orli stanął przy niej i pocałował ją. Dziewczyna nie miała zamiaru przestać, on zresztą też nie. Ale usłyszeli za sobą głośne „uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu”, które przywołało ich do rzeczywistości. Za nimi stała cała ekipa zaczynając od kamerzystów, po przez oświetleniowców po samych aktorów i reżysera. Wsród tego tłumu Justysia dostrzegła swoją siostrę. Janet przypatrywała się jej z nieukrywaną satysfakcja. W końcu Justyna sama pare dni wcześniej mówiłą, że nigdy nie pocałuje Orliego, a tu taki klops. No i gdyby nie ten zakład. Justyna przegrała, a założyły się o miesięczną jazdę jeepm Janet. „No to tego miesiąca nie przeżyje – pomyślała, przypominając sobie zabójczo szybką jazdę siostry. Miała jednak nadzieje, że na dzisiejszej imprezie Janet zapomni o zakładzie. Siostry nawet nie zorientowały się kiedy nadeszła pora zbierania się do domu, w koncu musiały przygotować całą imprezę a do tego jeszcze ubrac się odpowiednio. Janet jednak nie zapomniała zaprosić Johnego na przyjęcie. W drodze powrotnej trajkotała jak najeta. Justyna po jej zachowaniu rozpoznała, że Johny pojawi się na przyjęciu. Niedługo po dotarciu do domu siostry wybyły z niego, aby spokojnie przygotowac się do przyjęcia w kafeterii Janet.

Tymczasem w szpitalu panowała spokój. Po raz pierwszy od paru dni dziewczyny mogły spokojnie porozmawiać.
- no wiesz tak od razu z Miko – zaczęła dorota
- Odczep się!!! Tłumaczę Ci po raz enty, że nic się nie stało – Mari była lekko zbulwersowana
- Pewnie...
- mam ci przypomniec jak w składziku natknęłam się na ciebie i Nicka?? Nie musze dodawać co wy tam robiliście...
To wystarczyło aby Dorota nie drążyła tematu.
- A w ogóle to dzisiaj to przyjęcie u J&J
- Ta wiem... bal przebierańców. Przypomniałaś mi o tym zarówno ty jak i Sylvi. Jak idziesz ubrana?
- No może pójdziemy w naszych kitlach? W końcu lekarzy tam nie będzie
- Dobry pomysł – odparła Mari – a wiesz, że dziewczyny zaprosiły na imprezę Malika i Cartera?
- Ich?? – Dorota zaczęła się smiać – Już to widzę, co my będziemy robić
Mari dołączyła do niej. Obie miały takie same wyobrażenia dotyczące pielęgniarza i lekarza. Obaj bardzo pasowali do ich zespołu. W czwórkę w pieknym stylu dokuczali Luce.

Angie w końcu nie zrobiła z siebie bardzo chorej. Zadzwoniła do Matta, przypominając mu o przyjęciu i odwołując spotkanie. Za to sama, wraz z Sylvi i Lyss zaczęły obradowac nad swoimi strojami. Po dwóch godzinach gadania każda wybrała sobie strój. Lyss doszła do wniosku, że przebierze się za wampirzyce. Angie zas miała przygotowany strój od samego poczatku. Miałą się bowiem pojawic na przyjęciu w dziecięcych ciuszkach. Sylvi jako jedyna nie mogła się zdecydowac w co może się przebrać, ale w końcu wybrała strój kota. Dziewczyny nie miały dużo czasu na przygotowania, więc w szybkim tempie zaczęły się szykować.

Maja jedząc obiad z johnem przypomniała sobie dawne czasy. Kiedys łączyło ich coś więcej. John chyba też wrócił do dawnych czasów, bo nie zwracając uwagi na nic przechylił się i pocałował ją. Maja nie protestowała. Dopiero jego pager oderwał ich od całowania.
- Wybacz, muszę wracać. – powiedział smutny
- Nic się nie stało – odparła
- Zobaczymy się na przyjęciu, a tymczasem pozwolisz, że Cie odprowadzę.
Tak więc, w szybkim tempie dotarli do domu Maji. Akurat w drzwiach spotkali Mati i Johna.
- maju, wybacz ale ja już lece bo mnie zabiją – odparł i povcałował ją w policzek po czym zaczął biec w tempie ekspresowym.
Po chwili zjawił się w szpitalu. Chciał iść do wc, jednak krzyki dobiegające z damskiej toalety zmusiły go do zmiany planu. W toalecie zobaczył, że Dorota z Mari przyjmuja poród. Nie zwracając na nic uwagi krzyknął aby jakis lekarz im pomógł, a sam zaczął pomagać dziewczynom. Luca jako pierwszy zjawił się przy trójce stażystów. Zabrał kobietę i narodzona przedwczesnie dziewczynkę. Po godzinie wrócił i pochwalił gówniarzy za to co zrobili. Odprawił ich tez do domu. Jednak oni postanowili poczekac na Malika i w czwórkę udać się do Angela.

Justyna i Janet wyczekiwały już gości. O 20.00 zaczęli powoli schodzic się goście. Wśród nich było wiele gwiazd miedzy innymi cała obsada Przyjaciół, Roswell, Jeziora Marzeń. Byli to stali bywalcy kafeterii janet. Gdzieniegdzie widac było też inne gwiazdy. Wszyscy ubrani w myśl przewodnią przyjęcia „Różowe lata siedemdziesiąte”. Zdziwienie dziewczyn wywołały natomiast zjeżdżające się koleżanki. Pierwsi przyjechali Lyss ze Stu, Angie z Matem i Sylvi. Następnie pojawiły się siostry DeLuca. Nie zabrakło także Johna Bon Joviego, Johnego Deepa, Orlanda Blooma. Jednak panowie ubrani byli odpowiednia czego nie można było powiedzieć o paniach. Brendan i Jenn zjawili się chwilę później. Na koniec zjawili się lekarze a chwilę po nich Majandra ubrana jak przystało na hipiskę.
- Jak wy wyglądacie?? – zapytałą Justyna
- Co to za impreza?? – Sylvi była zdruzgotana
- Lata 70-siąte – odparła Janet
- Sylvi powiedziała, że bal przebierańców – odparła Mari
- tak mi powiedziała Mati – broniła się Sylvi
wszyscy spojrzeli na Mati
- ja to wiem od niej – ręką wskazała na siotrę
- ja to wiem od Brena...
nagle wszystkie oświeciło. Brendan zrobił sobie z nich jaja. Postanowiły jednak nie przejmowac się tym zbytnio. Mimo swoich strojów powinny się bawić dobrze. Dj włączył w końcu muzykę. Wszyscy siedzieli przy stolikach, a parkiet był wolny. Janet obawiała się, że impreza nie uda się. Dj zaś zmienił jakiegoś smenta na rzecz Blinka. Z głosników można było usłyszeć „What’s my age”. Pierwsze pare taktów wystarczyło, aby rozruszać grupę stażystów. Nie minęła chwila gdy czwórka ludzi w białych kitlach zaczęła rządzic parkietem. Po chwili dołączyły do nich pozostałe koleżanki. Po minucie parkiet zajmowała ich grupa. Nie przeszkadzało im już nic, żadne stroje, żaden tłum. Liczyli się tylko oni. Jednak nikt poza Justyną i Janet nie wiedział, że impreza będzie pokazywana w telewizji. Jednak Justyna przeszła samą siebie. Po godzinie w jej łapce pojawił się mikrofon. Mari skojarzyła ten symbol i razem z Justyną zaczęły się śmiać. Po chwili z głośników poleciała wolna. Większość dziewczyn dobrała się w pary. Okazało się że bez pary są siostry Fehr oraz Carter. Nic im to jednak nie przeszkadzało. Na podwyższeniu zobaczyli gitarę i keyboard. Tyle im starczyło do szczęścia. Mari dorwawszy się gitary zaczęła grać, John podłaczył się do keyboardu. A Sylvi został mikrofon. Dorota zobaczywszy to rzuciła Nick i pobiegła do nich. Tak samo zrobiła też justyna. I po chwili na niby scenie grał prawdziwy zespół. Ludzie zebrali się pod sceną. To własnie ten prowizoryczny band rozruszał ludzi, po chwili wszyscy już tańczyli. Jednak punktem programu było karaoke. Niespodziankę tą przygotowała janet, która usłyszawszy płyte siostry i Mari, postanowiła im dokuczyć.
tłum zaczął klaskać. Karaoke jak dotąd nie było promowane na takich imprezach, to był przełom. Pierwszą piosenkę miał być utwór Garetha Gates „ Anyone of us”. Na scenie pojawił się Hayden, zaczął śpiewać
”My heart will break
Cause I made stupid mistake”
Skończywszy piosenkę podszedł do Mari i poprosił ją o rozmowe. Stojący nieopodal Miko miał nadzieje, że dziewczyna nie zgodzi się. Jednak Mari poszła z Haydenem. Przez bite 30 minut rozmawiali. W końcu rozstali się usmiechnięci.
- Co jest? – zapytała Sylvi odrywając się od chłopaka z którym flirtowała. Tym chłopakiem okazał się Ashton Kutcher
- Czy wy jesteście znowu razem? – Dorota zaczęła drążyć temat
Stojący niedaleko Miko i Orli przysłuchiwali się rozmowie.
- Nie wróciłam do niego... Ale jesteśmy przyjaciółmi, tzn. postaramy się być – odparła z usmiechem – a teraz wybaczcie, ale ide do Justyny. – zakończywszy wypowiedź zostawiła zaskoczone koleżanki.
Miko usłyszawszy to odetchnął z ulgą i wyszczerzył się do orliego, chłopak znał ten usmiech. Teraz obaj mieli przed sobą zadanie, byli pewni że to im się uda.
Tymczasem Maja, Mati i Janet które nie bawiły się ze swoimi nieobecnymi na przyjęciu chłopakami, wcale się tym nie martwiły. Bawiły się świetnie w towarzystwie innych, najgorsze było to że żadna z nich nie tęskniała za swoim facetem. Targały nimi na samym początku lekkie wyrzuty sumienie, które z każdą minutą imprezy malały, a w końcu znikły.
Przez nąstępną godzine nic się nie działo, ludzie tańczyli, jednak karaoke przestało funkcjonowac. W pewnej chwili na scene wpadł Carter
- Kadra w kitlach proszona jest o opuszcenie lokalu – skończywszy wypowiedz pobiegł w stronę drzwi.
Za jego plecami od razu pojawiły się dziewczyny, a w samochodzie czekał już Malik.
- Co jest? – zapytała Dorota
- 5 przecznic dalej była strzelanina, zanim dojada nasi mamy się zajac rannymi – wyrecytowal Carter.
Tłum już po chwili zapomniał o ogłoszeniu Johna i dalej się bawił. Tymczasem przyjaciele zastanawiali się co mogło się stać.
Gdy stażyści dotarli na miejsce wypadku byli przerażeni. Tyle rannych. Dziewczyny zaczęły zajmowac się najmłodszymi poszkodowanymi, a Carter z Malikiem dorosłymi. Naszczęście nikt nie został ciężko ranny. Mieli jedynie trochę ludzi do pozszywania.
Po niecałej godzinie wrócili na imprezę, ale bez kitli. Ręce nadal mieli upaćkane krwią. Dopiero teraz zebrani uwierzyli, że ta czwórka naprawdę ma coś wspólnego z medycyną. Po 20 minutach mycia rąk powrócili do bawiących się znajomych. Mari i Dorota popatrzyły po tłumie. Maja tańczyła już z Carterem, Mati z Johnem, Janet z Johnym...
- Ile tutaj Johnoof – zauważyłą Mari
- Taaaa... ale nasz Johny jest najlepszy – kończąc swoją wypowiedź usmiecvhnęła się w stronę Cartera.
Szukały dalej w tłumie znajomych. Sylvi byłą pogrążona tańcem z Ashtonem, Kornelia ze Stu, a Angie z Mattem. Brendan natomiast tańczył z ....
- Ty widzisz z kim on tanczy – zapytałą Mari wskazując palcem w strone brata
- O cholera... Może nasz plan skończy się szybciej niż sądziłyśmy... – Dorota zamyśliła się, jednak z tego odrętwienia wyrwał ją Nick. Po chwili także ona pogrążona była w tańcu. Mari wypatrzyła gdzies w tłumie Mala i zaraz do niej pobiegla. Dziewczyny spojrzały na siebie. Uśmiechneły się i wiedziały co trzeba zrobić. Po chwili znalazły się na scenie i śpiewały dobrze znany im utwór.
- Kotu pogonić kota – zaczęły spiewać.
Wszyscy spojrzeli się na nie, ale po chwili wshyscy roześmiani tańczyli w rytmach rickego martina. Dziewczyny królowały na scenie już do końca wieczora.
Nastęonego dnia Brendan pokazał siostrom notke prasową
”Wczoraj w Angelu odbyła się impreza zorganizowana przez Janet i Justynę parker. Myślą przewodnią przyjęcia były „Rózowe lata 70-siąte. Jednak nie wshyscy ustosunkowali się do tego. Koleżanki organizatorek przyszły w dość dziwnych strojach, lecz najbardziej szokujący okazał się strój siostry Brendana Fehra, Sylvie. Pomijając tą drobną wpadkę ze strony dziewczyn z grupy JJ Family (jak już wspominalismy słwana częśc tj grupy zawsze używała tego określenia w stosunku do pozostałych) imprezę można zaliczyc do udanych. Oprócz koncertu na żywo, na którym występowałi Justyna Parker, Marisa Fehr i John Bon Jovi. Jednak prawdziwym przełomem na przyjęciu okazał się pomysł z karaoke. Zabawa karaoke zaszokowała gości jednak po chwili różne gwiazdy stawały do walki z mikrofonem. Tym zakonczę moją krótką recenzję. Przypominam, że w tą niedzielę o 16.30 w telewizji zostanie wyświetlona transmisja z tego wydarzenia kulturalnego...”
Mari i Sylvi przeczytawszy to załamały się. W tym samym czasie pozostali, którzy nie wiedzieli nic o mediach na przyjęciu tak jak bliźniaczki podłamali się. Jednak za Sylvi chodziło najgłośniejsze echo tej notatki. Wszyscy znajomi wołali za nią „mrauuu”, co doprowadzało dziewczyne do białej gorączki.


by Mari


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:41, 17 Cze 2005    Temat postu:

W niedługim czasie Lyss została zaproszona przez Stu do jego rodziców. Chłopak bardzo chciał przedstawić ukochaną całej rodzinie. Jednak nie wiedział, że ta kolacja skończy się w taki sposób. Od samego rana Lyss latała po domu nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Po raz tysięczny przeglądała kalendarz.
- Co ja to dzisiaj mam?? A kosmetyczka na 15.00, fryzjer na 16.15, manicure 17.30 i o 19.00 przyjeżdża Stu. Tylko co ja na siebie włożę?? Angieeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! – krzyknęła panicznie
W jej pokoju po chwili stanęła przerażona siostra, która akurat myła zęby.
-Ho he chało? – zapytała z ustami pełnymi pasty
- Coo?? Mów wyraźniej, nie denerwuj mnie chociaż ty – Lyss zaczęła wyrzucać wszystkie ciuchy z szafy
- Hak ham huhic hyrazie z hustami helnymi hasty?? – odparła Angie
Lyss spojrzała na nią...
- Angie wypluj to i mi pomóż. - Angie już chciała pluć, gdy Lyss krzyknęła
- Ale nie tutaj!!!
Angie wyszczerzyła się i pobiegła do łazienki, po chwili znowu była u Lyss
- A więc o co biega? – zapytała
- Dzisiaj mam kolacje z rodziną Stu. Muszę zrobić na nich wrażenie, ale nie mam się w co ubrać. POMÓŻ MI!!!!!
- No może nałożysz ta sukienkę - Angie podniosła z podłogi czarną sukienkę.
- No co ty?? Ona jest okropna... A może ta? Nie ta nie pasuję, o albo ta? Nie ta też jest do kitu. Kiedy ja ostatnio byłam na zakupach?? – zapytała zrozpaczona
- Wczoraj – odpowiedziała Angie i uśmiechnęła się dziarsko do siostry. – A tak przy okazji skoro nie ubierasz tej sukienki to pożycz mi ją.
- A po co ci?? – zapytała Lyss wyciągając spod łóżka jedną szpilkę.
- No dzisiaj z dziewczynami idziemy na kolację, ale ty oczywiście o tym zapomniałaś – powiedziała lekceważąco Angelika.
- O CHOLERA!!!! Zapomniałam – wyrzuciła z siebie młodsza z sióstr
- Zdążyłam zauważyć – Angie droczyła się z siostrą.
- Angie!!! Pożycz mi tą swoja czarno fioletową sukienkę!!!
- A co z tego będę miała? – zapytała
- Będziesz mogła przez miesiąc pożyczać ode mnie ciuchy
- i tak pożyczam... Nie opłaca się
- No to... Co chcesz!!! Ale pożycz mi ją.
- Co chce? Hmmm Będziesz przez miesiąc zmywała naczynia, wynosiła śmieci no i ścierała kurze.
- CO??? Jak możesz!!! No ale oki. Gdzie masz kiecke?
- Wisi u mnie w szafie w tym czarnym pokrowcu z różą po boku.
- Dzięki – usłyszała już krzyk siostry z drugiego pokoju.
Angie w duchu śmiała się. Nie mogła się już doczekać wieczoru. „Jak im to opowiem to padną ze śmiechu” – Angie na samą myśl zaczęła huczeć
- Z czego rżysz?? I nawet nie waż się mówić o tym dziewczynom – Lyss była zdeterminowana
- Oki... – Lyss spojrzała na siostrę podejrzanie – „Chyba wie, że kłamię „ – pomyślała Angie i udała się do swojego pokoju z sukienką siostry.
Chwile potem Lyss siedziała już u kosmetyczki, następnie odwiedziła fryzjera, manicurzystkę. Po czterech godzinach zabiegów pielęgnacyjnych wróciła do domu. Byłą wykończona, najchętniej założyłaby dres i pooglądała TV.
- Jeszcze tylko nałożę tą sukienkę i buty i będzie cacy.
Angie wpadła przed wyjściem do restauracji do pokoju siostry. Lyss była strasznie blada. W jej oczach widać było zmęczenie.
- Może coś zjesz? – zapytała zatroskana Angie
- Nie dzięki... - odparła
Po chwili zjawił się stu i zabrał ukochaną do rodzinnego domu.

Pozostałe dziewczyny szykowały się na umówioną kolację. Jednak Mati miała przejść samą siebie. Ale dojdziemy do tego.
Sylvi wróciła z uczelni w wyśmienitym humorze.
- Hey rodzinko!! – krzyknęła wchodząc do domu
- Jak sesja? – zapytał Brendan
- Zajebiście dostałam 5 i to bez problemów. Myślałam, że dadzą coś trudniejszego, ale wszystko opowiem podczas kolacji – dodała po chwili
Brendan był dumny z siostry, chociaż tego nie okazywał. Czekał jeszcze na wyniki sesji Mari, ale dziewczyna jeszcze nie wróciła z uczelni.
- Bren tylko ubierz się elegancko. Wiesz, że Majan... A zresztą zobaczysz
- Dokończ jak zaczełaś – Bren krzyczał do siostry ta jednak pomachała mu i udała się do swojego pokoju.
Po chwili do domu wpadła Mari. Dziewczyna rzuciła w stronę brata przelotne cześć i pobiegła do swojego pokoju. W pokoju zastała już Sylvi, która przygotowywała się już do kolacji.
- Boli cię? – zapytała Sylvi widząc minę siostry
- Taaa... A ciebie?
Sylvi machała główką na tak
- Bren nas zabije jak się o tym dowie – dodała po chwili Mari
- No tak... Ale musiałyśmy jakoś uczcić zdane sesje – zakończyła tą dyskusję Sylvi
- W ogóle to jak z Miko? – zapytała po chwili Sylvi
- No wiesz... Szczerze mówiąc to ja nie wiem... No niby cos, ale nic... Mi się zdaje, że on ma kogoś... Ale nie dam sobie głowy uciąć. Zresztą ja mam pecha do facetów – Mari posmutniała.
- Nie bój się dzisiaj będzie dobrze – odparła Sylvi
- Ty o czymś wiesz o czym ja nie wiem, a ja nie lubię nie wiedzieć o tym o czym wszyscy wkoło wiedzą
- Ta pewnie... Siostra wyluzuj...
- A ty co z Ashtonem idziesz?
- Yhy- Sylvi wyszczerzyła się do siostry
Dziewczyny zaczęły wykopywać rzeczy z szaf.
- To się nie nadaje – mruknęła do siebie Sylvi
- Jak wyglądam? – zapytała Mari
- Jakbyś szła na koncert metalowy a nie do restauracji... Dziewczyno czy ty nie masz nic eleganckiego?? Trzeba Cię wysłać do Mati.
Mari patrzyła na siostrę zdezorientowana.
- Ale...
- Żadne ale.. Hmm... Coś tu zaraz wymyśle... O weź to i to no i jeszcze to, albo stój. Daj mi tą bluzkę, a załóż tą. I zmień spódnicę na tą do kolan. I nałóż buty na obcasie, a nie glany!!!
- Sylvi!!!
- Nie Sylvi, tylko tak!! Zjeżdżaj do łazienki!!!
Mari chcąc nie chcąc poszła do łazienki się przygotować. W tym samym czasie Sylvi kompletowała swój strój. Po niecałej godzinie z łazienki wyszła Mari.
Sylvi zaniemówiła, jej siostra która do tej pory nosiła jedynie spodnie i luźne bluzy, wyglądała niezwykle ładnie.
- Głupia babo!! Musisz się częściej tak ubierać to może złapiesz jakiegoś faceta, a nie jak łachmaniara.
Mari patrzyła na nią wielkimi oczyma, siostra jeszcze nigdy tak do niej nie mówiła. Sylvi znikneła za drzwiami łazienki po paru dziesięciu minutach i ona była gotowa do wyjścia. Na dole czekał na nie Brendan wraz z Jenn. Obydwoje byli ubrani elegancko jak przystało na gwiazdy Hollywoodu. Gdy bliźniaczki schodziły Brendan nie mógł uwierzyć, że obok Sylvi idzie Mari.
- Sylvi gdzie zgubiłaś siostrę i co to za jedna? – zaczął droczyć się z dziewczynami.
- Hahaha... skomentuj to jeszcze raz a ci nogi z tyłka powyrywam – Mari nie miała ochoty do żartów.
Ale Sylvi słysząc komentarz brata roześmiała. We czwórkę wsiedli do samochodu Brena siłą odciągając Mari od jej ukochanego motoru. Dziewczyna była obrażona, jednak nie umiała długo gniewać się na rodzeństwo.

Justyna i Janet Parker też nie należały do pedantów. Przed wyjściem na kolacje ich pokoje wyglądały jak po przejściu huraganu. Cały pokój Justyny zajmowały sukienki, koszulki, spodnie i inne części jej garderoby, gdzieniegdzie widać było pojedyncze buty. Justyna nie lubiła tego całego zamieszania przed imprezami, miała wtedy bardzo dużo kłopotów z wybraniem odpowiedniego stroju. Po raz kolejny przymierzała to nowe kombinacje ciuchów gdy do jej pokoju weszła janet.
- Justyś nie mam co na siebie założyć – prychnęła nie zadowolona
- Skądś to znam – powiedziała patrząc na swój pokój
- I co my zrobimy? – zapytała Janet
- Ide pobuszować do ciebie – odparła Justyna i udała się do pokoju siostry.
Janet poszła za jej przykładem i przeszukiwała szafę siostry, a raczej wszystko co było poza szafą.
Justyna w tym samych czasie wyrzucała zawartość szafy siostry na podłogę, po chwili także uporządkowany pokój Janet wyglądał nienajlepiej.
- Jan ja pożyczę od Ciebie ta czarno czerwoną spódnicę!
- OK.!! Ale ja biorę te twoje spodnie w kant!!
dziewczyny minęły się w holu. Jednak po chwili usłyszeć można było krzyk. Janet zobaczyła swój pokój po przejściu Justyny. Uprzątnęła trochę rzeczy i zabrała się za kompletowanie swojej wieczorowej kreacji. Gdy ona miała już prawie wszystko gotowe, Justyna nadal zastanawiała się nad odpowiednim strojem. Musiała w końcu zabłysnąć przy Orlim, a dobrze wiedziała, że Mati na pewno wyskoczy w czymś szałowym.
”Nie ma to jak projektantka wśród znajomych... Czemu ja nie mam takich zdolności? – pytała się w myślach”
- A może by tak nałożyć tą sukienkę i te buty? Albo lepiej jak założę... Jezu!!! Czemu ja mam tak mało ciuchów??
Janet, która akurat weszła do pokoju siostry o mało się nie zakrztusiła słysząc ostatnie słowa Justyny. Dziewczyna spojrzała na siostrę jak na wariatkę i pobiegła zająć toaletę. Justyś krzyczała do niej aby się pospieszyła jednak Jan siedziała w toalecie ponad godzinę. Wyszykowana idealnie czekała na siostrę. Justynka miała o wiele mniej czasu, jednak wiedziała że po jeździe jeepem siostry i tak nie będzie przypominała człowieka. W 40 minut musiała doprowadzić się do jako takiego ładu co przyszło jej z wielkim trudem. Po wyjściu z łazienki poprawiała makijaż, a w tym czasie Janet czesała siostrę. W końcu obydwie wypucowane jak laleczki barbie pojechały do restauracji... (jazdy jeepem nie będę opisywać bo po prostu pewnie większość z was nie przeżyłaby tego =P No zresztą co się dziwić... Jan za kierownicą... – dop. Mari)

Maja i Mati także czynnie przygotowywały się do wyjścia. Jednak one w porównaniu do koleżanek nie miały z tym wielkich problemów. Mati, rozwijająca się projektantka szła na kolację w swoim „kolejnym wymyśle”. Dokładniej mówiąc dziewczyna ubrana była w czarno srebrną suknię spiętą pod biustem tasiemką. Najnowszy krój wymyślony przez dziewczyne leżał na niej idealnie, co ważniejsze wyglądała w niej nadzwyczaj ślicznie (pewnie John... eee tzn. Heath i tak uważałby ją za śliczną gdyby przyszła ubrana i w worek po kartoflach – dop. Mari)
Do sukni obowiązkowe były szpilki z najnowszej kolekcji ginno rossi.
Maja zajrzała do szykującej się siostry i szczena jej opadła. Mati wyglądała olśniewająco! Dziewczyna była dumna ze swojego nowego projektu, nie wiedziała jeszcze jak pozostali zareagują na jej nowy wymysł. W świecie mody już zasłynęła jako kontrowersyjna projektantka. Ta kontrowersja przyciąga to nowszych klientów, wśród nich są jej przyjaciółki. Jednak jej konto zasilają głównie karty sióstr Fehr. Obydwie oszalały na punkcie projektów kuzynki...
Maja natomiast swoją kreacje szykowała od dwóch dni. Za czarnymi spodniami chodziła po mieście od dawna. Któregoś razu przypomniało jej się, że Mati też ma sklep i tam właśnie dorwała swoje spodenki (nie ma jak reflex – dop. Mari). Do tego czarna sukienka na ramiączkach. Jeszcze delikatny makijaż no i Maja była gotowa do wyjścia. Wraz z siostrą i swoimi chłopakami ( o dziwo panowie znaleźli czas aby pojawić się na kolacji... Cud... Zacznę wierzyć w cuda... – dop. Mari). Panownie oczywiście także odszprycowani, wyczyszczeni, a nawet pachnący udali się z dziewczynami do restauracji. Jednak i tak nie dorównywali swoim partnerkom.

Dorotka także w domku przygotowywała się do wyjścia. Ona w porównaniu do koleżanek ubrała się w zwiewną sukienkę do kolan, a do tego szpilki. Dziewczyna czuła się trochę dziwnie w tym obuwiu (zresztą czemu się dziwić jak po szpitalu w adidaskach zasuwa... – dop. Mari). Jednak zanim zdecydowała się w co się ubrać to minęło trochę czasu. Zaczne jednak od początku... Dorotka z samego rana udał się na podbój sklepów. Wszystkie, sklepy, centra handlowe i inne zakamarki z ciuchami przeszła z cztery razy nie znajdując nic godnego uwagi. Na szczęście dziewczyna znana jest z inteligencji i oświeciło ją nagle (no może nie nagle, ale nie czepiajmy się szczegółów – dop. Mari). Dziewczyna wróciła do domu i zaczęła przeglądać zawartośc swoich szaf. Wszystko wyrzuciła z nich, nie znajdując tego czego szukała. W końcu jednak jej poszukiwania zostały nagrodzone w skrzyni na spodzie szafy leżała jej ukochana sukienka... Jasno błękitny kolor ciuszka komponował się idealnie z jej opaloną już karnacją. Z delikatnym makijażem i Nickiem u boku udała się do restauracji.

Lyss tymczasem jechała ze Stu. Była blada, zdenerwowana i odczuwała chyba wszystkie możliwe uczucia jakie człowiek znał. Jadąc samochodem była spokojniutka, co Stu odbierał jako zbliżające się kłopoty.
- nie martw się moi rodzice cię nie zjedzą...
- Najwyżej połknął w całości – próbowała żartować
Chłopak rozesmiał się.
- W ogóle to tak głupi, że nie poszliśmy z resztą do tej restauracji
- Oj przesadzasz. Bardzo chciałam poznać twoich rodziców.
- No tak, ale...
- Żadne, ale to ja nalegałam więc nie marudź – Lyss zaczynała się odprężać.
W końcu dojechali do domu Stu. Chłopak pomógł wysiąść dziewczynie z samochodu i zaprowadził ją do domu. W salonie czekali wszyscy. Tzn. rodzice Stu, jego brat z żoną i córeczkę i siostra. Lyss z tych wszystkich ludzi znała jedynie Jasmine, młodsza siostrę Stu.
- Cześć wam – przywitał wszystkich Stu – To jest MOJA – wyraz moja zaakcentował z dużą siłą - dziewczyna Lyss.
- Dzień dobry – powiedziała nieśmiało dziewczyna
- Witamy kochanie. Jestem Jennifer – Lyss słysząc to imię lekko się skrzywiła, od razu przypomniała jej się dziewczyna Brendana – to jest mój mąż Joe, Steven wraz z żoną Jessicą oraz ich córką Natalie. A Jasmine chyba już znasz.
- Tak – odparła siląc się na uśmiech
Nikt nie zauważył skąd w pokoju wziął się wilczur, który od razu skoczył na nową osobę.
- Jill – krzyknęła Jasmine próbując odciągnąć psa od dziewczyny brata
- Fajna jesteś!!! – Lyss zrobiłą oczy jak pięciozłotówki i zaczęła bawić się z psem. Pozostali patrzyli się na nią z lekkim niedowierzaniem, a następnie wybuchneli śmiechem...


by Mari


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:42, 17 Cze 2005    Temat postu:

Gdy Lyss zasiadła do kolacji wraz z rodziną ukochanego zdarzyło się coś czego nikt nie oczekiwał. Dziewczyna po prostu zemdlała. Osunęła się z krzesła na podłogę. Stu natychmiastowo znalazł się przy niej. Już po chwili dziewczyna leżała na kanapie z nogami uniesionymi w górę (jeszcze z niego lekarz będzie... Dorotka trzeba się pozbyć rywala!!! – dop. Mari). Dziewczyna ocknęła się i gdy zorientowała się co się stało spłonęła rumieńcem. Stu odetchnął z ulgą. Jasmine jednak nie zauważyła, że Lyss się ocknęła i oblała twarz dziewczyny brata zimną wodą.
- Ups... Yyyy... Ja, no... Naprawdę nie chciałam – zaczęła się tłumaczyć oblewaczka
- Nic się nie stało – powiedziała lekko zaszokowana dziewczyna.
Lyss od razu poszła do łązienki i widok jaki zauważyła przeraził ją.
Wyglądała jak miś panda... Oczy miała pobite czarnym tuszem.
- Już nigdy nie zaufam wodoodpornym tuszom!!! – syknęła przez zaciśnięte zęby
Jasmine weszła do łazienki i podała koleżance mleczko do demakijażu i suchy strój.
Siostra Stu po tej wpadce została nazwana strażakiem, co nie za bardzo przypadło jej do gustu. Ale musiała odpokutować wyrządzoną krzywdę. Atmosfera dzięki temu rozluźniła się. Lyss polubiła rodzinkę Stu, a ci polubili ją. Było to miłe zaskoczenie dla chłopaka, gdyż jego rodzice skrytykowali już 3 wcześniejsze jego dziewczyny.

Tymczasem pozostali siedzieli już w restauracji. Angie opowiadała wszystkim przygotowania do wyjścia siostry. Każde zdanie zakończone było wybuchem śmiechu.
- Lyss mnie zabije jak się dowie, że wam to powiedziałam
- Angie przecież my nic nie powiemy – powiedziała Janet
Lecz i ta wypowiedź została nagrodzona śmiechem. Każdy z grupy wiedział, że Lyss będzie wypytywała się o wieczór, a wtedy wszyscy zapomną o milczeniu. Będą się nawzajem przekrzykiwać i Lyss dowie się o długim języku siostry.
Angie opowiadając przygotowania siostry, wiedziała w co się pakuje. Jednak przyszła zemsta siostry była niczym w porównaniu z wspólną zabawą z przyjaciółmi.
Jedna taka opowieść i cała grupa miała super humory.
- A w ogóle to ciekawe co tam z Lyss... – zagadała Sylvi
- No... może zemdlała – Dorota widziała przed oczyma czarny scenariusz
- Noo... I może spadła z krzesła... – Mari dokańczała wizję koleżanki
- Pogieło was?? Wolałabym zobaczyć siostrę w jednym kawałku... – Angie zbulwersowała się wizjami koleżanek
Jednak ta bulwersacja nie przyniosła skutku.
- No bo patrz jeżeli by spaśc z krzesła i niefortunnie się obić to można sobie żebra połamać...
- zaczęła Dorota
- No a żebra mogą uszkodzić np. płuca lub inny organ wewnętrzny – Mari ciągnęła podjęty już temat.
Wszyscy słuchali wywodów dziewczyn i razem krzyknęli:
- ZAMKNIJCIE SIĘ!!!
Tym razem to młode lekarki były zbulwersowane.
- Jak tak można... – Dorota była obużona
- No ja właśnie nie wiem – Mari też nie była w najlepszym humorze
- Nie wiem jak ty Mari, ale ja idę do innego stolika
- Ja idę z Tobą Dorota, nie zostanę z nimi.
Tak jak powiedziały tak też zrobiły, zostawiając zaskoczonych znajomych.
- Zaraz wrócą – powiedziała Maja
- Na pewno... – dodała Mati – Prawda?
- A im co? – zauważył Bren
Wszyscy obejrzeli się w stronę wychodzących z restauracji koleżanek.
- Eeeee... – Justyna wydusiła jedynie tyle z siebie
Po chwili Mari wbiegła do restauracji.
- Bren kluczyki – zażądała
- Co?
- To co słyszałeś... K L U C Z Y K I!!!!
- Ale po co?
- Qrfa kluczyki dawaj – Mari nie była skłonna do tłumaczeń
Bren posłusznie dał siostrze kluczyki. Mari już po chwili nie było w restauracji.
- Ćmoku a jak my wrócimy? – Sylvi zapytała brata
- hmmm... na piechotę – odparł olśniony Bren
Sylvi zakryła twarz rękoma
- Z kim ja muszę współpracować?- dodała po chwili
Wszyscy poza Brene i Jennifer roześmiali się.
- W ogóle to ja niedługo mam pokaz mody... – powiedziała Mati
- To świetnie
- rewelka
Wszyscy zaczęli gratulować Mati, przez co dziewczyna nie zrozumiała nic.
- Ale najważniejsze jest to, że potrzebuje modelek i modelów... Nie chce profesjonalistów, tylko normalnych, zwykłych obywateli... Wiecie co mam na mysli?
Zapdał cisza, a potem znowu wszyscy zaczeli mówić równocześnie.
- W życiu
- Oszalałaś
- Nigdy
- Ze niby my?
- Pogieło cię doszczętnie Mati?
- hey... cisza... – powiedziała Mati
Nikt jej nie słuchał, nadal mówili przez siebie
- C I S Z A!!!! – krzyknęła
Zapanowała oczekiwana przez Mati cisza.
- Jak nie chcecie to nie, zmuszać nikogo nie będę... – odparła lekko zła dziewczyna
Wszyscy siedzieli cicho. Tymczasem do restauracji weszły Dorota z Mari. Usadowiły się przy innym stoliku i rozmawiały o czymś. Obydwie gestykulowały co mogło oznaczać, że cos się stało.
Dorota wstała podeszła do Brena i oddała mu kluczyki.
- Samochód działa... – odparła i ruszyła w strone stolika.
Bren złapał ją za rękę.
- Nie zamierzacie się dosiąść do nas? – zapytał
- Nie... – odparła i już chciała się wyrwać
- Ale dlaczego? – Janet dołączyła do rozmowy
- Bo przeszkadza wam nasza rozmowa, zresztą czekamy na kogoś – odparła i udała się do Mari.
Dziewczyna zostawiła zaskoczonych przyjaciół.
- Ciekawe na kogo? – Nick robił się zazdrosny.
Po chwili do restauracji weszła grupa ok. 20 osób. Maja dostrzegła w grupie Cartera.
- To chyba jakiś zjazd lekarzy – powiedziała po chwili
- Yhy – odparła Janet.
Mari i Dorota przywitały się z lekarzami i poszły do stolika razem z nimi.
- To co nie chcecie być modelami? – zapytała jeszcze raz Mati
- Dziewczyny pokiwały przecząco głową.
- A ja chce – odparł Bren – i Sylvi z Mari zresztą też – powiedział za siostrę.
sylvi przytaknęła
- Dla kuzynki wszystko – powiedziała z uśmiechem
- dziękuję – powiedziała zadowolona dziewczyna

Przy stoliku lekarzy wrzała zawzięta dyskusja. Każdy po kolei opowiadał jakąś historię. Carter opowiadał jak podczas balu zostali wezwani na miejsce strzelaniny. Parodiował idealnie i przekonująco. Wszyscy by uwierzyli gdyby nie wybuch śmiechu Mari, Doroty i Malika. Po chwili pozostali śmiali się razem z nimi.

Tymczasem Mati opowiadała jak ma wyglądać pokaz.
- Pokaz będzie zaraz po występie zespołu Shadow. – zakończyła
- Shadow?? – Sylvi odskoczyła od stołu jak oparzona i pobiegła do siostry.
Wszyscy patrzyli na tą reakcje zdezorientowani.
- Mari... Sorry że przeszkadzam, ale to ważne – powiedziała Sylvi
Mari zobaczywszy minę siostry przestraszyła się. Udała się od razu z nią na bok.
- Co się stało??
- Mar....
- Sylvi do cholery mów!!!!
- Pamiętasz... Kevin i Jake mówili o występie charytatywnym.
- No... i co w związku z tym?
- Mati ma tam mieć swój pokaz....
- CO???????????????????????????????????????????
- No...
- Ale... Przecież my... cholera.... Ja się tam nie pojawię...
- Mar... Bren nas wrobił, że mamy być modelkami na tym pokazie...
- CO??
- No... a do tego mamy tam grać... Chłopacy na nas liczą...
- Jejkooś... siostra w co my się znowu wpakowałyśmy...
- Mamy pecha jak nikt...
- Trzeba się z tego wyplątać... Może zachorujemy?
- Mar... To nic nie da... Trzeba powiedzieć prawdę...
- Będą zadowoleni, że rok nic nie mówiłysmy im na ten temat...
- Wiem... Gezzz... Ja chce do domu...
- Ja też...
- idziemy powiedzieć??
- A mamy wybór?
- Niee...
- No to chodźmy...
Dziewczyny podeszły do stolika lekarzy... poprosiły Dorote i Cartera. I razem z nimi podesżły do stolika przyjaciół.
- Co się stało? – zapytała Maja patrząc na blade kuzynki
- My... No... Jakby wam to powiedziec – zaczęła Sylvi.
- Mati nie będziemy modelkami to po pierwsze – powiedziała Mari
Mati była zaskoczona
- Są jeszcze jakieś punkty? – Justyna domyślała się, że to nie koniec nowości.
- Yhy – przytaknęły siostry...
- No bo my gramy w zespole rockowym... The Shadow...
- W TYM zespole? – zapytała Mati
- Yhy...
- Ale ten zespół istnieje od roku... – dodała Mati
- A my od roku gramy – powiedziała Mari
- CO?????????????????????? – wszyscy byli zdziwieni
- I nic nie powiedziałyście?? Mieliśmy nie mieć przed sobą tajemnic – Angie była zbulwersowana
- Chcecie powiedzieć, ze gramy przed pokazem? – zapytał carter
- Yhy...
- O cholera... Czemu chłopacy nie powiedzieli kiedy? – John wdał się w dyskusję
- Zapytaj się ich a nie nas
- Ale Mar, Kev... – zaczął John
- Cicho – Mari zakończyła jego wypowiedź
- tak wyszło i dlatego nic nie mówiłyśmy – dodała Sylvi
Przez resztę wieczoru Mari, Sylvi i John tłumaczyli się dlaczego nie powiedzieli o zespole wcześniej. Mati postanowiła, że nie odpuści im i rodzeństwo Fehr będzie modelami. Dziewczyny aby jeszcze bardziej nie podpaść zgodziły się na to z małą chęcią.
Następnego dnia Spotkali się w pełnym składzie.
Lyss opowiadała o wieczorze ze Stu, a dziewczyny o nowościach wczorajszego dnia. Lyss nie mogła w to uwierzyć. Tak jak wczoraj koleżanki, tak ona dzisiaj była oburzona zachowaniem koleżanek. Ale w końcu wszyscy pogodzili się z roczną niewiedzą o zespole dziewczyn.


by Mari


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:44, 17 Cze 2005    Temat postu:

emnosc otulala cala okolice niczym calun, raz po raz niezmacona cisze przerywal urywany oddech mezczyzny. Wiedzial, ze musi to dzis zrobic, nie mial wyjscia zreszta nawet mu to odpowiadalo. Oczekiwanie bylo najlepsze, samo zabijanie nie dawalo mu tyle satysfakcji co to oczekiwanie na ofiare - kim dzis ona bedzie, jak sie zachowa. Niemal przez skore wyczuwal, ze czas sie zbliza."

- Ciecie! - Wes Craven potarl zmeczone oczy. Byla 3 nad ranem. - Dobra robota Stu! - klepna aktora przyjaznie w ramie - Na dzis chyba skonczymy, sam ledwo patrze na oczy a tobie pewnie juz sie same zamykaja.
- Hehe fakt, ale jak pomysle o istocie czekajacej na mnie w mojej przebieralni to zmeczenie szybko mi mija.
Rezyser tylko sie usmiechna, pozegnal ekipe i zaszyl sie w montazowni by jeszcze troche popracowac nad swoim najnowszym horrorem. Stu zmeczonym krokiem szedl w kierunku swojej przyczepy, pomyslal, ze Lyss pewnie i tak juz spi. Na paluszkach wszedl - dwie lampki nocne sie palily. Kochana Lyss, pomyslala o mnie i zostawila swiatlo. Po cichu zrzucil kurtke, poszedl sie umyc. Na paluszkach wszedl do sypialni. Lyss lezala zwinieta w klebek przykryta tylko rogiem koca. Obok palila sie lampka a ksiazka, ktora pewnie dziewczyna czytala przed zasnieciem lezala po jego stronie lozka. Stu odlozyl ksiazke na szafke, delikatnie polozyl sie i obja Lyss. Nie chcial jej budzic - tak slodko wygladala gdy spala, moglby godzinami sie jej przygladac. Chwile przed zasnieciem zdazyl jeszcze pomyslec jak bardzo ja kocha i nie mogl uwierzyc, ze taka dziewczyna, ktora moglaby miec kazdego chce wlasnie jego - aktora, ktory obecnie gra maniakalnego morderce kobiet.......


Brendanowi juz zaczal dretwiec kark od tego wyginania - jego paskudne siostry wyjatkowo cicho szeptaly dzis sobie tajemnice i nie mogl podsluchac ani slowa z tego co mowia. Ostatnio gdzies chyba tez znalazly sobie nowe miejsce na swoje pamietniki, juz od tygodnia zadnego nei czytal i ciekawosc coraz bardziej mu dokuczala. Sprobowal raz jeszcze przekrecic glowe w nienaturalnej pozycji ale skutek byl taki iz tylko kosc mu strzellila a i tak nie uslyszal o czym tak zawziecie dyskutuja blizniaczki.
- A zauwazylas Mari jak teraz czesto Bren niby przypadkiem dzwoni do Majandry? Ten pocalunek na przyjeciu to byl genialny pomysl!
Mari az pokrasniala z dumy, Sylvi chwile obawiala sie, ze siostra peknie z dumy jednak nic takiego sie nie stalo, postanowila jednak nie kusisc losu inie wychwalac juz wiecej siostry.
- Majandra tez niby przypadkiem zaprosila go az na trzy premiery swoich filmow! Ja to normalnie genialna jestem.
- Jaki bedzie nasz nastepny ruch? Trzebaby jakos umowic ich na randke we dwoje bez tego Smoka.
- Z tym bedzie wiekszy problem, Smok chyba sie zorientowal co gra. Wczoraj chyba tzrydziesci razy dzwonila na chate, i piecdziesiat na jego komorke.
- Piecdziesiat??!! Whoa! W takim razie udalo jej sie pobic moj rekord! Hej zaraz moment - skad wiesz, ze tyle do iego dzwonila? - Sylvi podejrzliwe zerknela na siostre
- NIe zabiera jej jak idzie do lazienki na dluzsze posiedzenie - z duma oswiadczyla Mari. Sylvi dlugo jeszcze nie mogla wyjsc z podziwu nad niezykla cierpliwoscia i wytrzymaloscia siostry, ktora "dla dobra sparwy" poswiecila sie i czekala neimal caluski dzien na ta chwile, gdy brat zaszyje sie w lazience by "pomedytowac" na tronie.

***kilka dni pozniej*****

Ostre dzwieki gitary slychac bylo juz z daleka. Justyna zaparkowala swoj pojazd i skierowala sie od razu do garazu blizniaczek. Niepewnie wsadzila swoj lepek do srodka, obawiajac sie, ze na zakonczenie swolowego wystepu Mrai zacznie rozwalac gitare i wzmacniacz. Nic takiego sie ejdnak na szczescie nei stalo, Mari zakonczyla wystep tradycyjnie slizgiem na jedno kolano, ktory cwiczyla od jakiegos czasu.
- Kev troche za szybko lecisz z tymi basami - Sylvi chciala raz jeszcze przecwiczyc kawalek ale slyszac oklaski zrezygnowala. Usmiechnela sie do Malej.
- Hej Mala! - glos Mari byl deczko zachrypiety od wydziera...ee znaczy sie swpiewania do mikrofonu
- Hej banda! - cmoknela chlopcow w policzka i usciskala blizniaczki.
- Dobra sloneczka na ans pora, nasze fanki czekaja - Kevin puscil do dziewczyn oczko i juz go nie bylo. Jake pokiwal tylko glowa, poslal buziaki dziewczynom i takze sie ulotnil.
- Zabki dostalam od was tego przerazajacego seska, co sie stalo? Wystraszylyscie mnie okropnie!
- Bo widzisz Justys myslalysmy, ze nasz plan PSJiPBzM troszke zbacza z kursu.....
- Bren od trzech dni jest z Jenn gdzies w San Fernando! - Sylvi wpadla siostrze w slowo
- No i od ostatniej premiery Majandry wogole nie rozmawiali ze soba! - Mari az zakrecily sie lezki w oczkach. - A wszystko tak dobrze szlo, tak pieknie sie ukladalo, dokladnie tak jak tego chcialysmy.
- A niech to, ta Smoczyca jest grozniejsza niz nam sie to wydawalo - Mala zasepila sie troche. Mialy trudny orzech do zgryzienia, jak pozbyc sie tej Smoczycy i uswiadomic Brenowi, ze to Majandre nadal kocha i ze wlasnie Majandre chca jego siostry i znajomi. - musimy cos zrobic i to szybko. Maja za niedlugo znow otwiera swoj wernisaz a wtedy bez reszty pochlania ja ta wystawa i niemysli o niczym innym. Trzy czola pokryly sie zmarszczaki zwiastujacymi intensywne myslenie ich posiadaczek. Kazda miala neizwykle skupiona mine, ale tak naprawde myslaly zupelnie o czym innym. Mari zastanawiala sie czy dzis wieczorem spotka Miko w Imperium, Sylvi zastanawiala sie czy Ashton do niej dzis zadzwoni a Justyna glowila sie nad tym co powie Orliemu dzis wieczor gdy bedzie mu dawac te neiszczesne 20 dolarow.
W koncu pierwsza wrocila do rzeczywistosci Sylvi. Otrzasnela sie, wstala i przeciagnela kosci.
- Kotki niestety nic nie jestem w stanie wymyslec - zrobila stosownie smutna minke, ktora moglaby usprawiedliwic jej znikniecie - A w takim razie nic tu po mnie by spowalniam wasze myslenie. jak wpadniecie na jakis pomysl to dajcie mi znac seskiem - i juz jej nie bylo.
Mari tylko westchnela, i zaproponowala przyjaciolce by przeszly sie troche plaza.
- Moze slona woda podsunie nam jakis pomysl. - Mala ochoczo sie zgodzila. Lubila czuc pod stopami mokry piasek i te pogaduszki z Mari. Spacerujac powoli brzegiem na glos wypowiadaly swoje mysli i rozne pomysly jakie tylko przychodzily im do glowy.
- Wiesz co Mari, wydaje mi sie, ze jedyna rada na otworzenie oczu twojemu bratu to szczera rozmowa z nim.
- Taaa a ja jestem pilotem! czy ty wierzysz w to, ze Bren szczerze - podkreslam szczerze bedzie rozmawial o swoim zwiazku?
- No moze masz racje - Mala jednak nie dawala za wygrana - moze faktyczie z toba lub Sylvi by ne roztrzasal swoich problemow....
- Co chcesz przez to powiedziec? Ze my co? Sie nei nadajemy na takie rozmowy? On wogole z nikim nie gada na te tematy!
- Nie o to chodzi - Mala na chwile umilkla - Widzisz czasem lepiej sie zwierzyc ze swoich problemow komus spoza rodziny, popatrz chocby na mnie, bardzo kocham sowja siostre ale nigdy nie powiedzialabym jej paru rzeczy o ktorych mowie tobie. I wiem, ze ona ma przede mna wiele ajemnic, nie zwierza mi sie. Troche to czasem smuci, ale doskonale ja rozumeim bo tak samo czuje, a ty? Czy Sylvi wie absolutnie wszystko?
Mari choc niechetnie musiala przyznac Malej racje.
- Tylko gdzie my znajdziemy taka duszyczke, ktora zna Brena niemal tak dobrze jak my, ktora moglaby mu naswietlic odpowiednio sprawe, z ktora Bren ma naparwde dobry kontakt by nie wsciekl sie juz po paru minutach rozmowy?
- Mari ufam, ze taka osoba istnieje, musimy sie tylko dobrze rozejrzec i jej poszukac.
- I to jak najszybciej, czas ucieka, Majandra moze znow wyjechac i wtedy to juz umarl w butach jak mawia babcia Sally.......

Dorota wsadzila glowe do gabinetu Luki, musiala w koncu tu zajrzec, i tak dosc dlugo zwlekala.
- Hej masz chwilke? - Luca podniosl wzrok z nad karty pacjenta, usiechna sie i skina zachecajaco glowa. Osmielona Dorota weszla i zamknela za soba drzwi.
- 40% poparzenia, 2,9 promila alkoholu, amputowana prawa reka, to niewiele w porownaniu z tym co zrobil tej biednej kobiecie - Luca odlozyl karte pijanego faceta, ktory znecal sie nad zona.
- Mam nadzieje, ze dlugo posiedzi. Luca chcialam z toba porozmawiac.
- Domyslam sie. O co chodzi?
- Eee ten tego widzisz za tydzien znajoma oragnizuje wielki pokaz charytatywny i obiecalam jej, ze jej w tym pomoge, potrzebuje wolnego.
- Znajoma? Czy przypadkiem chodzi o Mati?
Dorota spuscila oczy, wiedziala, ze Luca nie zostal zaproszony na pokaz. Justyna zdradzila przyjaciolkom, ze Luca i Janet zerwali ze soba.
- Heh wiesz, ze ciezko jest z dyzurami, John tez chce wolne, Malik nagle tez ma jakies plany..... - chwila ciszy - niech bedzie.
- Dzieki.
Kiedy wyszla z gabinetu przelozonego gleboko odetchnela. Najgorsze ma za soba. Postanowila podzielic sie ta nowina z Nickiem. Ostatnio coraz czesciej myslala o Nicku w kategoriach ten jedyny. troszke ja to przerazalo ale gdy pierwszy szok minal stwierdzila, ze wcale nie byloby to takie zle. Z zamyslenia wyrwala ja polka z bandazami, na ktora wpadla.......

Janet miala juz dosc tego finansowego sprawozdania. Spedzila nad nim niemal caluski dzien i niemal wariowala. Miala dosc pytan czy dobrze sie czuje i czy czegos jej nie trzeba co piec minut przez nadgorliwych wspolpracownikow. Wiesc o jej rozstaniu z przystojnym lekarzem szybko obiegla swiat. Poczula, ze dluzej nei wytrzyma - wstala wiec, chwycila kluczyki i po chwili pedzila juz niebyt zatloczona autostrada w strone Angel's Caffe.


Maja krytycznie przygladala sie swojemu ostatniemu dzielu - wlasnie je oprawila i teraz czekala na to co powie Mati. Ta ze zmarszczonym czolem obserwowala obraz pod coraz to innm katem, pomrukiwala za kazdym razem i kiwala glowa, ale Maja zupelnie nie mogla sie po tym zorientowac czy to pomruki aprobaty.
- Hmmmmmm........
- No i? Co o tym sadzisz?
- Mysle, ze to doskonaly obraz!
Maja rozpogodzila sie jak sloneczko.
- Ten pejzarz fabryki wtopionej w tlo slicznej laki to chyba moje najlepsze dzielo!
Mati nie miala serca powiedziec siostrze, ze ona widzi tylko same kleksy i rozmazane smugi roznych kolorow. Gdzie tu jst fabryka a gdzie laki tego za chiny nie umiala zrozumiec ale z przejeciem kiwala glowa na znak, ze sie zgadza ze zdaiem siostry.
- A jak ci sie uklada z Jon'em? Ostatnio gazety zaczely o was pisac.
Mati zaczerwieila sie leciutko
- A tak jakos powoli leci. teraz Jon ma duzo czasu bo zrobili sobie dlugie wakacje, wiec mamy czas dla siebie, wiesz myslalam, ze juz nigdy nie bede taka szczesliwa. Jestem zakochana w tym facecie odkad skonczylam 5 lat a teraz? Popatrz umawiam sie z nim na randki!
- Widze, widze i cieszy mnieto, ze tak dobrze sie miedzy wami uklada - Jon to swietny facet a ty zaslugujesz na takiego. - Maja uscisnela krotko siostre. Cieszyla sie, ze jest szczesliwa. Sama tez cieszyla sie skrycie na potajemna randke dzis w nocy. O jej romansie na arzie nikt nic nie wiedzial i to ja cieszylo, bo choc uwielbiala przyjaciolki to troche meczoce byly ich docinki. Na arzie uwielbiala ten dreszczyk emcoji potajemnych spotkan.

Orli czekal na Justyne na molo juz prawie pol godziny. gdy dzwonil Janet uprzedzila go wprawdzie, ze siostry moze sie spodziewac nie wczesniej niz za godzine ale mysla, ze sobie z niego zartuje - teraz postanowil sluchac sie we wszystkim straszej Parkerowny. Roza, ktora kupil dla malej zwiedla od upalu i sciskania w rece. Orli pomyslal, ze Mala postanowila znow nie przyjsc i dac mu kosza. Strasznie intrygowala go ta mala istota i nie potrafil odpuscic. Nagle na horyzoncie pojawil sie obiekt jego rozmyslan ubrany w zwiewna sukienke w niebieskie kwiatuszki. justyna wygladala tak dziewczeco i przeslicznie, ze Orli wpadl po same uszy, wiedzial juz ze musi zdobyc ta niesamowita dzieczyne!
- Hej! - Justyna pomachala reka w kierunku Orliego - Wybacz, ze troszke sie spoznilam ale wiesz sama prowadzilam - siostra nie miala zcasu mnei odwiezc to dlatego - slodko sie usmiechnela. Orli zapatrzyl sie w drobne piegi na nosku dziewczyny. Nigdy by nie przypuszczal, ze piegi beda go tak bardzo fascynowac.
Mala zdezorientowana tym przygladaniem sie jej nosowi (na punkcie ktorego ma obsesje) pomachala mu przed oczami banknotem
- To chyba twoje.
- Co? Ah tak moje - Orli popatrzyl na banknoty - Sluchaj co powiesz na kawe?
Mala miala ochote podskoczyc z radosci, ale opanowala sie i usmiechnela w odpowiedzi
- Chetnie.
Tymczasowe zawieszenie broni odpowiadalo obojgu, Mala adorowana w tak wyjatkowy posb stala sienagle niesmiala, pomyslala soie nawet, ze gdyby teraz widzialy ja przyjaciolki to pewnie pomyslalyby, ze dostala amnezji. Przyjemne popoludnie przerwal jednak radosny okrzyk
- Justi!!!!! Toz to moja mala kluseczka!!!
Mala z przerazenia zamknela az oczy! wszystkiego by sie spodziewala, naparwde wszystkiego, huraganu, trzesienia ziemi, swojej siostry, ataku apopleksji ale nie babci Sally na swojej pierwszej neioficjalnej randce.
- Babcia Sally?! Nie do wiary! - zaraz tez biedan dziewczyna utonela w uscisku zazywnej strauszki. Babcia wysciskala ja wycmokala.
- Pozwol moja kluseczko, ze przedstawie ci mojego znajomego oto Jean Pierre - Jean Pierre mozna powiedziec, ze to moja przybrana wnuczka Justyna
Mlodzi podali sobie rece, Jean Pierre ucalowal reke Malej. Tej z zasoczenia braklo tchu a oczy wyszly niemal calkiem z orbit. Oto babcia Sally ktora miala chyba juz z szescdzieisat lat przechadzala sie w towarzystwie niespelna trzydziestoletniego atletycznie zbudowanego przystojnego mezczyzny. Od razu rzucalo sie tez w oczy, ze to para.
- A coz to za cukiereczek z toba tu sziedzi kluseczko? - babcia Sally zalotnie zatrzepotala sztucznymi rzesami oslaniajac w szerokim usmiechu swoje nowe sztuczne zabki - porcelanowe - wydala na nie fortune ale oplacalo sie, mogla teraz swobodnie skubac ucho Jean Pierra a nie tylko je memlac samymi dziaslami.
- Ee ten tego babciu poznaj Orlando Bloom, Orli to babcia Sally, babcia Mari Sylvi i Brena.
- Milo mi pania poznac - Orliemu nie w humor bylo to przerwanie dobze zapowiadajacej sie rnadki ale nie dawal tego po sobie poznac. Babcia znow zatrzepotala rzesami
- Jaki dobrze wychowany mlody czlowiek i jaki przystojny - szybko zerknela na posladki mlodzienca i z aprobata puscila oko do Malej. Ta zaczerwienila sie po koniuszki wlosow.
- Babciu nie wiedzielismy, ze wrocilas juz z Florydy.
- Heh kochane dziecko, na Florydzie dostalam strasznego reumatyzmu i nie moglam swobodnie baraszkowac z Jean Pierrem - Sally westchenla dramatycznie po czym podjela swoja opowiesc, nikt jej nie przeszkodzil ani nie wszedl w slowo gdyz oboje mlodzi byli bardzo zaskoczeni ta opowiescia a Jean Pierre w ni zab nie rozumial angielskiego - Poza tym w tamtym klimacie nocne zycie po prostu mne wykanczalo. jedyne co tam maja najlepsze to protetycy! naprawde tam sa swietni specjalisci, potrafia czynic cuda, sami popatrzcie - po czym z duma zaprezentowala swoje nowe uzebienie. Nie byloby to niczym dziwnym gdyby tylko wyszczerzyla zeby, ale ona je po prostu wyciagnela! A ze miala dwie protezki (na dole i u gory) to Orli i Mala dostalli po jednej do wnikliwego wgladu. Babcia Sally blogo dziaslekami usmiechnela sie do rozaielonego Jean Pierra. Potem mlodzi dowiedzieli sie ze szczegolami jak babcia musiala walczyc o lepszy aparat sluchowy - to dlatego jak im wyjasnila teraz tak dobrze slyszy. Po trzech godzinach opowiadania o marzeniu o nowym plastikowym biodrze babcia Sally i jej towarzysz wreszcie sobie poszli obiecujac szyka wizyte u wnukow, babcia zastzregla, ze najpierw musi sie nacieszyc Jean Pierrem i wyszalec potem ich odwiedzi. Mala i Orli jakos juz potem nie mogli wrocic do poprzedniego nastroju wiec chlopak odwiozl dziewczyne do domu.

Tam sie okazalo, ze Janet wydaje obiad dla przyjaciol wiec Orli zgodzil sie zostac chetnie w sumie ulegajac prosbie siostry Justyny. Postanowil, ze nie pozwoli by jakas sztuczna szczeka czy plastikowe biodro stanelo miedzy nim a ukochana!
Podczas obiadu wszyscy mowili jedno przez drugie, przekrzykiwanie sie bylo na porzadku dziennym podczas takich spotkan. Glos Brena jednak dominowal nad wszystkimi. Jennifer niezbyt dobrze sie czula w takim halasie ale dzielnie go znosila. Juz dawno odkryla, ze siostry Brena chca sie jej pozbyc dlatego postanowila nie dac im sie sprowokowac. Na obiedzie brakowalo jedynie Majandry i Miko, ktorzy razem grali z najnowszym filmie i nie mogli urwac sie z planu.
Po obiedzie kazdy rozlozyl sie gdzie tylko mogl, Mala dorwala Mari i zaciagnela ja do swojej szafy - musialy cos wreszcie wymyslec by pozbyc sie Jenn a to bylo jedyne spokojne miejsce.
Dorota z przejeciem sluchala relacji Lyss z planu filmowego Stu - ona uwielbiala wszelkie horrory i z zapalem wypytywala o kazdy krwawy szczegol.
Janet poczula, ze znow zaczyna bolec ja glowa, nie chcac psuc popoludnia przyjaciolom poszla po kawe i tabletke i wyszla na balkon by tam poczekac az tabletka zacznie dzialac. Nie spodziewala sie, ze jednka bedzie miala towarzysza, poniewaz jeszcze jedna osoba postanowila sie ukryc przed rozbawionym tlumem.
- Bren nie spodziewalam sie ciebie tu na balkonie! - Jan sie usmiechnela i podeszla do przyjaciela. Bren odwzajemnil usmiech i zrobil jej miejsce obok siebie
- Zdrowie - uniosl w gore kubek z kawa i puscil oczko rozbawionej Janet.
- Tez sie ukrywamy - Jan przelknela gorzawy plyn - Nieladnie Bren nieladnie tak zostawiac jenn na pastwe swych siostr.
- Heh moze masz racje, ale..... - Bren pochylil sie nad barierka i spojrzal w dol - moge ci cos powiedziec w zaufaniu?
- Jasne, przeciez wiesz
Bren tylko sie usmiechnal
- Tak wiem. Widzisz od jakiegos czasu neizbyt dobrze sie uklada mniedzy mna a Jenn. To znaczy, nie zeby sie nei starala nie, bo stara sie bardzo, moze az za bardzo, ale to ze mna tak jakos cos sie stalo - Bren zapatrzyl sie w morze,
- Moze to od poczatku tak bylo, tylko dopiero etraz to sam zauwazyles?
- Hmmmm moze... Sam juz nie wiem czego chce.
- Majandra dzis przyjsc naprawde nei mogla
- Janet ty nadal potrafisz czytac w moich myslach - Bren nachylil sie i cmokna przyjaciolke w policzek.
- Heh a ty nadal glosno myslisz - Janet usmiechnela sie do Brena - Sluchaj musisz sie zdecydowac na to co najlepsze dla obu stron nie mozesz zwodzic ani Jenn ani Majandry bo obie cierpia.
- Wiem, ale widzisz Majandre chyba nigdy nie przestalem kochac. Lubie tez Jenn bo w gruncie rzeczy to naprawde fajna dziewczyna.
- Oczywiscie, ze fajna, inaczej nidgy bys sie z nia nie umowil. Zrobisz co uwazasz za sluszne, ale ejsli chcesz znac moje zdanie to powiem ci tylko tyle, ze stara milosc nie rdzewieje.
Bren popatrzyl sie Janet prosto w oczy probujac wyczytac czy miala na mysli to o czym on sam juz od dluzszego czasu myslal. Ta tylko tajemniczo sie usmiechnela, i wrocila do gosci. Zadne z nich nie wiedzialo, ze cala rozmowe slyszal ktos jeszcze. Na drugim pietrze drzwi balkonowe cicho zamknely sie.


by Janet


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:45, 17 Cze 2005    Temat postu:

****** 9:13 dom Brena, salon blizniaczek******

"Mala ledwo otworzyla oczy juz wiedziala, ze ten dzien nie

bedze nalezal do najlepszych. Potworny bol glowy oznajmial jej to

dobitniej nizli cokolwiek innego. Z wielka niechecia zwlokla sie z lozka i

omalo co nie nadeplaby Lyss, ktora smacznie niczego nie swiadoma spala

na ziemi. Mala wielkimi susami przekraczala rozwalone na podlodze w

saloniku blizniaczek przyjaciolki chcac dotrzec do lazienki. Kiedy tam

dotarla w oczy rzucila jej sie od razu ogromniasta kartka, na ktorej jej

dowcipna siostra przypominala o przegranym zakladzie i dzisiejszym

spotkaniu z Orlim by mu oddac te nieszczesne pieniadze. Wykrzywila sie

smiesznie do lustra i weszla pod prysznic.

W kuchni krolowal juz Brendan, szukajac jakiegos czystego

talerzyka by polozyc na nich ociekajace dzemem tosty. Wkurzony, ze nie

umie nic znalezc postanowil jesc "z reki", wcale nie przejmujac sie tym, ze

dzem skapuje na kafelki. W kuchni pojawila sie Jennifer. Udajac wielce

zaspana szeroko ziewnela. Bren spojrzal spod oka na swoja dziewczyne

- wlosy umyte ulozone w smysna fryzurke, delikatny makijaz aczkolwiek

widoczny, zadnych workow pod oczami ani sterczacych na wszystkie

strony wlosow w niczym nie przypominala koniety, ktora dopiero co

wstala z lozka. A mial rozeznanie, bo czesto widywal swoje siostry

wlasnie w takim stanie;P.
- Witaj kochanie - Jenn puscila mu buziaka w powietrzu i podeszla nalac

sobie kawy. Bren pomyslal, ze mozeby ja ostrzec, iz ekspresu jeszcze nie

zdazyl zalaczyc i kawa jest zimna, ale cos go podkusilo i postanowil nic

nie mowic.
- Dzien dobry Jenn. Jak sie wczoraj bawilas?
- Fantastycznie diubasku, fantsaty.... ble fuj, yak - Jenn zaczela smiesznie

przynajmniej dla Brena smiesznie parskac i prychac dookola rozlewajac

zimna kawe - To jest okropne, paskudne, ohydne!!
- Yo brat co to Jenn szczerze postanowila opisac swoja osobe? - Mari

szeroko ziewajac zeszla do kuchni za glosem swego zoladka.
Bren parsknal ale zdarzyl sie w pore powstrzymac, Jenn wzrokiem

bazyliszka zmierzyla Mari
- Bren kochanie nie sadzisz, ze twoja mlodsza siostra jest zbyt

impertynencka?
- Ekhm, Jenn kochanie, en tego, jakby ci tu powiedziec...nie sadze. -

puscil oczko siostrze i po prostu sobie wyszedl wpychajac do buzi ostatni

kawalek tosta. Mari pomyslala, ze dla tej miny Smoka warto bylo zwlec

sie z lozka o tej porze - musi podziekowaj Malej, ze nadepla ja i obudzila

jak pedzila do lazienki.

Jenn czerwona ze zlosci popedzila do swojego pokoju zlapala

torebke i jak burza wyleciala z willi Brena po drodze potracajac

rozespana Mati w duchu obiecujac zemste.
- Co tej zas sie stalo? - spytala sie Mari, ktora wciaz jeszcze zasmiewala

sie do lez.
- Smok sie obrazil i mam nadzieje, ze na dlugo a moj wstretny brta

wreszcie chyba poszedl po rozum do glowy - i strescila poranna scene ze

szczegolami poczawszy od wystajacego pod dziwnym katem kosmyka

wlosow ze starannie upietej fryzury Jenn po komiczny wyraz Brena, kiedy

oznajmial ukochanej taze nowine.

Na gorze w pokoju Dorota i Lyss stwierdzily, ze wcale nie

chce im sie wracac do pracy, Lyss zadzwonila do Stu i wspolnie doszli do

wniosku, ze na kilka dni wyskocza do Las Vegas. Dorotka ochoczo

przytaknela odjela ucho od sluchawki dajac Lyss mozliwosc pogruchac z

ukochanym, sama szybko wykrecila numer do Nicka i oznajmila mu

najnowsze plany. Nick oczywiscie ucieszyl sie przekazal, ze ze Stu beda

czekac na dole w holu i ze wlasnie wychodza z bastionu Brena. Dorotka

jak to uslyszala ekspresem pospieszyla do lazienki. Lyss zbyt pozno sie

zorientowala w czym rzecz i musiala czekac az Doti zwolni ja.


**** 10:26 autostrada stanowa nr 258 ******

Mala czula, ze bol w czaszce pomimo tabletki wciaz narasta -

wlasnie pedzila autostrada do domu - musiala sie jeszcze przebrac i

wogole przygotowac - w poludnie ma spotkanie z Orlim i musi po prostu

musi wygladac zniewalajaco. Pokarze w koncu mu, ze faceta mozna do

wszystkiego namowic nawet by puscil w niepamiec ten zaklad jesli tylko

odpowiednio sie do neigo powdzieczyc i wachlowac rzesami, wtedy

kazdy zrobi wszytko myslac ze to jego pomysl a nie lekka persfazja ze

strony dziewczyny Mala zaczela nucic cos pod nosem - tak ejst jeszcze

mu pokarze!


**** 11:27 gdzies na dordze pomiedzy domem Brena i pracownia

Mati******

Mati wlasnie dojezdzala do swojej pracowni gdy nagle jej

nowiutki samochod zacza sie krztusic i parskac niczym jenn dzisiejszego

ranka. Mati zerknela na na wskazniki - no tak jakims cudem nie ma juz

paliwa. Jej pracownia znajdowala sie kilka przecznic dalej ale chcac nie

chcac Mati musiala do niej dojsc pieszo - zjechala wiec na pobocze by

nie stanac na srodku drogi. Coraz bardziej wsciekla zatrzasnela auto i

ruszyla przed siebie. Znajdowala sie w niezbyt ciekawej dzielnicy miasta -

zdecydowala, ze posiedzi w aucie i zadzwoni po taksowke - niestety jak

pech to pech okazalo sie, ze komorka jej padla. Zaciskajac z bezsilnosci

zeby Mati ruszyla przed siebie na cieniutkich szpileczkach.


**** 13:08 dom siostr Parker *****

- Halo czy to rezydencja Parker & Parker? - w drzacym

glosie w sluchawce wyczuc sie dalo oznaki paniki.
- Tak, slucham, Janet Parker przy telefonie.
- Dzien dobry z tej strony Bette Miller, asystentka panny Mati DeLuca.

Czy zastalamu pani moja szefowa?
- Hmm neistety nie ma jej tu - jakies dwie godzinki temu wyjechala do

pracy posiedziec jeszcze nad projektami - dzis wieczor wielki dzien. Czy

cos sie stalo? Nie ma jej w biurze?
- No wlasnie o to chodzi, ze dzis wogole sie nie pojawila a jesli mam byc

szczera to od wczoraj wogole jej tu nie bylo. A ja nie wiem co robic,

wszystko sie wali - kilka projektow wogole nie jest ukonczonych, a

robotnicy juz stawiaja scene, dwie modelki sie rozchorowaly, choreograf

postanowil ratowac swoj zwiazek i polecial do Paryza za projektantem a

firma przewozowa wlasnie splajtowala....
- Spokojnie tylo spokojnie, tylko powoli, jak to Mati sie dzis nie

pokazala? Wyraznie widzialam jak sie spieszyla, musiala dojechac bo

gdzie by sie podziewala jak nie u siebie w biurze?!
- Naprawde neiw iem ale jej tu nie ma, pokaz za kilka godzin a ja

zupelnie nie wiem co mam robic - glos zalamal sie Bette i Janet przez

kilka chwil sluchala jak ta wydmuchuje nosek.
- Uspokoj sie Bette zaraz tam bede zobaczymy co sie dzieje.- Janet

odlozyla sluchawke. Zaniepokoila sie troche. Czyzby Mati miala treme

przed pokazem? Ale to raczej nie mozliwe, bo to nie jej pierwszy taki

powazny wystep, zreszta to profesjonalistka i lubi by wszytko bylo

zapiete na ostatni guzik. Gdzie wiec zatem sie podziewala? Jan wystukala

numer komorki Mati, jedyne co uslyszala to, ze abonent jest neidostepny

lub ma uszkodzona linie. Wystawila jezyk telefonowi po czym wystukala

numer do Maji. Ta jednak rowniez nie miala pojecia gdzie podziewa sie

jej siostra obiecala jednak, ze zadzwoni do Jona, moze Mati jest u niego.

Janet pozegnala sie i pojechala do pracowni Mati ogarnac ten zamet jaki

tam z pewnoscia panowal.


**** 13:16 parking przy szpitalu *****

Mari siedziala na lawce obserwujac manewry kilku

kierowcow karetek, ktorzy starali sie jakos wcisnac na ten waski parking

i wysadzic pacjentow. Miala dzis straszny dzien. Chociaz ranek

rekompensowal wszytkie pokrzykiwania Luki. Siorbnela kawe z kubka.

Wykrzywila sie raczej z przyzwyczajenia, do smaku zdarzyla sie juz

przyzwyczaic. Rozmyslala nad swoim uczuciem do Miko. Zupelnie nie

rozumiala swojego zachowania, swoich uczuc, dopiero co zerwala z

Haydenem (mam nadzieje, ze nic nie pokrecilam;P) czy to mozliwe, ze

tak szybko jej serduszko znow zaczelo pikac dla innego? Zapatrzona w

kaluze nie zauwazyla jak ktos do niej podszedl.
- Witaj Mari. - ta az podskoczyla z zaskoczenia - przed nia stal Hayden

w calej okazalosci. Mari przerazila sie, ze przywolala go sila woli. A jesli

tak to i Miko powinien sie zaraz gdzies pojawic.
- Wystraszylem cie, wybacz.Nie chcialem.
- Nie nie tak sie tylko zamyslilam, ciezki dzien w pracy.
- Nie gneiwajs ie, ze nachodze cie tak w pracy ale chcialem z toba

pogadac. Mozesz wyskoczyc na piec minut na kawe?
Mari niezdolna wykrztusic slowka tylko kiwnela glowa i bez wahania

wyrzucila wstretna szpitalna kawe do kosza. W barze jest o niebo lepsza.
Zastanawiala sie coz to sklonilo Haydena do pokazania sie tu.

Wprawdzie po rostaniu nie bylo ciekawei ale doszli jakos do

porozumienia i nie zywili do siebie urazy, to jednak nie mogla

wykombinowac co tu robi. W kafejce zamowili kawe i frytki po czym

usiedli w zaciszu boksa.
- Pewnie sie zastanawiasz co tu robie - usmiechna sie tym swoim

zniewalajacym usmiechem a Mari zrobilo sie az slabo. Chyba mi nie

przeszlo tak calkowice pomyslala. Musze sie mocno pilnowac by znow

nie zakochac sie.
- No przyznam sie, ze neizwykle mnie to ciekawi. Jak bylismy razem

prawie nigdy tu nie zagladales. - nie mogla sie oprzec by nie zrobic mu

malej wymowki. Nieraz miala mu za zle, ze nie przychodzi do niej do

pracy i po nia do pracy jak inni chlopacy po swoje dzieczyny.
- Wiem, wybacz mi, bylem wtedy glupi, nie wiedzialem co mam. - oh nie

znow to spjrzenie zbitego psiaka, ja nie wytrzymam!! Raatunkuuuuu!!!!

Mari wpadla w poploch, widocznie jej uczucie do neigo nie wygaslo i

bala sie, ze znow sie wpakuje w ziazek bez przyszlosci. Bo mimo iz

bardzo jej na Haydenie zalezalo to wiedziala, ze nie ma to zadnej

przyszlosci.
- Widzisz za tydzien ejst premiera mojego najnowszego filmu - tego na

planie ktorego bylas ze mna kilka razy - Mari przytaknela, ze pamieta -

chcialbym cie prosic bys ze man poszla. Wspieralas mne wtedy bardzo i

bardzoi jestem ci za to wdzieczny. Gdyby nie ty watpie czy wytrwalbym

do konca zdjec.
Mari pomyslala z przekasem, ze oczywiscie nie dotrwal by do konca

gdyz wdal sie w romans z glowna postacia zenska, ktora byla

jednoczesnie zona producenta, i gdyby nie obecnosc potem na planie

Mari i jej pilnowania toby predko Hayden wylecial z planu - o tak duzo

jej zawdzeicza!
- Sama nie wiem, bedzie tam prasa i wogole znow sie beda pytac te sepy

o nasze zycie i te sprawy a ja nie mam ochoty odpowiadac na pytania - w

glebi serca jednak Mari juz wybierala suknie w jakiej sie pojawi u boku

Haydena, i formowala pozy jakie musi przecwiczyc przed lustrem by

potem wdziecznie pozowac papparazzim.
- Wiem, ze potrzebujesz czasu do namyslu i oczywiscie zrozumiem gdy

nie bedziesz chciala ale jednak bylobymi bardzo milo gdybys sie zgodzila.
- Hmm no dobra, dam ci znac co postanowie - zadzwonie do ciebie.
Hayden z wielka czulosca ucalowal dlon Mari, po czym zaofiarowal sie,

ze odprowadzi ja pod drzwi ER. Kiedy tak szlo rozmawiajac o tym i o

tamtym, Mari zauwazyla, ze na parkingu stoi Miko. Jednak nie bylo zcasu

na odwrot juz ich zauwazyl. Miko zmarszczyl czolo i spochmurnial gdy

rozpoznal kto towarzyszy Mari. Hayden tez rozpoznal Miko, mocniej

obja Mari w pasie. Mari tylko wznosila modly do pochmurnego nieba by

tylko obeszlo sie bez awantury i deszczu dopiero teraz zauwazyla, ze

niebo bardzo sie zachmurzylo a ona jak zwykle nie ma ze soba parasola.
- Heya Mari. - Miko przyjaznie pomachal dziewczynie na powitanie
- Witaj Miko! - Mari odwdzieczyla sie pieknym usmiechem
- Hayden - Miko niechetnie wyciagna reke by sie przywitac z rywalem.
-Miko - Hayden z calej sily uscisna reke rywala. Ten nie pozostal dluzny i

po chwili stali tak obaj sciskajac sobie rece do granic mozliwosci.

Haydenowi az zyly wyszly na szyi, czolo Miko pokrylo sie rowniez

malymi pulsujacymi zylkami, obaj mieli zcerwone twarze i dlonie. Mari

bojac sie ze lada chwila ktorys eksploduje wysobodzila sie z uscisku

Haydena po czym zaczela radosnie szczebiotac jak to Bren pozbym sie

Jenn dzisiejszego ranka. Poskutkowalo, chlopcy puscili sobie dlonie i

obaj podarzyli za Mari po kryjomu rozmasowujac sobie dlonie. Raz po

raz spogladali na siebie spode lba. Mari stwierdzila radosnie obracajac sie

do nich, ze tak pieknego dnia jeszce nigdy nie miala. jakby na

potwierdzenie tych slow zatrzasnely sie za nia drzwi na fotokomorke.

Chlopcy nie zdarzyli wejsc a, ze akurat siadlo zasilanie szpitalne Mari

rowniez nie mogla wydostac sie przez drzwi, bezsilnie oparla nosek na

szybie i pomachala obu mezczyznom na dowidzenia po czym poszla zajac

sie ropiejacym palcem.


**** 14:39 droga do Las Vegas, czternasty postoj na siusiu *****

- Nick, jesli za pietnascie minut one znow zawolaja, ze cha

postoj normalnie je zamorduje!
- Spokojnie tylko spokojnie bo kusisz bracie neisamowicie. - obaj ze

zdenerowania gryzli wykalaczki, gdyby palili pewnie kopcili by jak

lokomotywa teraz ale neistety musza sie zadowolic kawalkiem drewna.
- Mam do ciebie prosbe Nick, jak dziewczyny sie wroca zajmij na

chwilke czyms Doti, musze porozmawiac z Lyss na osobnosci.
Nic oczywiscie sie zgodzil, popatrzyl tylko pytajaco na Stu, ten ejdnak nic

nie odpowiedzial tylko z napieciem wpatrywal sie w drzwi budynku, w

ktorym mieslilo sie WC. W konciu jego czekanie zostalo nagrodzone

drzwi sie uchylily i dwie chichoczace panny wyszly. Nick jak obiecal zaja

sie Dorota jak tylko umial najlepiej - calowanie i czule glaskanie zupelnie

wybily z glowy dziewczynie pogaduszki z Lyss.
Stu zabral na malutki spacerek po obrzezach autostrady Lyss. Milczeli,

Lyss oparla glowe na ramieniu ukochanego. Czula sie fantastycznie i

szczesliwe jak nigdy dotad. Stu w koncu przerwal cisze
- Lyss musze z toba powaznie porozmawiac - Lyss spojrzal sie mu prosto

w oczy, usmiechnela sie do niego tak pieknie, ze az mu serce neimal

stanelo z wrazenia. Przelknal dwa razy sline, dziwne w takim momencie

waznym on liczy ile razy polyka sline. Otrzasna sie jakby chcial sie

pozbyc tych zbednych mysli, zatrzymal i zlapal Lyss za obie dlonie.

Podniosl je do sut i kazda z osoba delikatnie i z czuloscia ucalowal.
- Wiesz serce moje ile dla mnei znaczysz. Wiesz tyle ile jestem w stanie ci

powiedziec i okazac. Ale chce bys wiedziala, ze to tylko namiastka tego

co tak naparwde do ciebie czuje.
- Stu....
- Cisss kochana daj mi skonczyc - zauwazyl, ze oczka Lyss zwilgotnialy,

zawsze byla taka wrazliwa pomyslal i kontynuowal - Kiedys myslalem, ze

zyje, gdy cie poznalem dopiero zrozumialem co to zycie, dopiero sie

dowiedzialem, ze dopoki ciebie nie znalem to tak naparwde nei zylem.

Nidgy dotad nei czekalem z taka niecierpliwoscia na dzien nastepny, bo

tez nidgy dotad nie czekalas na mnei ty. A teraz jestes tu, jestesmy my.

Nie chce by to sie skonczylo.
- Ja rowniez tego nei chce, - Lyss ze wzruszenia glos drzal - myslalam, ze

wiem co to znaczy koachac ale tak naparwde dowiedzialam sie tego gdy

cie poznalam.
- Lyss....- Stu ukleknal na nagrzanym asfalcie posrodku stanu Santa Fe -

czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moja zona? - dopiero teraz Lyss

zauwazyla blyszczacy pierscionek - uklekla rowniez przed Stu, obieja

wolna reka jego twarz czule pogladzila, gorace lzy splynely jej na policzka
- Z wielka radoscia zostane twoja zona.
Stu z namaszceniem wsunal jej pierscionek na palec, po czym goraco

pocalowal. Kilka metrow dalej przy samochodzie Nick I Dorotka

przestali sie calowac slyszac wesole okrzyki Stu.
- Co mu u licha odbilo czy jak? - Nick nie mogl dojsc przyczyny

dziwnego zachowania kolegi widzac,z e ten jak wariat kreci w kolko Lyss

i wykrzykuje radosne okrzyki co jakis czas.
- Nie wiem slonko zupelnie nei wiem co imsie stalo - Dorotka mruzyla

oczy chcac cos zobaczyc z prazacym slonku. W krotce oboje dowiedzieli

sie jaka byla przyczyna naglej radosci pary. Gratulacjom nie bylo konca.

Swiezo upieczeni narzeczeni oznajmili, ze nei chca czekac i pobiora sie w

Las Vegas w Kaplicy Elvisa, a Doti Nick mieli zostac icj druzbami.

Mlodzi od razu z radoscia sie zgodzili choc byli nieco zaskoczeni decyzja

tak naglej checi polaczenia sie wiezlem malzenskim przez Stu i Lyss.


**** 14:47 scena pokazu Mati ****

Janet wydarla sie po ostatnim robotniku, ktory krzywo przbil

nazwe domu mody Mati na scianie frontowej wybiegu. Bette cieszyla sie

skrycie, ze to Mati a nie "bojowa" Jan jest jej szefowa. Na wspomnienie

szefowej Bette lzy zakrecily sie w znow w oczach. Po Mati nie bylo ani

sladu. Kompletnie nikt nie wiedzial, gdzie sie podziala, do nikogo nie

dzwonila, jej telefon tez milczal jak zaklety. Maja pojechala na policje

zlozyc doniesienie o zaginieciu siostry. Wprawdzie nie minelo przepisowe

24h ale wiedziala, ze pozycja spoleczna i pieniadze oraz koneksje potrafia

zdzialac cuda. Janet nie pozostawalo nic innego jak tylko czekac na

telefon z jakimis wiesciami, a tymczasem postanowila dopilnowac by

pokaz odbyk sie koncertowo. Zauwazyla, ze jeden z robotnikow siedzi

na zasilaczu i nic nie robi - skierowala swoje drobne kroczki w jego

strone, by przywolac go do porzadku. Bette cieszyla sie z jednego -

wladcze rzady Janet spowodowaly, ze kazdy wzia sie do roboty i

wszystko ruszylo z miejsca tak i zdarza ze wszystkim nawet jeszcze przed

pokazem. Otarla pot z czola i popedzila za Jan.


*** 14:47 Park Wilstona, miejsce spotkania Malej i Orliego ***

Bylo tak upalnie, ze Mala non stop wahlowala sie swoja mini

torebeczka. Orli szedl obok i sprawial wrazenie jakby wogole nie czul

tego upalu. Mala zacisnela zeby i przestala sie wahlowac - skoro on

wytzrymuje i oan da sobie rade, pokaze mu, ze nie czuje wogole iz pot

splywa po niej jak poranny prysznic. Miala ochote rowniez zetrzec mu ten

usmieszek, ktory nie schodzil mu z twarzy odkad tylko pomachal jej reka

na powitanie. Nawet nie pytal sie jej o zdanie tylko cmokna w policzek i

oznajmil, ze pospaeruja po parku. Mala znow potknela sie o wystajaca

kepke trawy. Zupelnie nei byla przygotowana na alzenie po trawie, sliczne

biale klapeczki na obcasiku niemilosiernie wbijaly sie w miekka ziemie,

raz po raz musiala dyskretnie oczywiscie odganiac latajace paskudztwo,

ktore ja atakowalo a klejaca sie sukienka doprowadzala ja do szalu. Orli

sprawial wrazenie jakby wogole nie zauwazal latajacych malych

pasozytow ani tego piekacego slonka ani coraz bardziej skwaszonej miny

swojej towarzyszki. Usmiechal sie od ucha do ucha i opowiadal o

najnowszym projekcie jaki zgodzi sie chyba przyjac. Chcial by obejrzala

scenariusz i powiedziala co o nim mysli. Mala miala ochote wcisnac mu

ten scenariusz gleboko w ........ gardlo. W tej wlasnie chwili znow

zachaczyla obcasikiem swoich pieknych slicznych klapeczkow o

wystajaca kepke trawy, zamachala dla utrzymania rownowagi rekami.

Orli, ktory szedl kilka krokow w przedzie odwrocil sie akurat na moment

gdy jakis lepek podbiegl i wyszarpna Malej torebeczke z reki,

dziewczyna chcac nie chcac stracila rownowage i grzmotnela o ziemie.
- Moja torebka od Gucciego! - cichy szept i oczy zranionej sarny

sprawily, ze Orli bez zastanowienia rzucil sie w poscig za zlodziejem.

Priorytetem stalo sie dla niego uratowanie kawalka skroy krokodyla z rak

zlodzieja i oddanie torebki ukochanej. Malej z ziemi pomogla wstac

babcia, ktora akurat nieopodal karmila golebie suchym chlepebm.

Dziewczyna pieknie jej p[odziekowala po czym popedzila za torebka i

Orlim. Widziala, ze ten siedzi zlodziejowiniemal na pietach ale nie moze

go dogonic. Przeskakiwal przez zywoplot niczym lekkoatleta, mijal mlode

matki z wozkami z wprawa kierowcy wyscigowego, w pewnym

momencie potkna sie o deskorolke jakiegos dzieciaka. Mala az zamknela

oczy nie chcac widziec jak ten wyrznie glowa w betonowy chodnik.

Kiedy otworzyla je zobaczyla, ze chlopak szczesliwie wyladowal jeszcze

na trawie, ale nei czekal dlugo obok stala mala zabytkowa dorozka dla

turystow, nie namyslajac sie dlugo wyprzag konia i pomknal za zlodziejem

nim zaskoczony woznica zarzyl cokolwiek powiedziec. Mala stala andal

w miejscu, niezdolna cokowliek powiedziec. Rycerz na bialym koniu. Ta

mysl trafila w nia niczym piorun. jej rycerz, naraza sie dla niej by uratowac

jej ulubiona niepowtarzalna torebke od Gucciego, taka sama ma tylko

Naomi Cambel i Monica Lewinsky. No i oczywiscie ona. Nagle nie

pamietala o co byla tak na niego zla. Stala tak z rozanielonym wyrazem

twarzy az na horyzoncie pojawil sie jej rycerz na bialym rumaku z torebka

Gucciego w rece. Niczym Wilhelm Zdobywca paradnym krokiem

prowadzil konia wsrod szpaleru gapiow, ktorzy glosno bili mu brawa.

Zatrzymal sie tuz przed Mala. Uroczyscie zsiadl z konia po czym

przykleknowszy na jedno kolano zwrocil jej zgube. Mala odebrala

torebke po czym rzucila mu sie na szyje dlugo i namietnie calujac.

Brawom i wiwatom nie bylo konca. Tylko woznica nie klaskal, obchodzil

konia dookola drapiac sie w glowe nie mogac sie nadziwic, ze jego stara

szkapa tak szybko potrafi galopowac. Romantyczna chwile przerwal

natretny sygnal w malej torebce - to sesemes. Mala nie odrywajac ust od

ust ukochanego wyciagnela telefoz z torebki i zezujac starala sie odczytac

wiadomosc. Nagle oderwala sie i zakryla usta reka uniemozliwiajac

Orliemu kontunuowanie pocalunku.
- O moj Boze!! - Mala naraz pobladla. Orli przewrazil sie, ze brak jej

tlenu bo pocalunek tak dlgo trwal, nawet byl poniekad dumny, jednak

Mala szybko wyprowadzila go z bledu, pokazala mu drzaca reka telefon

- gdy przeczytal wiadomosc szczeka mu rowniez opadla, Momentalnie

spowaznial
- Trzeba zwolac wszystkich.- Mala tylko przytaknela, w jej oczach

pojawily sie lzy. Mati zostala porwana............


**** 14:48 Las Vegas, Kaplica Elvisa ****

"Dorotkoa raz po raz wydmuchiwała nosek w chusteczkę

pożyczoną od Nicka. Ceremonia zaślubin Lyss ze Stu była po prostu

prześliczna. Trzy inne pary czekające na ceremonie również były

zachwycone wyglądem Lyss, delikatna drobniutka ciemnowłosa ślicznie

prezentowała się w bielutkiej sukience, którą naprędko kupili obok w

sklepiku, Dorotka przymrużyła oczy - no tak zapomnieli oderwać metkę i

teraz dumnie dyndała na plecach Lyss. Ale to nie szkodzi, teraz Lyss i Stu

wcale nie myślą o jakiejs metce. Dorotkoa rozmarzyła się co by było gdyby

to ona stała na ślubnym kobiercu. Widać Nick też myślał o tym samym po

popatrzył sie takim szczególnym wzrokiem na Doti.
- Czy byłabyś gotowa uczynic mnei najszczęśliwszym mężczyzną na

swiecie? - szepnął jej do uszka.
- Byłabym gotowa choćby już zaraz.
Tego dnia w Las vegas odbyło się podwójne wesele młodych.L:yss i Doti

nawet nie spodziewały się jaką niespodzankę sprawią znajomym.


**** 14:58, gdzieś tam *****
Mati ocknęła się z potwornym bólem czaszki. Chciała

rozmasować sobie łepetynkę ale coś krępowało jej ręce. Jeszcze w

oszołomieniu spróbowała wyszarpnąć rece z tego co ją przytrzymywało ale

bez większego rezultatu. Czemu u licha tak tu ciemno, pomyślała.Zaraz,

zaraz? Tu to znaczy gzie? Gdzie ja jestem? Jaka ciemnośc przecież było

rano? Mati całkiem otrzeźwiała zaczęła rozglądac się po pomieszczeniu,

niewiele jednak widziała, okno widocznie było zabite jakimiś deskami,

między jedną deska a drugą prześwitywało ostre słonko. Mati przeraziła się

nei na żarty - dziś ma pokaz już za parę chwil, auto jej siadło a ona nie wie

co się z nią stało. Spróbowała raz jeszcze poruszyć rękami ale w nadgarstki

miała dośc mocno związane. Matko chyba mnie porwano, tylko dlaczego?

Czemu akurat mnie? Te pytania nie dawały jej spokoju. Jakiż psychopata

ją tu zaciągnął? Co się z nią stanie? Panika narastała w Mati z każdą

upływającą sekundą. Spróbowała uspokoić jakoś rodegrane myśli, starała

skupić się na otoczeniu i tym co słychać zza pomieszczenia w którym się

znajdowała. Niestety cisza, martwa cisza panowała dookoła. Żadnych

świergotów ptaków, odgłosów ulicy czy czegokolwiek. Mati spróbowałą

raz jeszcze szarpnąć za liny, niestety skutek był taki iż jeszcze boleśniej

wpiły się jej w ręce. Pierwsza łza spadła na policzek dziewczyny a za nią

potoczyły się kolejne..........

Miarowy oddech, spokojne ruchy, wszystko precyzyjnie

przygotowane. Mieszanka śmiertelnych gazów była już przygotowana -

pułapka starannie zaplanowana, wprawdzie na realizację planu było

niewiele czasu ale udało się wszystko sprawnie zorganizować. Gdyby tylko

jeszcze bardziej znać się na tych związkach chemicznych to dziewczyna,

która byłą zamknięta w starej szopie udusiłaby się szybko i sparwnie - musi

jeszcze poczytać to i owo przed odkręceniem kurka..........


**** 15:01, Dom Mody Mati DeLuca ***
- Mari nie ma wyjścia musisz zastąpić te dwie chore modelki! -

Janet nei chciała słuchać nawet słówka sprzeciwu przyjaciółki. - Pamiętaj

robimy to dla Mati, nie wiadomo co się z nią dzieje, Mała załamała się,

wiem, że miałaś z zespołęm tu grać aleto jest ważniejsze tu chodzi o

utrzymanie prestiży przez nieobecną Mati.
- Jan a jak chcesz wyjaśnić jej nieobecnosć na własnym pokazie?
- Hmm nie pierwszy raz jakis projektant zachował sie ekscentrycznie i nie

przyszedł - powiemy iż pracuje nad czym zupełnie nowym i niesamowitym.
- Hmmmm no ale ja zupełnei nie mam figury modelki - Mari próbowała

ostatniego argumentu
- Nie martw się - Jan uśmiechnęła się - Madame Ginette zrobi z ciebie

modelkę jak się patrzy.
MAri tylko westchneła, wróciła do zespołu. Kevin czując co się swieci

pierwszy zaczął:
- Nie gramy tak? Wywalili nas? Tak po prostu przed pokazem?
- NIe nie, widzisz Mati gdzieś zniknęła, modelek brak, a projektant i

choreograf i wogóle firma przewozowa i ten tego no ja dziś nie wystąpię

jako wokalistka. - Mari przepraszająco spojrzała na chłopaka.
- Heh kotku i co teraz? - Kev jakoś nigdy nie potrafił się na nią gniewać,

zawsze miał do niej słabość i nieraz Jay z tego sobie żartował wprawiając

Mari w zakłopotanie.
- Może zagracie sami,? Bez wokalu?
Jay tylko wzniósł oczy do nieba i poszedł szykować sprzęt.


**** 15:02 ulice Los Angeles ****
Sylvi z Brenem i Mają oraz dwoma niezykle przystojnymi

policjantami przeszukiwali najbliższe okolice LA w poszukiwaniu zaginionej

duszyczki. Razem patrolowali nieciekawe okolice miasta. Sylvi Bardzo

martwiła sie o przyjaciółkę, tyle się działo ostatnio zupełnie się gubiła. Bren

widząc smutną twarzyczkę młodszej siostry obją ja ramieniem dla

podtrzymania na duchu. Poskutkowało, Sylvi nagrodziła brata bladym

uśmiechem.
Brendan podziwiał opanowanie Maji. Gdyby to jego siostrę

ktos porwal pewnie szalalby jak opętany. Teraz tez trzymal sie tylko dzieki

opanowaniu Maji. Najdziwniejsze, ze nikt nic nie wie nikt nic nie widział i

nie słyszał............


**** 15:03, Dom Mody Mati DeLuca ***
Orlando jak mógł pocieszał Małą. Nie chciał by te jakże

pięknie zaczęte popołudnie tak tragicznie się skończyło. Wszystkich na

równi zaskoczyła wiadomość o zniknięciu Mati. Najdziwniejsze było to, ze

porywacz się nie odezwał, nie było żadnej listy żądań okupu, nic. Tylko ta

cisza i niewiedza. To było chyba gorsze. Mati zapadła się pod ziemię i nie

było widoku na to, że prędko się odnajdzie w jakimkolwiek stanie.


**** 15:30, Dom Mody Mati DeLuca ****
John Bon Jovi ciąglę kręcił się pod nogami Janet, ze ta nie

wytrzymała i w końcu zrezygnowana usiadła na jedynym wolnym w

pomieszczeniu fotelu. Wiedziała, że się bardzo przejmuje losem Mati,

podejrzewałą, ze ta krótka zanjomosc ma większy wymiar dla niego i coś

sie szykowało. Sama zresztą też strasznie się denerwoała losem Mati, nic

nie było wiadomo, gdzie się podziewa i co się z nią dzieje. Skrycie miała

nadzieję, że znajdzie się jeszcze przed pokazem. Janet nie chciała za bardzo

meiszac się w plany przyjaciółki, bo nie wiedziała jak Mati chciała urządzić

swój pokaz. Modelki wciąż niepewne kręcily się w kółko, Mari sarkała na

madame Ginette gdy ta chciała zrobić z jej włosów coś a'la afro, zespól

Mari znów jakoś wyjątkowo drażniąco nastrajał instrumenty a pierwszi

goście zaczną sie zjeżdżać za niespełna trzy godzinki. Janet martwiła się też

czy Lyss i Doti dojadą na zcas - puśiły jej seska, ze jadą na małą

wycieczkę do Las Vegas z chłopakami z samego rana i od tamtej pory nie

miała żadnych wieści od nich. Zastanawiała się cóż takiego ciekawego

dziewczyny tam robią z tego co wiedziała żadne z nich nie było hazardzistą

no ale, któż to wie na pewno. Wzrok Janet padł na okno - na kanapie

obok siedziała jej siostra, któą pocieszał jak mógł Orlando. Pomimo tej

okropnej wiadomości siostra zwierzyła się jej i Mari, z wydarzeń popołudnia jak Orli galopował mężnie na rumaku. Miała też wyrzuty sumienia, ze w takiej chwili ona jednocześnie się martwi o Mati ale i niezmiernie cieszy, ze jej relacje z Orlim nabrały wreszcie rumieńców. Ale brak przyjaciółki skutecznie hamował jej radosć z tego powodu.


**** 15:29, gdzieś w uliczkach LA ***
Tylko skręcili w uliczkę a ich oczom od razu ukazało się auto Mati. Maja az wstrzymala oddech. Po pieknym wygladzie nie bylo ani sladu. oficer dyzurny kazal zostac im w samochodzie a sam z partnerem poszli zbadac teren. Auto bylo kompletnie rozebrane na czynniki pierwsze - zostala sie tylko obudowa i tyle. Sylvi ramiona opadly, nic juz nie byla w stanie myslec. Maja popatrzyla sie tylko na Brena oboje ejdnoczesnie wysedli. Zaczeli rozpytywac swie czy ktos czegos przypadkiem nei widzial. Przydal sie tu dosyc pokazny portfel Brena. W koncu jakis pijaczyna powiedzial, ze widzial, jak dziewczyna wysiadala z tego auta ale potem chyba sie przewrocila i jakas para ja gdzies zaniosla. Oczywiscie, ze wie gdzie, bo poszedł za nimi, tak tak oczywiście, ze im pokaże ale no rozumeiją, ze on stary już, słaby i wogóle nic dziś nei pił...ten tego znaczy się jadł. Kupili mu spirytus by sobie odświerzył pamięć. Pijaczyna Harry - jak sam siebie nazwał poprowadził ich zaułkami na obrzeza miasta. Ponowna nadzieja wstąpiła w ich serca, moze rzeczywiście on coś widział? Zawsze to jakiś ślad.


**** 15:33, dzieś na obrzeżach miasta ****
Mati z przerażeniem usłuszała, że ktoś kręci się pod oknem. Coś zaskrobało, ciężkie kroki słychać było wszędzie - pewnie jest dookoła domu drewniana weranda. Ciężki zamek zaskrzypiał gdy przekręcał się klucz. Mati ze strachu wstrzymała oddech. Bolało ja całe ciało a guz na głowie - pewnie od uderzenia - coraz bardziej jej dokuchał. Upał i zaduch panował tu niemiłosierny. Mati czuła, ze wszystko lepi się do niej nieprzyjemnie. Gdzieś zgubiła swoje ulubione klapeczki. Dzrwi się otworzyły, Mati zmrużyła oczka bo ostre słońce bardzo ją raziło. W drzwiach stala jakas postac. Stala pod słońce więc nie było widać kto to. Postać ruszyła w stronę dziewczyny, w ręce coś trzymała. Mati z przerazenia zatkało, teraz mnie zadźga nożem, pomyślała. Postać podeszła była teraz całkowicie widoczna, Mati rozpoznała ją natychmiast.
- To ty? Niemożliwe! Ale dlaczego?- wiecej nie zdążyła bo usta zostały jej zakneblowane. Cała skomplikowana aparatura została popodłączona do drzwi tak by stanowiła pułapkę, śmiertelna pułapkę. Każdy kto wejdzie sprawi, ze chata wyleci w powietrze. Mati znając już swego prześladowcę odważniej próbowała krzyczeć i wykręcać sie na neiwygodnym krześle, skutek był tylko taki, ze przewróciła się na ziemię razem z krzesłem. Dzrwi się zatrzasnęły ciemność ponownie ogarnęła Mati.
Na zewnątrz Jennifer Gimenez z diabolicznym uśmiechem włączyła zapalnik po czym jak gdyby nigdy nic odjechała......"

**** 16:01, niedaleko starej chatki w której znajduje się uwięziona Mati ****
Słychać było ciche sapanie grupy osób podąrzających za pijakiem Harrym.

Jakby nieszczęść było mało wiał zawietrzny i każdemu wykrzywiało twarz jako, że szli

właśnie za Harrym a nie pachniał on najcudowniej. Nagle rozległ się dziwęk telefony.
- Yo! - Bren starał się uchwycić kąsek swieżego powietrza
- Bren skarbie gdzie jesteś? Miałeś być już u mnie przecież jedziemy na ten pokaz,

niepamiętasz?
- Jennifer cześc, eee ten tego kotku chyba z pokazu nici, nigdzie nie pójdziemy razem

chociaż ty mozesz śmiało isć sama.
- Sama? Co ty znowu kombinujesz?
- Widzisz są pewne problemy z Mati.- zrezygnowany Bren nie potrafiący uwolnić się od

intensywnego zapachu ciągnącego się za Harrym dał za wygraną.
- Oj kochanie naprawdę mi przykro. Mam andzieję, że szybko ją odnajdziecie cała i

zdrową.
- Dzięki ja też mam taką nadzieję. Ale ty idż śmiało. Postaram sie dojechać tam też jak

tylko coś się wyjaśni.
- Dobrze dziubaski. Pa. Powodzenia
Bren schował telefon. Policjanci również posapywali, wchodzili teraz na jakieś wzgórze,

choć mieszkał tu prawie całe życie nigdy dotąd nie był w tym miejscu, nawet nie miał

pojęcia o jego istnieniu. Z zamyślenia wyrwał go głos Maji
- Kto to był?
- Jennifer, kompletnie zapomniałem, że miałem po nią podjechać - pokaz już za godzinę.
- Musimy odnaleźć Mati, musimy się dowiedzieć kto chce jej zrobić krzywdę, kto to zrobił

- Sylvi z determinacją nei zważając na zapachy parła naprzód.
- Jenn życzyła nam powodzenia w poszukiwaniach w sumie to dobra z niej dziewczyna -

Bren uśmiechną się do Maji próbując jakby dodać punktów Jenn w oczach Maji i siostry.

Wiedział, że jej nie lubią.
- Hmmm tak powiedziała? - Maji nagła myśl zaświtałą w głowie, zatrzymała towarzystwo -

A skąd Jenn wiedziała, że Mati porwano? I ze my jej szukamy? - nikt nie potrafił rozsądnie

odpowiedzieć na te pytanie
- Może jej o tym wspomniałem?
- Kiedy? Wczesniej nie mówiłeś nic a teraz w rozmowietylko stwierdziłeś, że są problemy z

Mati a nie, ze została porwana. Problemy mogą być różne, od tego, że chce zrezygnować z

pokazu po to, ze zatrzasnęła się w łazience!
- Panie Fehr to rzeczywiscie podejrzane okoliczności. Jak długo zna pan tą Jenn? Czy

miała podstawy by zrobić coś takiego?
- Miała - Sylvi przestraszona spojrzała na wszystkich - Razem z paroma jeszcze osobami i

drugą moją siostrą załozyłyśmy taki klub tępienia Jennifer - spojrzałą przepraszajaco na

brata - Nie gniewaj się ale my wszytkie szczerze jej nienawidzimy i nie chcemy jej w

naszym domu ani w twoim życiu. Mati była wśród nas. Jenn może chciałą sie zemscić.
- Dziś rano się odgrażała ale nie wziąłem jej słów na poważnie - Bren wyraźnie się strapił.

NIgdy by nie przypuszczał, że Jenn ejst do tego zdolna. Kiedy zrywał z Majandrą ta tylko

wściekała się an niego, nie wciągałą w to całej jego rodziny. Jenn była inna.
- No dobrze, tą cała Jenn zajmą się nasi koledzy - starszy sierżant przejął znów

dowodzenie, kazał swojemu partnerowi powiadomić kogo trzeba a oni zów ruszyli na

poszukiwania.


**** 18:00, Dom Mody Mati DeLuca, w trakcie pokazu ****

Janet tylko złapała sie za głowę, marzyła by odlecieć na księżyc albo gdzieś

dalej. cały pokaz okazał się totalną klęską. Zaczeło się od tego, ze przy jednym z wyjsc

modelka miała mieć na szyji przewieszonego węża. Jakiś technik się jednak pomylił i

zamiast niegroźnego stworzonka przygotowanego na tę specjalną okazję w akwarium wyją

i założył biednej dziewczynie anakondę - dość groźnego pieszczocha Mati, któy dla ozdboy

żył sobie w akwarium. KLiedy modelka niczego nieświadoma wyszła na wybieg zaczęła się

katastrofa. Wąż przestraszony hałasem zwinął się w kłębek na szyi dziewczyny, przerażona

modelka potkęła się i wyrżneła kolanami w podest, zaczełą przeraźliwie krzyczeć,

fotografowie z przerażenia nawet nie robili zdjęc. W końu na ratunek rzucił się jej jakiś

facet. Po tym incydencie pokaz nadal kontynuowano, ale oczywiscie nie poszło gładko.

Kiedy Mari pięknie wdzieczyła się na wybiegu na widowni siedzieli Miko z prawej, Kevin

na wprost i hayden z lewej, wszysc\y łypalki na siebie wzrokiem chcąc zabić nim

przeciwnika, a każdy dopraszał się uwagi ze strony Mari, ta starała sie sprawiedliwie

obdarzać kazdego uśmiechem czy ruchem bioder, ale w rezultacie doszło do tego, że każdy

chciał byc tylko jedeynym, któego Mari zauważa i co było nieuniknioone doszło do bójki.

Mari próbowała ich rozdzielić i uspokoikć ale przypadkowo dostała od Haydena z łokcia

w nos. Z podłogi podniósł ją Jon Bon Jovi, Hayden oczywiscie zaczął gorąco przepraszać

ale Mari nie chciała na razie znać żadnego z nich. Nosek coraz bardziej jej puchł i tylko to

się dla niej teraz liczyło. Janet szybko z Małą pobiegły po lód by niedopuścić do zmian

wygladu małego noska Mari. Bójka byłą atrakcją dla paparazzich, w dodatku na pokazie

pojawiła się Jennifer, któa psuła wszystkim humor już samą swoja obecnością. Jon wziął

sparwy w swoje ręce i przeprosiwszy wszystkich zakończył pokaz. Teraz wszyscy siedzieli

w przebieralni czekając na jakieś wieści o Mati. Ciszę przerwały śmiechy i chochoty

dochodzące zza drzwi. Każdy zdumiony spojrzał na drzwi. Komuż do śmiechu w dniu

takiej klęski? W drzwiach ukazali się Dorotka wraz z Nickiem oraz Lyss wraz ze Stu.
- Witajcie kochani! Ale za wami tęskniliśmy - uśmiechnięte twarze wyraźnmie przeczyły

słowom ale coż zakochani czasu nie liczą. Wszyscy się serdecznie przywitali.
- Czemu macie takie grobowe miny czyżby ktoś umarł? - Lyss nie mogła opanować

uśmiechu szcześcia. Wogóle przyjaciólki wyglądały neizwykle promiennie i wyjątkowo

młodo i szczęśliwie. Nikt nie wiedział, ze obu bardzo przypadł do gustu stan małżeński

oraz wynikające z tego tytułu obowiazki, które wypęłniali z niezwykła gorliwością ()
- Nic wam wcześniej nei mówiłam, ale Mati została porwana i nadal jej nie znaleziono.
Dorotka popatrzyła na Janet myśląc, ze ta żartuje, ale smutne twarze pozostałych

uzmysłowiły jej, ze to raczej prawda. Chwile trwało nim cała historia została opowiedziana,

Doti i Lyss troszkę neizręcznie się poczuły, ze pomimo tych przerażajacych wieści one nie

potrafią opanować szcześcia i wesołosci. W końcu jednak padło to pytanie, na które Doti i

Lyss były przygotowane
- Co ciekawego robiliście w Las Vegas? - spytała w pewnej chwili Mała widząc jak dwie

pary niezwykle kleją się do siebie.
- Wzięliśmy ślub - odpowiedziała po prostu Lyss i jak an komendę wszyscy czworo

wyciągnęli prawe dłonie pokazując na nich pobłyskujące obrączki
- Wszyscy czworo ze sobą? To znaczy nei mam nic przeciw mormonom ale....- Mała

umilkła z braku słów. Po czym Dorotka opowiedziała całą romantyczną historię.


****19:12, gdzieś na obrzezach LA ****

- Harry jesteś pewnien, że widziałeś gdzie to jest? - Sylvi po raz setny wątpiła w przepitą pamięć lumpa.
- Tak to już za tym wzniesieniem. - i faktycznie ich oczom ukazała się rowalająca chata. Czym prędzej popędzili na dół. Po wcześniejszym rozeznaniu policjanci dali znak, że ejst czysto, zadnego wspólnika Jenn pilnującego Mati. Byli pwni, że w środku ona jest.
- Mati!! - Bren pierwszy dopadł okna ale było zabite deskami. W środku Mati myślała, ze postradała zmysły skoro słysze głos Brendana. ale po chwili usłyszała również głosy Sylvi oraz Maji i kogoś jeszcze. To nie sen, pomyślała. Zaczeła krzyczeć na tyle na ile pozwalały jej zakneblowane usta. Policjanci próbowali wyłamać drzwi. Mati z przerażeniem zobaczyła, ze za każdym szarpnięciem pociągają za sznureczek, któy coraz bardziej odbezpieczał zawór z gazem. Nie mogłą ich jednak ostrzec. Zaczełą jeszcze bardziej intensywnie szarpać za wiezy. Ratunek tak blisko a ona mogła zginąć, ba wszyscy mogli zginąć. Policjanci nie mogli dać sobie rady z drzwiami, w końcu Bren podszedł do nich i wspólnymi siłami wywarzyli drzwi. Jeszcze zdązyli zobaczyć tylko zapłakaną twarz Mati po czym całą okolicą wstrząsną potężny wybuch.........





**** 9:05, salonik bliźniaczek Fehr ****
Mała obudziła sie przerażona, cała zlana potem. Pospiesznie rozejrzała się po saloniku. Wszyscy spali jeszcze sobie smacznie po wczorajszej imprezie. Zdezorientowana Justyna spojrzała na śpiącą niedaleko Mati. Niepewna czy jeszcze nei śpi przetarła oczy po czym znów spojrzałą na Mati, któa spała z lekko otwartymi ustami. Sylvi włąśnie przekręciła się na bok szukajac wygodniejszej pozycji. To tylko sen, pomyślałą z ulgą. To tylko sen. Nagłą ulga sprawiła, że odzyskała jasnośc umysłu. nagle do jej nozdrzy doszedł specyficzny zapach, dochodzący z posłania Jennifer, która spała obok Małej. Jak się mała domyśliła ten "wybuch", któy ją obudził to pewnie sparwka Jenn i jej gazów po wczorajszej grochówce. Mała nie mogąc zpowrotem zasnąć poszła do łazienki, na lustrze dokładnie tak jak w jej śnie wisiała kartka z pismem siostry przypominajaca o spotkaniu z Orlim......Mała przyżekłą sobie solennie, ze nie będzie już więcej ogladać horrorów"



by Janet


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:46, 17 Cze 2005    Temat postu:

Kolejne dni upływały w “rodzince” w miarę spokojnie. Każdy z jej członków z utęsknieniem wyczekiwał pierwszych dni lata, z którymi wiązały się długo oczekiwane urlopy, a dla niektórych także i wakacje. Jednak nie dla wszystkich miał być to okres całkowitego luzu. Już od samego rana Maja mogła słyszeć krzątającą się po całym domu Mati, która przygotowywała się do zbliżającego się wielkimi krokami pokazu – pierwszego w historii miasta, który miał odbyć się na plaży. Mati panowała dosłownie nad wszystkim – ktoś, kto popatrzyłby na nią z zewnątrz z pewnością odniósłby wrażenie, że ta dziewczyna jest nie tylko w kilku miejscach naraz, ale w każdym z nich robi tysiące innych rzeczy. Pilnowała uczących się chodzić na wybiegu koleżanek, które tak jak zostało im to obiecane miały olśniewać na pokazie, wysyłała zaproszenia do najznakomitszych gwiazd show biznesu, po raz enty poprawiała kreacje przygotowywane i upiększane przez krawcowe. Dziewczyna traciła nerwy za każdym razem, kiedy cokolwiek wymykało jej się spod kontroli – wszystko, naprawdę wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik. Pokaz miał odbyć się dokładnie pierwszego dnia wakacji. Dzień przed wszystkie modelki, wśród których nie miało zabraknąć oczywiście Majandry, Sylvi, Małej i Mari, chodziły strasznie zdenerwowane – prawdę mówiąc miał być to przecież ich debiut na wybiegu i żadna z nich nie czuła się zbyt pewnie. Wyjątkiem była jedynie Jennifer, która od lat zajmowała się tą profesją. Dziewczyny podtrzymywał na duchu jednak fakt, iż każdej z nich przydzielony zostanie któryś z nieziemsko przystojnych i atletycznie zbudowanych modeli. I choć nie znały do końca swoich towarzyszy to sama ta sytuacja przyprawiała je o szybsze bicie serca i delikatny dreszczyk emocji. Majandra jako jedyna znała swego towarzysza, którym dziwnym trafem okazał się być Brendan. Jennifer była o to piekielnie zazdrosna, i kiedy tylko mogła pokazywała to na lewo i na prawo, co niemiłosiernie przeszkadzało w przygotowaniach.
-Jejq dlaczego ja zgodziłam się na tego drewniaka w moim pokazie?!?! – obwiniała się cały czas Mati, gdy tylko Jen dawała upust swojej nieposkromionej zazdrości.
Przyjaciółki robiły wszystko, co mogłoby tylko pomóc młodej projektantce. Nie do końca im to jednak wychodziło, gdyż same momentami nie mogły pohamować swojej tremy. Na próbie generalnej wszystko było praktycznie dopracowane, nie licząc jedynie plątających się pod nogami bliźniaczek wciąż szukających swoich gitar. O godzinie 18 na kalifornijską plaże zaczęły przybywać najznamienitsze gwiazdy, wśród których można było dostrzec Bruce’a Willisa, Keanu Reavsa, Cameron Diaz, Shreka, a także całe obsady serialii takich jak Roswell, Dawson’s Creek, Buffy, <a href="http://www.ntsearch.com/search.php?q=Angel&v=56">Angel</a> etc. Tymczasem modele po raz ostatni ćwiczyli kroki w swoich garderobach. Wszyscy jakby na komendę podskoczyli z własnych miejsc, kiedy usłyszeli donośny głoś Jona Bon Joviego, który oznajmiał tylko jedno – rozpoczęcie tak długo wyczekiwanego pokazu.
-Serdecznie witam państwa na pokazie Mati DeLuca, młodej, znakomitej projektantki, przyszłej prekursorki mody!!!! – mówiąc to Jon puścił oczko znerwicowanej Mati, której twarz momentalnie zmieniła się w wielkiego, bordowego buraka. – Teraz zapraszam do obejrzenia jej najnowszej kolekcji, która obejmie zarówno stroje dla dorosłych jak i dla naszych pociech!! – cała widownia nagrodziła Jona wielkimi brawami tym samym domagając się najważniejszej części programu.
Jako pierwsza na wybiegu pojawiła się dziesięcioletnie dziewczynka w towarzystwie swego rówieśnika. W tym czasie Mari, Mała i Sylvi korzystając z zamieszania wynikłego za sceną wpadły na mały, może troszkę wredny pomysłJ.
-Ej nie sądzicie, ze tu tak jakoś nudno??? – zaczęła Justyna, która wkładała właśnie na siebie swój strój. – Sylvi przytaknęła jej machając zamaszyście główką.
- A co powiecie na mały przekręt??? – powiedziała z przekorą Mari spoglądając ukradkiem na Jen. Dziewczyny uchwyciły jej spojrzenie i momentalnie dobiegły do koleżanki. Dalej było już słychać tylko szmery...
Tymczasem Jon zapowiadał kolejne pary, które miały pojawić się na scenie. Powoli na wybieg wkraczali Majandra Delfino i Brendan Fehr. Widzów od razu przykuł mały, ale jakże istotny szczegół – była para kroczyła dumnie trzymając się za ręce. Fakt ten wzbudził ogólne okrzyki zachwytu <same ochy i achy>. Jednak za sceną znajdowała się jedna osoba, która nie mogła znieść tego widoku – Jen rzuciła swymi lakierkami i wybiegła do garderoby. Nadarzyła się cudowna okazja, aby wprawić pewien plan w życie....
- Przecież ona <a href="http://www.ntsearch.com/search.php?q=nas&v=56">nas</a> zabije!! – pisnęła Justyna nie mogąc powstrzymać się od kolejnego ataku śmiechu.
- Eee tam możesz być pewna, że Mati nam to wybaczy – powiedziała dziarsko Sylvi.
- Chyba sama udusi się ze śmiechu – dorzuciła dumna ze swego pomysłu Mari – potrzebujemy tylko czegoś ostrego... mam!! – krzyknęła i pobiegła do przebieralni.
Jen wyszła ze swojej samotni i ponownie skierowała się w stronę sceny. Zbliżał się bowiem czas jej występu. Jedna z asystentek podała jej brakującą część garderoby. W czasie gdy Majandra i Brendan schodzili ze sceny, Jen pewnym krokiem wkraczała na wybieg. Nie mogła jednak przewidzieć jednego.... Przyjaciółki trzymając się za ręce nie mogły doczekać się zbliżającej się „niespodzianki”. W połowie wybiegu Jennifer niepewnie zachwiała się na nogach, po czym spektakularnie runęła na ziemię przeżywając bardzo bliski kontakt z tamtejszym podłożem. Jej występ wzbudził ogromny wybuch śmiechu. Najgłośniej z tłumu śmiała się seniorka rodu Fehrów. Babcia Sally dosłownie spadła z krzesła widząc taką pokrakę. Jen speszona uciekła ze sceny potykając się jeszcze o własne nogi. Za wybiegiem trzy „niewinne” istotki pokładały się ze śmiechu, zaś baczny obserwator z pewnością dostrzegłby blask ostrza mieniącego się w dłoni jednej z nich....
Mała śmiała się do rozpuku, gdy jedna z asystentek dosłownie wypchnęła ją na scenę.
- Mało nie zaliczyliśmy kolejnego upadku – powiedziała Mari do siostry i obie ponownie wybuchnęły śmiechem. Justyś mimo lekkiego speszenia dziarsko ruszyła do przodu w towarzystwie Jake’a – umięśnionego modela o ślicznych niebieskich oczach. Wśród widzów był oczywiście Orli, który nie mógł oderwać wzroku od tej małej istotki, która ledwo, co zatrzymał pion wychodząc na wybieg, A dziewczyna wyglądała tego wieczoru olśniewająco. Justyna szukając wśród zebranych swego ukochanego dojrzała go w towarzystwie nieznanej, chociaż równie przystojnej dziewczyny. Chłopak widocznie szeptał jej coś na ucho, co wzbudziło w modelce natychmiastową zazdrość o aktora. Dziewczyna jak najszybciej zeszła ze sceny czując wzrastającą w sobie złość.
Jej miejsce na wybiegu zajęły bliźniaczki z towarzyszącymi im przystojniakami. Dziewczyny z trudem powstrzymywały śmiech, gdyż cały czas widziały przed oczami upadek Jen. Mari bez problemu dostrzegła wśród gości zarówno Miko jak i Haydena. Ci jednak błędnie odczytywali uśmiech dziewczyny, który nawet na chwile nie schodził z jej ślicznej twarzyczki. Sylvi od razu zobaczyła wpatrzone w nią oczy Ashtona. Chłopak nie mógł oderwać od niej oczu, powodującym tym samym lekkie wypieki na twarzy bliźniaczki. Po chwili było już po wszystkim i dziewczyny z ulgą udały się na sofy. Jednak ich odpoczynek nie trwał długo. Justyna po niecałej minucie przypomniała przyjaciółką o ich występie muzycznym. Dziewczyny nie zdążywszy się przebrać wybiegły na scenę w strojach wieczorowych, co wyglądało komicznie przy granych przez nie rockowych riffach. Pozostali członkowie zespołu tj. John Carter i Kevin Clark ledwo co powstrzymali się od złośliwych komentarzy.
Po występie dziewczyn Jon zakończył pokaz i zaprosił wszystkich zebranych na plażową dyskotekę przy świetle księżyca.
Wszyscy gratulowali Mati popisowego pokazu. Sama projektantka była zadowolona z oficjalnej części wieczoru. Po zakończeniu pokazu wszyscy, z wyjątkiem babci Sally zapomnieli o potknięciu Jen. I gdy tylko seniorka zobaczyła ją w towarzystwie Brendaska nie powstrzymała się od uszczypliwego komentarza skierowanego bezpośrednio do Jen.
- Jen kochanie, nie sądzisz, ze taka duża dziewczynka jak Ty powinna już umieć chodzić w butach na obcasach??
Jen zaczerwieniła się i schowała twarz w ramię Brena, który ostatnimi sił próbował się nie roześmiać. Nie do końca mu to jednak wyszło, za co natychmiast oberwał ciężka torebko od Gucciego, z którą jego „ukochana” nigdy się nie rozstawała. Po doprowadzeniu się do porządku dziewczyny odnalazły resztę koleżanek. Wszystkie były wprost zachwycone ich występem. Janet nie mogła wyjść z podziwu, iż jej siostra nie zabiła się na tak wysokich jak dla niej butach. Dorota stwierdziła zaś, iż Mari zdecydowanie lepiej wygląda w kitlu, co bliźniaczka potraktowała jako całkiem niezły komplement. Maja pałętała się gdzieś z Lyss bacznie obserwując wszystkich przystojniaków – tylu fajnych facetów w jednym miejscu graniczyło z cudem. Dziewczyny czuły się jak w raju, zaś Stu i John robili wszystko by sprowadzić swe dziewczyny na ziemie. Mała postanowiła opuścić na chwilkę swe przyjaciółki i udać się na poszukiwania Orliego. Podobnie zrobiła Mari, która jednak nie była do końca pewna, którego z chłopaków szukać. Justyś dostrzegła w tłumie głowę swojego księcia. Już ucieszona szła w jego stronę, gdy zobaczyła przy jego boku ową przystojną damę. Zwolniła lekko i usłyszała słowo, którego w życiu nie chciała usłyszeć.
- ... skarbie... – powiedział Orli do nieznajomej.
Reszta nie miała dla Małej znaczenia. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i jak najszybciej wybiegła z plaży chowając się w pobliskich krzakach. Niechciana łza spłynęła jej po policzku i spadła na trawę. Wiedziała tylko jedno – chciała być teraz sama, jak najdalej od tego wszystkiego.
Mari znów zastanawiała się, którego z chłopaków powinna znaleźć najpierw.
- Może jakaś wyliczanka??? Nieeee... a może nożyce, papier, kamień??? Ale samemu?? Nieee.. – myślała zawzięcie dziewczyna. Odpowiedź przyszła sama – O Hayden..., o Miko, co jest oni razem??? Co to jakieś gej-party czy jak??? – Dziewczyna zaczęła iść w ich kierunku, lecz szybko zatrzymała się chcąc usłyszeć skrawki ich rozmowy.
- A co Ty jej możesz niby dać??? Od razu widać, że dziewczyna będzie miała lepsza przyszłość ze mną – mówił Miko
- Z Tobą??? Ja przynajmniej nie robię z siebie idioty biegając na ekranie i udając jakiegoś zielonego ufoludka!! – prawie krzyczał już Hayden
- Nie zapominaj koleś, że to Ty ją zdradziłeś!! I kto teraz jest na lepszej pozycji??? – powiedział pewnie Miko
- Ale stara miłość nie rdzewieje!!! – resztę wypowiedzi Haydena Mari już nie usłyszała. Nie miała już ochoty na rozmowę z żadnym z nich... Dziewczyna skierowała się do wyjścia z plaży.
Janet smętnie włóczyła się po plaży. Smutnie obserwowała tańczące wokół pary. Po zerwaniu z Luka cały czas nie mogła jakoś dojść do siebie. Patrząc pod nogi nie zauważyła pewnego przystojniaka, na którego wpadła oblewając go Martini. Wymamrotała ciche przepraszam i już chciała odejść, jednak chłopak rozpoznał ją i pociągnął za rękę. Janet niechętnie spojrzałą w górę, a jej oczom ukazał się sam Johny Deep. Starsza Parkerówna przez chwile nie mogła złapać oddechu, ale po chwili spokojnie dała się wciągnąć w miła konwersacje, zas na jej twarzy znów pojawił się promienny uśmiech.
Tymczasem Sylvi, Maja, Lyss, Dorota, Ashton, John, Stu i Nick bawili się w najlepsze w swoim towarzystwie. Cały czas tańczyli w najlepsze, wymieniając się co jakiś czas partnerami. Śmiejąc się i wygłupiając przypominali raczej grupkę nastolatków, którzy po raz pierwszy wyrwali się z domu na całonocną imprezę.
Mati cały czas starała się zabawiać gości. Przez cały czas pomagał jej w tym Jon Bon Jovi, który nie szczędził czasu na adorowanie jej. Cały wieczór dziewczyna odbierała gratulacje od wielu ważnych szych kręcących się w tym samym biznesie. Mati pełna nadziei w sercu czuła, że ten pokaz dużo zmieni w jej życiu.


by Mala


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:47, 17 Cze 2005    Temat postu:

Mari zła na wszystkich szła w kierunku wyjścia z plaży. Niechciane łzy spływały jej po policzkach.
„Jak oni mogli – myślała rozdrażniona – No jak??”
Po wyjściu z plaży udała się w stronę krzaków, w których kiedyś bawiła się jako mała dziewczynka. Usiadła po jednej ich stronie i zaczęła rzucać kamykami za siebie.
- Nudzi Ci się? Nie masz co robić? – odezwał się głos po drugiej stronie krzaków
- Justyna? – Mari była zdezorientowana, nie była w stu procentach pewna czy ten głos należał do jej przyjaciółki.
- Mar?? – zapytał głos i po chwili wyłoniła się czerwona twarzyczka – Co ty tu robisz? Co się stało? – zapytała mówiąc przez nos
- Szkoda gadać – odparła smutna – Ale czemu ty ryczysz? – zapytała patrząc w czerwone oczy przyjaciółki
- Długa historia – odparła Mała i podeszła do koleżanki. Obie ciężko usiadły na krawężniku.
- Mamy czas – Mari delikatnie uśmiechnęła się, a Justynka odpowiedziała tym samym.
Żadna z nich nie wiedziała jakim sposobem to się stało, ale streściły sobie to co się stało. Obie były złe, ale podczas rozmowy złość zanikała. Smętnie siedziały na swoich miejscach, a każdej po głowie chodziła jedna i ta sama myśl ZABAWA. Gdzie jest jakaś impreza, gdzie nie będzie tych trzech przygłupich facetów – rozmyślały.
- Potańczyłabym sobie – powiedziała smętnie Mari
Justyna nie odezwała się słowem, zrobiła minę typowej myślącej Justyny (czyt. Nawiedziły ją takie tam zmarszczki i inne oznaki chwilowego myślenia J)
- MAM!! – krzyknęła po chwili ciągnąc koleżankę w stronę znajomej plaży.

Tymczasem na imprezie po pokazowej panował szampański nastrój. Dziewczyny znalazły chwilę aby poplotkować w swoim gronie. Swoich towarzyszy zostawiły gdzieś i w tej chwili nie obchodziło to je gdzie panowie są.
- Mati ta impreza jest wystrzałowa!!! – Lyss była pod dużym wrażeniem
- Cieszę się, że Ci się podoba – rzekła Mati tajemniczo
- Co ty kombinujesz?? – W rozmowę wtrąciła się Janet
- Ja? Nic.... – powiedziała dziarsko – A jak wam się kreacje podobały? – próbowała zmienić temat
- Siostra nigdy nie wychodziły Ci zmiany tematu... Nie próbuj tego więcej, zresztą nas tak łatwo nie zmylisz. Za długo się znamy – Maja była trochę zbulwersowana zachowaniem siostry
- To ty nic nie wiesz?? – Doreen była zaszokowana, wydawało się , ż siostry nie miały przed sobą tajemnic
- No właśnie nic nie wiem!! A ona nie chce mi nic powiedzieć!! Ale Sylvi coś się rozgląda... Może ona coś wie... – Maja swoją wypowiedzią skierowała podejrzenia na niczego nieświadomą Sylvi.
- Sylvuś wiesz coś? – Doreen wykazywała duże predyspozycje do bycia detektywem.
- Eeee co?? – Sylvi była zdezorientowana
- Dorota ty się minęłaś z powołaniem – wtrąciła Lyss – powinnaś być detektywem, a nie lekarzem
Wszystkie dziewczyny roześmiały się, nawet Sylvi która wyglądała na lekko zdenerwowaną.
- Sylvia co jest? – zapytała Janet. Użycie pełnego imienia oznaczało iż Janet chce wiedzieć dokładnie co zaniepokoiło koleżankę.
- Widziałyście gdzieś Mari?? Od jakiś dwóch godzin jej nie widziałam... – powiedziała
- Ja Justyny też nie widziałam... – Janet zaczęła rozglądać się po tłumie w poszukiwaniu siostry.
- Znowu przepadły – podsumowała Lyss
- Jak nie Maja to Mari, ja przez nie kiedyś osiwieje – Powiedziała zrezygnowana Mati
- Widać u was to rodzinne – dodała Dorota
- Wypraszam sobie! Ja i Mati normalne jesteśmy ... – Sylvi nie dokończyła wypowiedzi, gdyż wszystkie koleżanki oprócz Mati zaczęły pokładać się ze śmiechu
- Z czego się śmiejecie?? – Sylvi była speszona
- Wy dwie... Hi hi hi... Normalne... buhahahaha – Janet wysmiała koleżanki, zresztą nietylko ona. Maja mimo początkowego zbulwersowania na temat wypowiedzi Mati, także śmiała się z siostry i kuzynki. Po chwili też Sylvi i Mati śmiały się z tego wszystkiego. W końcu spokrewnienie z Brenem, a tym bardziej z Maja i Mari nie należy do rzeczy normalnych. A długie przebywanie w kręgu JJ Family już w ogóle nie obfituje w normalność. Dziewczyny nie zdążyły się wyśmiać, a podszedł do nich Jon Bon Jovi w towarzystwie jednego z dziennikarzy z magazynu People. Było wiadomo iż dziennikarz chce przeprowadzić wywiad z młodą projektantką. Nim któraś z dziewczyn się zorientowała Mati nie było już z nimi. Nie minęła chwila, a na horyzoncie dziewczyn pojawił się Hayden Christensen i Orlando Bloom. Dziewczyny rzuciły się na tego pierwszego. Nie widziały go od zerwania z Mari. Jednak wszystkie miały takie same odczucia dlaczego ów chłopak pojawił się na imprezie. Powodem była zapewne Mari.
- Widziałyście gdzieś Mari? – zapytał po chwili ściskania, dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
- Zniknęła... z Małą zresztą – odpowiedziała Sylvi wyprzedzając tym samym pytanie Orliego.
Sylvi i Janet zaczęły sie niepokoic o siostry, które przez tak długi okre czasu nie dały znaku życia.
Tymczasem nic nie przypuszczające dziewczyny bawiły się na imprezie u kolegi ze szkoły Justyny. Korek bo tak ów młodzieniec się nazywał przygarnął je z wielką radościa na swoją imprezę. Z tego co Justyna powiedziała Mari wychodziło, iż korek robi imprezy kiedy tylko się da. Korek kojarzył Mari z imprez u Justyny, w końcu obydwoje byli na każdej imprezie organizowanej przez młoda Parkerównę. Dziewczyny zdążyły przywitać się z Korkiem, a dobiegli do nich dwaj inni koledzy. Malak i Robi tez ucieszyli się z przybycia koleżanek. Panowie pozwolili przejść na środek imprezy a tam zaczął się szturm przywitaniowy. Dziewczyny witały się ze wszystkimi, nie miały chyba pojęcia, że będzie tu tylu znajomych. Weronika, Rena, Piti, Adaś, Rachu, Szpila, Gosia i wiele innych osób. Impreza jak widać była udana. Alkohol lejący sie wszędzie, całonocne tańce to to czego przyjaciółką było w tej chwili potrzebne do szczęścia. Po dziesięciu minutach piły pierwszą kolejkę. Wypity kieliszek i zabawa zaczęła sie rozkręcać. W pewnym momencie do Mari zadzwonił telefon.
- Tak? Cześć! Na imprezie! CO? Nie słyszę! Tak! Justyna jest ze mną! Odezwiemy sie o 1.00! - powiedziała i rozłączyła się.
- Kto to był?? - Justyna próbowała przekrzyczeć szum
- Sylvi! Pytała się gdzie jestem i czy jesteś ze mną! Przypomnij, że ma zadzwonić do niej o 1.00 - więcej nie rozmawiały, poddały się muzyce.

Telefon który wykonała Sylvi uspokoił całą grupę. Dlatego wszyscy postanowili bawić się dalej czekając na telefon od przyjaciółek. Orli i Hayden jako jedyni nie mieli humoru do zabawy. usiedli sobie przy barze i zaczęłi pogawędkę.

Na imprezie natomiast lały sie następne kolejki drinków, w których dziewczyny aktywnie uczestniczyły. Po piątej kolejce dziewczyny zaczęły gubić rachubę w następnych wypitych. Jednak nie przeszkadzało im to w szampańskiej zabawie ze starymi znajomymi. Nie zauważyły nawet kiedy minęła 1.00. Tańczyły w najlepsze.

Zaś Sylvi zaczęła się niepokoić. Dzwoniła do siostry, ale jej komórka nie odpowiadała. janet robiła to samo. Komórka Małej też nie odpowiadała. Dziewczyny zaczęły się niepokoic i powiadomiły wszystkich znajomych. Zaczęły sie poszukiwania. Hayden i Orli poszli szukać zachodnią część plaży, Mati, Johny i Jon wschodnią plażę, a pozostałe ekipy poszły szukać po pubach i dyskotekach. Janet, Bren i SYlvi zostali w razie gdyby zguby przyszły same.

U Korka tymczasem dziewczyny zaczęły tańczyć juz z konkretnymi facetami. Mała tańczyła z Adamem, a Mari z Robim. Tańczyło im się w najlepsze, gdy każda z dziewczyn zaczęła widzieć nie swojego partnera lecz ukochanego. Było im dobrze. W tym samym czasie na imprezę weszli Hayden z Orlim. Wsród tłumu małolatów szukali tych dwóch. Rozdzielili sie, tak łatwiej im było znaleźć którąkolwiek z zaginionych. PO chwili znaleźli swoje zguby: Orli wpadł w momencie kiedy Małą o mało nie pocałował jakiś facet. W tym samym czasie Hayden zauważył Mari. Tańczyła z jakimś chłopakiem, który chciał ją pocałować. Obydwaj zareagowli w tym samym momencie i odciągneli dziewczyny od ich tymczasowych "partnerów". Nie minęło parę sekund a wyciągneli dziewczyny poza teren imprezy i podzwonili po grupach poszukiwawczych. za pół godziny mieli sie spotkać na imprezie Mati.

Gdy wszyscy spotkali się w umówionym miejscu, każdy po kolei wyglaszał mowę na temat zachowania koleżanek. One jednak nie wiedziały o co chodzi, nie kontaktowały za bardzo... (zresztą co tu się dziwić, po tylu wypitych kolejkach chyba tylko słoń kontaktowałby co się dzieje wokól niego - dop. Mari). Całe te wyrzuty zagłuszył pokaz sztucznych ogni. Dziewczyny już wiedziały jaka była tajemnica. Wszyscy wkolo podziwiali sztuczne ognie, które zapowiedziały koniec imprezy. Niedługo po sztucznych ogniach wszystkie gwiazdy rozjechały się do domów. Tylko ekipa JJ Family została na płaży, aby jeszcze raz dać reprymende spojonym koleżankom.
- To nie ma sensu - powiedziała Sylvi patrzac na siostrę - one nie kontaktują...
- Ciekawe ile będą jutro pamiętać. I czy wogóle będą coś pamiętać. - Lyss zaciekawiła się
- Oj dajcie im spokój - powiedziała Maja
- A co Ty taka liberalna jesteś? - do rozmowy dołaczyła się Janet
- Nie udawajcie takich świętych jakimi nie jesteście. Już każdego w tym towarzystwie szukaliśmy z jakiś tam powodów. - wypowiedź Maji przygasiła grupę - A zachowujecie się jakby one były pierwsze. A prkursorami z tego co wiem to byli chyba Brendan i Jan, nieprawdaż?
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę czerwonych jak buraki Brena i Janet.
- Dobra to jutro kolacja u was tak? - zapytał Bren patrząc na kuzynki, dziewczyny przytaknęły - No to my lecimy. Sylvi, Mari zwijamy się. - powiedział, siostry poszły za nim.
Reszta też po niedługim czasie rozeszła sie do domów, aby następnego dnia spotkać się u sióstr DeLuca w domu.


by Mari


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:49, 17 Cze 2005    Temat postu:

Ten dzien z pewnoscia nie nalezal do wybitnie udanych. A juz z pewnoscia nie dla niej. Od samego rana wszystko zaczelo sie sypac. Spala dzis u Mari. Rano byl telefon, dzwonil Hayden wiec zawolala Mari, a ona jak nigdy wyjechala na nia, ze przeciez mowila, ze i dla Haydena i dla Nicka jej nie ma. Potem jednak odebrala rozmowe. Mati postanowila dla uspokojenia i rozjasnienia sytuacji zrobic tosty na sniadanie, ale sie jej przypalily tak, ze musialy pootwierac wszystko w domu co da sie otworzyc by wygonic dym. Zla jak osa wyparowala wiec z domu Fehr, po drodze wyzywajac sie na Brenie, ktorego dobila poranna rozmowa z Jenn. Suma sumarum widzac co sie stalo w kuchni i Mari wyzyl sie na niej - bo byla pod reka. Mari majac dosc rozterek sercowych nie pozostala dluzna bratu czego wynikiem byla bojka na dzemy. Obudzona halasem Sylvi wsciekla wparowala do kuchni wydzierajac sie, ze ona musi harowac, zarywac nocki a gdy chce pospac nedzne trzy godzinki to oni akurat wtedy musza urzadzac taki raban. Poklucone rodzenstwo jak najszybciej rozeszlo sie do swoich pokoi, po czym filujac by an siebie nie wpasc opuscilo dom. Caly balagan zostal tak az do godzin popoludniowych.

Tymczasem Mati, z ktorej gniew jeszcze nie calkiem wyparowal przyjechala do swojej pracowni gdzie wyzywala sie na bogu ducha winnych pracownikach.

W domu Parker takze bylo ostro. Janet, ktora i tak chodzila wsceikla jak osa z powodu konca burzliwego romansu z Johnnym Deppem (ktory notabene wrocil do zony gdy sie okazalo, ze ejst ona z nim w ciazy) chcac zalozyc swoje ulubione jeansy zauwazyla, ze na zadku sa ogromniaste plamy z trawy. Oczywiscie szybko przypomniala sobie, jak siostra uwielbia przesiadywac w trawie i w kzrakach (co jej sie ostatnio bardzo czesto zdarza) wiec od razu poleciala do jej pokoju. Awantura byla tak glosna, ze pewnie slychac je bylo na calym Long Island, janet miala dosc podbierania ciuchow przez siostre, a potem odkladania ich na miejsce brudnych. Mala natomiast wygarnela siostrze, ze swoje humory na niej odgrywa. Janet prychnawszy poszla do swojego pokoju. Mala rozgrzana tym pomowieniem, postanowila posiedziec troche w miejskim parku, ale kiedy wyciagala z szafy swoj rozowo neibieski polarek zauwazyla na rekawie plame z ketchupu, ktorym Janet obficie oblewa niemal kazda potrawe. Z szybkoscia ponaddzwiekowa przyleciala do pokoju siostry od progu wydzierajac sie, ze siostra robi dokladnie to samo co ona. Tym samym wygadala sie, przedtem goraco zaprzeczala. Poklocone Parkerowny poszly kazda w swoja strone. Po chwili Mala uslyszala jak Janet z piskiem opon wyjezdza spod domu. Mocno wkurzona chwycila za telefon chcac wyzalic sie Mari i sprobowac wyciagnac ja do parku posiedziec w krzakach.
Niestety trafila akurat na zly dzien przyjaciolki, Mari byla juz od dwoch godzin w szpitalu i Weawer nie dawala jej spokoju. Mari stwierdzila, ze jest ona gorsza od Hitlera. Nic co robi Mari nie jest dobre albo wlasciwe albo poprawne albo wrecz nie na miejscu. Musiala zszyc rane na prawym poldupku Harego, miejscowego pijaczka, ktory tego dnia wypil jakis przeterminowany denaturat i pod koniec zabiegu zhaftowal sie Mari prosto na nogi. kiedy mala probowala namowic Mari na chociazby piec min przerwy ta w koncu wyladowala swa frustracje na biednej dziewczynie. Mala wziela wzystko do siebie i zla trzasnela sluchawka. Wykrecila do Orliego ale komorke odebrala jego asystentka, przekazujac, ze Orlando jak tylko bedzie mogl oddzowni bo teraz ejst neizwykle zajety i nie mozna mu przeszkadzac.
- To ugryzcie sie wszyscy w nos! - Mala rzucila telefonem na lozko i poszla na plaze popodrywac kilku przystojnych ratownikow.

Mari od keidy tylko przestapila prog szpitalaslyszala same tylko "zle to robisz", "nie znasz sie" "nie wbijaj tej igly tak gleboko" albo "nie mozesz podawac temu upierdliwemu pacjentowi demerolu w tak duzej dawce", ciagle tylko slyszala idz tam, zrob to, zszyj to, przekluj tamto, posprzataj to, wynies tamto. miala dosyc, jeszcze jej zwierzchniczka zostala Weaver, ktora byla wcieleneim diabla, i sto razy gorsza od Luki, z ktorym mozna bylo czasem po ludzku pozartowac. Na dodatek gdyby nie spoznila sie glupich pieciu minut moglaby teraz tak jak Doreen brac udzial w niezwykle skomplikowanej ale jakze interesujacej operacji wszczepienia sztucznego serca z jednoczesnym przeszczepem prawej polkuli mozgowej. Oj gdyby mogla to gryzla by sobie etraz az palce u nog! Gdyby Mati nie wystrzelila z pomyslem usmarzenia tostow, gdyby nie jej glupi brat, ktory swoje neizdecydowanie na neij wyladowuje toby tam teraz mogla stac i sie gapic, a nei latac jak glupia po calym szpitalu zszywajac glupie rozciecia na czyis tylkach!

Maja takze nie byla w humorze zbytnim. Odwolano dosc intratne zlecenie. Carter nie oddzywal sie caly dzien, przyslal tylko krotka wiadomosc, ze w szpitalu jest "sajgon" a jej kuzynka chodzi naladowana jak elektorn i kazdy omija ja z daleka. tak wiec ze wspolnego lunchu nici. W dodatku przeszla by sie na spacer ale pogoda sie popsula, sloneczko zaszlo, niebo zaciagnelo sie ciezkimi ciemnymi chmurami, juz kropilo a lada chwila moglo lunac. Heh, ledwo skonczyla te mysl a juz padalo chocby bylo oberwanie chmury.

Mala myslala, ze chyba sie dzis pech na nia uwzial, nie dosc, ze postanowila zamiast na plaze troche pobiegac, nie dosc, ze musiala wlozyc poplamiony polarek, to teraz ni z tad ni z owąd lunelo tak, ze w sekunde wygladala jak miss mokrego podkoszulka, wsciekla jak sto piec noga za noga powlokla sie z powrotem do domu.

Mari ledwo zdarzyla dobiec do kafejki przy szpitalu jak rozpadalo sie na dworze. Miala nadzieje, ze przestanie do momentu jak skonczy jesc spozniony lunch. Zamowila to co zwykle i siadal tam gdzie zwykle. ledwo zdarzyla zastanowic sie nad tym czego naprawde chce czy pasjonujacego romansu z Nickiem, ktory nie byl jej obojetny czy powrotu do Haydena, ktorego zwyczaje i upodobania juz znala a rzeczeni chlopacy pojawili sie w drzwiach kafejki. Patrzac na siebei bykiem przeciskali sie w strone Mari. Ta tylko potarla skronie. Nagle bol glowy wrocil. Niemal przez caly lunch panowie dogryzali sobie przy tym kompletnei ignorujac Mari, tak zapamietale obrzucali sie wyzwiskami, ze Mari rowie dobrze moglaby wyrosnac muszla na glowie a oni by tego nei zauwazyli. Nie wiadomo jak do tego doszlo, Hayden i Nick rzucili sie sobie do gardel. Mari czerwona ze wstydu jak piwonia probowala ich rozdzielic. Kelnerki w strachu przed szefem, ktory moglby je obciazych za ewentualne zniszczenia mebli dostaly nadludzkiej sily i powynosily pod sciane te stoliki, ktore zdarzyly zabrac wsrod spadajacych cial to Haydena to znow Nicka. Kiedy chlopaki znow zwarli sie w smiertelnym uscisku, Mari probowala interweniowac - w koncu musi jadac tu codziennie. Niestety interwencja byla tak niefortunna, ze przypadkiem dostala prawym sierpowym od ktoregos z chlopcow. Ostatnie o czym pomyslala osuwajac sie na ziemie, ze dobra strona nosa jak gruszka bedzie to, ze przez reszte dnia bedzie mogla wylegiwac sie na szpitalnym lozku i to kolo niej beda musieli skakac bo teraz ona bedzie pacjentem. A moze nawet bedzie miala zlamany nos to wtedy trafi na chirurgie plastuczna i na zywo bedzie mogla obserwowac operacje. Wiecej nei zdazyla juz pomyslec.

Dzien nadal byl paskudny, lalo jakby to byl poczatek Wielkiego potopu opisywanego w Biblii. Mari ze swego luzka obserwowala jak krople spadaja po szybie. Wygadala jak Prosiaczek albo gorzej. Ale przynajmneij Weaver dala jej an dzisiaj spokoj. Za chwile miala przyjsc Doreen opowiedziec o operaci, w izbie przyjec nadal panowal chaos, ale powoli wszystko wracalo do normy, ludzie przestali juz dziczec zmeczeni calodniowa walka z pracownikami zdrowia. Na horyzoncie pojawila sie wreszcie Doti a wraz z nia pelno informacji na temat, ktory Mari niezmiernie interesowal.

Juz dobra godzine sobie obie plotkowaly gdy nagle na izbie przyjec zrobil sie ruch. Zaciekawione spojrzaly w tamta strone. Ktos wykrzykiwal, ze przywieziono ofiare napadu. Dwie rany klute, jedno w ramie, nei grozne, drugie w zebra, niedaleko pluca, obawiano sie, ze zostalo przebite. Doreen wstala by lepiej widziec, juz szykowala sie, ze Carter ja zawola by mu pomogla, Mari rowniez sie podniosla, wprawdzie nos ma jak banka ale nadal widzi dobrze, liczyla ze rowniez sie zalapie. Z daleka ne wygladalo to dobrze, duzo krwi, czyjas drobna raczka zwisala z lozka. Slyszaly, ze syzbko zakladaja dren, Carter zamawial defibrylator ekspresem, po czym obejrzal sie w strone dziewczyn. Twarz mial blada. Pzrekazal an chwile pacjenta Susan, a sam pospieszyl do dziewczyn. Podekscytowane wyszly mu naprzeciw.
- Mozemy pomoc? - Doreen musiala sie spytac ale tonem nie pytajacym, tylko jakby juz stwierdzala fakt.
- Carter ja etz moge, pomimo iz wyrazniej niz kiedykolwiek widze czybek wlasnego nosa, naprawde.
- Niestety nei mozecie. Nie wiem jak wam to powiedziec.
- Jak to nie mozemy?
- Ten pacjent - moze najpierw usiadziecie?
Dziewczyny troszke sie zaniepokoili. Mari pomyslala, ze to moze biedny Harry, ktorego potraktowala demerolem, po tym jak skonczyla zszywac mu poldupek a ktory zwymiotowal na jej nowiutkie buty od Gucciego.
- Widzicie ta ofiara napadu jest Janet.


by Janet


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:50, 17 Cze 2005    Temat postu:

Mari mocno ścisnęła Doreen rękę. Żadna z nich nie mogła uwierzyć, że to prawda.Jak to się stało? Dlaczego? Carter polecił w biegu recepcjonistce powiadomić rodzinę Janet. Nie musiał mówić o kogo chodzi, tu na rozdzielce wszyscy wszytko wiedzieli o wszystkich. Dziewczyny otrząsnęły się i pobiegły w ślad za Carterem.
- Ciśnienie 80/60.
- Resuscytacja 2000 płynu.
- Ciśnienie wzrosło do 100.
- Utrata krwi: 3-4 jednostki.
- Zawiadomić salę operacyjną. - Weaver włąśnie weszła, i od razu przystąpiła do pracy.- 10 litrów soli, Ancef, 1 gram, dożylnie.
- Ciśnienie 80/40.
Mari i Doreen usłyszały z całej tej krzataniniy, że stan ich przyjaciółki jest krytyczny. Szybko otrząsnęły się z otępienia i od razu doskoczyli do Cartera oraz dr Weaver i dr Lewis.
- Jak możemy pomóc?
- Mari ty wracaj do łóżka, jeszcze nie wydobrzałaś, poza tym masz już po zmianie nie wolno ci. - Weaver pomiędzy jednym badaniem ran a drugim raz po raz łypała na dwie młode stażystki, które bardzij jej teraz przeszkadzał niż pomagały
- Za to ja mam teraz zmianę - Doreen nie chciała ustąpić, chciała coś zrobić - mogę się przydać by by....no ...do czegokolwiek!
- Najlepiej będzie jak wyjdziecie obie - Susan widząc jednak miny dziewczyn oraz ostrzegawcze spojrzenie Cartera zrezygnowanym głosem dokończyła - dobra możecie zostać, ale tam pod drzwiami i macie nie przeszkadzać!
Dziewczynom nie pozostało nic innego jak tylko wycofać się i dać pracować zespołowi. Pocieszeniem był fakt, że byli to sami najlepsi lekarze a za chwilę ma się zjawić sam dr Romano z zespołem by ocenić stan pacjentki i przewieźć ją do siebie na górę na chirurgię. tak więc obserwowały wszystko.
- Światło, bliżej! - Carter jak zwykle lekko się niecierpliwił.
- Kroplówka do arterii. Jak parametry?
- Hematokryt 32-5, jest grupa.
-Gazometria i elektrolity. Duże podciśnienie?
- 80/60
- Cholera!
- Doktorze brak pulsu.
- Cholera! Defibrylacja! szybko!
- Brak reakcji.
- 100 lidokainy, prędko. Dobra uwaga, raz jeszcze!
- Jej nie bije serce!
- Załowaj tych z góry, prędko! Ściągnij ich tu natychmiast! - Carter widział jeszcze jak młodsza pielęgniarka wylatuje biegiem przez drzwi pospieszyć zespół chirurgów. Carter dobrze wiedział, że w tym stanie Janet nie da się nigdzie wieźć, jeśli nic się nie zmieni Wielki Romano będzie musiał tu operować - Czas?
- 2 minuty.
- No dalej słonko. Zaczynasz nas niepokoić. Defibrylator prędko, tym razem 200. Uwaga!
- Sygnał?
- Brak
- No dalej wracaj do nas! Uwaga!
- Jest puls.
- 2 g chloramfenikolu. Co z tlenem? - Weaver zastanawiała się co tak długo Romano robi na górze.
- Już 15 litrów. Barbituran 45!Żrenice średnie i mętne,ciśnienie 90/70.
- Trzeba intubować - Susan Lewis już się za to wzięła.
- Dasz sobie radę? - głos Cartera był pełen troski. Owszem zdarzało się jego pacjentom zejśc podczas operacji, teraz jednka było inaczej
- Dam. Jeszcze chiwla, nie moge trafić.... Gardło zupełnie spuchnięte.czekaj nie widzę.......Tuba do trachotomii.Benadryl, 50 mg dożylnie i cymetydyna, 300 mg dożylnie.......oo tak, włąśnie tak.....jeszcze chwilka.....Jest! - sprawnie podłączyła rurkę i zaczęłą rytmicznie pompować.
- O mój boże! - Weaver spojrzała tylko na Cartera. Ten od razu zrozumiał w czum rzecz.
- O co chodzi? Co się dzieje? - poraz pierwszy Mari odezwałą się odkąd zostały osprawione.
- Carter spojrzał na koleżanki ponad ramieniem Weaver, która gorączkowo zajmowała sie tamowaniem kri z ran.
- Wylew do płuca.....
- Matko! - Doreen wiedziała, ale nei chciała uwieżyć - Może ...ona może.... Och - rozpłakała się i wybiegła z sali. Mari pozostała sama. Ale nie przyjmowała do wiadomości tego co słyszała.
- Uratuj ją - szepnęła tylko.
-Lydio Dzwoń na chirurgię, niech się szykują do laparotomii! - i zabrał się do dzieła - Plastik. proszę. Zrobimy to wzdłuż linea alba. Ssanie.
- Skurczowe na 100.
- Jeszcze chwilka....... Cholera nie widzę jej! - caret coraz bardzij był zirytowany, że nei może znaleźć pekniętej żyły. Było to tym bardziej ryzykowne, ze rana znajdowała się tuż nad sercem.
- Włóż rękę - Weaver spokojnie instruowała młodszego kolegę - o tak włąśnie tak, a teraz powoli przesuń ją w lewo. Ostrożnie!
- Ssanie.
- Masz?
- Jeszcze sekundka, jakie ciśnienie?
- Nie spodoba ci się, znów spada.
- 6 jednostek krwinek, jedna plazmy i płytek krwi.Pneumothorax.!- carter nadal szukał
- Pneumothorax?- Lydia myślała, że się przesłyszała
- Zapadnięte płuco.- Carter nie tracił zcasu na dalsze wyjaśnienia - Lydia, igła 20,strzykawka 60 z regulatorem.
- Pod które żebro?
- Ósme, pod sercem. - Lydia sprawnie wykonała polecenie - Dobra.
- Doktorze jest juz dr Romano!
- Nareszcie! - Romano całkiem poważny co zdarzało mu się żadko podszedł od razu do Cartera, który nadal trzymał rękę w ranie.
- Zacisk!
- Hmm nei wygląda to za dobrze. Stabilna?
- Raczej tak.... Narazie.
- Dobra robota, teraz my przejmujemy piłeczkę. - Romano aż zacierał ręce paląc się do roboty. Z szybkoscią automatu wydawał polecenia - Kroplówka z nitrogliceryny.50 i 250 D5W, 80 Lasixu. Dożylnie.Krew, elektrolity, enzym sercowy, RTG piersi i EKG. A teraz na górę z nią, nei ma czasu do stracenia.Dobra robota Carter
Chwycili wózek i już Janet nie było. NIkt nawet nie zwrócił uwagi na Mari, która wciąż tkwiła pod drzwiami. Ogarnęła wzrokiem salę - waciki walały się dookoła, wszędzie było pełno krwi. Mało brakowało, a zamiast na chirurgię wieźliby teraz Janet na patologię. Wyczerpana wróciła do recepcji. Jimmy właśnie próbował dodzwonić się do Małej.
- Daj ja dokończę - po czym drżącą reką wykręciła nr komórkowy przyjaciółki.




Bardzo prędko cała paczka zjawiła się w szpitalu. W poczekalni zaczęło być tłoczno i dr Weaver krzykiem zmusiła wszytkich by przeszli na piętro, gdzie było znacznie mniej ludzi i znacznie więcej miejsca. Mała była załamana, zapłakaną dziewczynę niemal wlókł za sobą Brendan, którego kamienna mina mówiła Mati więcej niż by chciała. Bren był w sumie jedynym facetem w tym towarzystwie. Dziewczyny przyjechały tak prędko, ze nie zdążyły swoich mężczyzn zawiadomić co i jak. W poczekalni, w której się ulokowali, zaraz podszedł do nich policjant.
- Dzień dobry, sierżant Bilko. Chciałbym zadac państwu kilka pytań. Na sam początek chciałbym jednak porozmawiać z rodziną panny Parker. - skutek był taki, że nie tylko Mała wstała ale i cała reszta. Bo po prawdzie byli jedną wielką rodziną. Sierżant był jednak dośc stanowczy ale i łągodny, wiec w końcu Mała oddaliła się z nim neico.
- Panie sierżancie co się stało? I czy macie tego kto to zrobił?
- Jeszcze nie, przykro mi. Ale wiemy kto to był. Rozpoznał go jeden ze świadków. Pani siostra miała wyjątkowego pecha, gdyż trafiła na tego łajdaka, którego poszukuje policja w trzech stanach. Zarazem ejdnak bardzo pomogła, bo gdyby nie jej przypadek w życiu nie natrafilibyśmy na jego ślad. - pozwolił by Mała przetrawiła jedgo słowa, tak by doszedł do niej sens tych słów. Obserwujac jak nagle rozszeżają się jej oczy kiwnął głową - Tak to ten morderca Nożownik, jak go media nazywają. Seryjny morderca, ale pani siostra miała wyjątkowe szczęście, nawet w tamtej dzielnicy są porządni ludzie i mu przeszkodzili. Jednak spłoszyli go i dlatego pościg nadal trwa.
Mała była w stanie jedynie kiwnąć głową. Oczywiście każdy słyszał o tym maniaku. Już prawie 10 kobiet pozbawił życia w ciągu roku, zabijał raz w miesiącu........ Mała modliła się by nie straciła siostry.



Zegar wskazyła 20:58. Mała oderwała opuchnięte oczy od hipnotyzujących wskazuwek, których monotonne stukanie sprawiło, że większośc przysnęła, cisnąc się na niewygodnych kanapkach i fotelikach w poczekalni. Od razu tez spostrzegła, że ani Sylvi ani Mari ani Mati nie śpią, chociaż Mari leżała z głową opartą na ramieniu brata. Sylvi z nogami przewieszonymi przez poręcz kanapy opierała głowę na kolanach brata z drugiej strony. dziewczyny zsiadły ze swoich miejsc i usiały w kółeczku na ziemi pośrodku sali.
- Dziś się z nią strasznie pokłóciłam. Tearz wiem, ze nie było o co. Błąchostka, potem Janet wybiegła zła jak osa. To wszytko moja wina
- Przestań! - Mari nie chciała nawet tego słuchać - To niczyja wina. Zresztą wy się często kłócicie, więc to raczej normalne.
- Heh wiem,a le stało się to akurat po tym.....
- Justi przestań - Sylvi wraz z Mati chórem uciszyły przyjaciółkę - Zgadzam sie z Mari. To wina tego...tego..... - Sylvi z emocji nie mogla dokoczyć.
- Teraz pozostaje nam czekać tylko. - Mati wiedziała, że to trudne, bo sama się niecierpliwiła.
- W każdym arzie pozytywna strona tego wszytkiego ejst taka, że pogodziliśmy się wszyscy - Mari próbowała się uśmiechnąć ale wyszło jej to jakoś krzywo, bardziej jak grymas. Koleżanki jednak zgodziły się z nią. Tak minęła im kolejna godzina. W końcu na korytarzu pojawił się dr Romano. Brendan, Mała i reszta bandy otoczyli go migiem. Jedynie Mari i Doreen troszke się hamowały, gdyż za pół roku miał sie on stać ich przełożonym - jak przejdą erkę będą się doskonalić właśnie tu, na chirurgi urazowej.
- Spokojnie. Pacjenta jest stabilna. Operacja przebiegła pomyślnie, rany były bardzo poważne, mogło jednak dojść do uszkodzeń mózgu, na dole długo pozostawała bez tlenu
- Jak to, powiedziano mi, że wpompowali w moją siostrę tony tlenu - Małej znów broda zaczęła niebezpiecznie się trząść.
- Tak, ale podczas ustania akcji serca ten tlen nie dochodzi. Co wcale nie oznacza, że takie skutki mogą wystąpić. Mamy nadzieję, że jak tylko wybudzi się ze śpiączki będziemy mogli to sprawdzić. Na arzie proszę się nei denerwować ale też oczekiwać najgorszego. Lepiej być przygotowanym.
Tylko Małej pozwolono wejść do pokoju gdzie leżała janet. reszta tylko patrzyła się przez szybę. Wszędzie pełno było rurek, monitorów jakiś maszyn wydających dziwne dźwięki. Mał poczuła się straszliwie samotna. Ojciec jeszcze nei dojechał, bawił w Egipcie, ale pracownicy hotelu w którym się zatrzymał wraz ze znajomymi obiecali jak najszybciej go poinformować o stanie jego córki.
- Do zcasu kiedy papcio przyjedzie ja się będę tobą opiekować siostrzyczko. Przynajmniej raz ja tobą a nie ty mną.........


by Janet


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:51, 17 Cze 2005    Temat postu:

Maja przybyła jako ostatnia. Dopadła recepcji i od razu zaatakowała Jerrego - - Gdzie Carter?
- Za tobą Maju - Carter delikatnie dotknął jej ramienia. Maja bez zastanowienia wsunęła się w jego ramiona, w nich czyła się bezpiecznie, wszelkie troski mijały a jej wydawało się, że da sobie radę ze wszytkim.
- Nie moge w to uwieżyć - Maja wymruczała w koszulę Johna - Co z nią? Co ze wszytkimi?
- Już jest po operacji - Carter na chwilę odchylił jej głowę by spojrzeć jej w oczy - Nie będę cię okłamywał, nie ejst wesoło, wprawdzie operacja się udała, ale przed nami długa droga.
- Oh John.......


W tym czasie Miko pędził w stronę pierwszego piętra - zaledwie chwilę wcześniej sam okupował recepcję tylko, że tym razem pytał się o dr DeLucę. Czuł się paskudnie, że trafił akurat Mari w nos, ale Bóg mu świadkiem, że tego nie planował. Gdyby ten idiota Hayden nie uchylił się, gdyby za nim nie stała akurat Mari. Heh, a teraz zamiast leżeć tu na dole, gdzie są lekkie przypadki dowiedział się, że znajdzie ją na urazówce! Boże złamał jej nos tak bardzo, że pewnie teraz leżała nieprzytomna na stole operacyjnym. Jednak po wyjściu z windy od razu trafił na grupę. Mari i Doreen coś cicho tłumaczyły reszcie, wprawdzie osobiście nie uczestniczyły w tym całym zamieszaniu, zresztą później przyznały rację Carterowi Weaver i Lewis, choć początkowo się na nich gniewały. Ręce trzęsły im się, teraz rozumiały dlaczego lekarz nigdy nie leczy ani operuje swojej rodziny. Jednak teraz się przydadzą, potrafiły dokładnie i cierpliwie wyjaśnić całemu gangowi co się stalo, jak przebiegała operacja i wyjaśniac poszczególne terminy. Zwłaszcza Mati co jakiś zcas im przerywała, że zbyt fachowo tłumaczą a oni przecież nie studiowali anatomi. Mari właśnie tłumaczyła co to jest defibrylacja gdy spostrzegła Miko, który niepewnie rozglądał się wokoło. Bren też go zauważył, spochmurniał jeszcze bardziej jeśli to możliwe. Mari znużona całą historią, i tym co stało się rano miała dość, nie chciała dopuścić, by jeszcze brat przysporzył jej kolejnych kłopotów.
- Nie mart się barciszku. Potrafię to załatwić. Nie wtrącaj się, proszę
- Mari, wiesz, ze jedno twoje słowo a skopię mu ten jego owłosiony tyłek.
- Wiem - Mari uśmiechnęła się lekko do brata - dziękuję ci za to
Już miała odchodzić gdy spojrzała z ukosa na Brena
- Skąd wiesz, ze ma owłosiony tyłek?
- Idź już ty mała jęzdzo - Bren powiedział to jednak z czułością więc Mari nie potrafiła się o to gniewać.

Miko zauważył, jak Mari idzie w jego stronę. Ulga jaką poczuł na widok Mari musiała być widoczna, bo ta zmróżyła oczy.
- Mari jak się cieszę, że wszytko w porządku, już myślałem, że zbyt mocno cię niechący udeżyłem - Miko faktycznie był skruszony, przynajmniej Mari dowiedziała się od kogo dostała. Dziwne, ale ulżyło jej, ze to nie był Hayden.
- Miko nic nie ejst w porządku. Przez was nabawię się skrętu kiszek. - Mari znajomym gestem potarła brew - Miko.....
- Mari! Właśnie się dowiedziałem co się stało! - hayden już zmierzał w stronę dziewczyny, jakby nie zauważając Miko. Orlando, z którym tu przyjechał od razu skierował się do Małej chcąc ją jak najszybciej pocieszyć.
- Hayden nie spodziewałam się...
- Orli mi powiedział, wiesz, ze nie zostawiłbym cię samej.
- Ekhm, co sie stało? Mari co się dzieje? - Miko czuł się niezręcznie, bo kompletnie eni wiedzial o czym ci rozmawiają. Zazdrościł też Haydenowi tej specyficznej więzi jaka łączyła do z Mari.
- Jan miała wypadek... - - Mari nagle zdała sobie sprawę, że chciałaby aby to właśnie hayden ją przytulił i zapewnił, że wszytko będzie w porządku.
- Miko musimy porozmawiać. Hayden zostawisz nas na chwilę samych?
Hayden tylko skinął głową. Bardzo lubił Mari, mimo iż nie chciała wracać do tego co ich przedtem łączyło. Cieszył się, ze ejst jej potrzebny a to mu już wystarczało.
Miko przeczuwał co się stanie, widząc przepraszające spojrzenie Mari.
- czyli to już koniec? - raczej stwierdził niż zapytał
- Miko, przepraszam ja.... nie powinnam igdy, heh. Nie gniewaj się. Ja po prostu, to nigdy by się nie udało.
Miko pogładził policzek dziewczyny
- Wiesz, że nie mógłbym się na ciebie gniewać. Ale przeczuwałem, ze coś takiego się zdaży. Nie sądziłem tylko, że nastąpi to tak szybko.
- Oh Miko, dlaczego musisz być tak cholernie wyrozumiały? Byłoby lepiej gdybyś ciskał gromami i nie chciał mnie już więcej znać - Mari wspięła się na palce i leciutko pocałowała Miko w policzek. W głębi ducha cieszyła się, że nie rozstają się w gniewie.
- Myśl o mnie czasem stokrotko. Może nawet keidyś wybierzemy się na wspólny obiad?
- Byłoby miło.
Mari ulżyło, że w końcu udało jej się załatwić tą sprawę. Na szczęście poszło lepiej niż się spodziewała. Wróciła zatem do grupy. Wszyscy jakoś stali, tylko Orli siedział w foteliku, na kolanach trzymając Mała. Ta zaś dostała czkawki od płaczu i teraz śmiesznie podskakiwała za każdym razem gdy ją czkawka męczyła. Hayden otoczył opiekuńczo talię Mari dodając jej otuchy. Wiedział, ze etraz tego potzrebuje. A jakby chciała więcej on z pewnością nie będzie miał nic przeciw. Pozwoli jednak Mari kierować. Kiedy tak stali, Sylvi odchrząknęła. Długo się w sobie zbierała, uznała jednak, że to najodpowiedniejsza pora.
- Kochani, chciałabym wam o czymś powiedzieć. - kiedy wreszcie uwaga wszytkich była skierowana na nią dokończyła - za dwa miesiące wstępuję do klasztoru.
Sylvi mogłaby przysiąc, że po tym stwierdzeniu na dole usłyszeli huk opadających szczęk tu zgromadzonych. Wiedziała, że ich zaskoczy.Pierwszy pozbierał się Brendan
- Czyś ty oszalała?!
- Bren
- Przecież jesteś śliczna, inteligentna, masz powodzenie, nieraz musiałem odsyłać swoich kolegów z kwitkiem gdy chcieli wyciągnąc ode mnei twój nr telefonu
- Naprawdę? hmm a którzy to byli? - Sylvi lekko się uśmiechnęła. Powiedzieć to jedna sprawa ale przekonać resztę co do słuszności swego wyboru to było trudniejsze zadanie.
- Bren wiesz, że to nie o to chodzi. Tak czuję, tego chcę, to mój wybór, już postanowiłam
- Kiedy ci to przyszło do głowy? - Mati nie potrafiła uwierzyć. Zbyt dużo emocji jak na dzisiejszy dzień przezyła.
- Jakieś pół roku temu. Już wpisana jestem. Nie prosze was o zgodę lecz o zrozumienie i akceptację. Łatwiej mi będzie wiedząc, że jesteście ze mną, że mnie popieracie. Ale nawet bez tego nie zmienię zdania - dodała szybko widząc, ze Mała już chciała dodać, ze się nie zgadzają i wtedy nie bedzie mieć wyboru tylko zostać.
- Ja w każdym razie nie będę do ciebie mówiła "siostro zakonna" tylko Sylvi- Doreen pierwsza zaakceptowała tę wieść a tymi słowami pomogła i reszcie. W końcu przecież Sylvi nie znika na zawsze, przecież będzie zawsze tą samą Sylvi jedynie tylko będzie zakonnicą. Oraldno widząc, że Mała jest już skrajnie wykończona postanowił, że zabierzę ją do domu i połozy spać. W dosłownym znaczeniu tego słowa dodał zaraz widząc groźne spojrzenie Brena, któremu nie chciał się narazić. Mała się sprzeciwaiała, nie chciała stąd odchodzić, siostra mogła się przecież ocknąć. Ale Mari zdołała ją przekonać, że jak zemdleje albo padnie z wyczerpania w niczym nie pomoże. To skutecznie pomogło. Przyjaciólki wraz z Orlim i Haydenem pojechali się porządnie wyspać.



tydzień później

- Musisz przełknąc jeszcze jeden kęs Janet jeśli chcesz szybko wyzdrowieć - Maja powoli traciła cieprliwość. Carter i Mari uprzedzali ją, że trudna z niej pacjentka, ale nie uwierzyła im.
- Maju a ty byś zjadła to zielone paskudztwo, które w dodatku muszę łykać przez rurkę? Czuje się idiotycznie. - mruknęła.
Jan bardzo szybko wracała do zdrowia. Już następnego dnia po operacji odzyskała przytomność. Nadal była słaba i szybko się męczyła, ale w ciągu ostatnich dni humor znacznie się jej poprawił. Teraz mogła już siadać oparta o poduszki. Dziś znów musiała słuchac peanów na temat jaki to zręczny jest Carter, jaki inteligentny i mądry, jaki swietny z niego lekarz. Owszem Janet zgadzała sie z każdym słowem Maji, ale słyszeć to przez cały dzień to już lekka przesada. Jednak rozumiała co miłosc robi z ludźmi więc siedziała cicho. Do pokoju wszedł właśnie Carter jakby wyczuł, ze o nim mowa.
- Witaj skarbie.
- Witaj kochanie - Janet zrobiła zabawną minkę bo doskonale wiedziała, ze te powitanie było skierowane do Maji, któą John pocałował lekko w czoło na powitanie.
- Hej Jan. Przyniosłem ci tabletke na sen.
- Dzięki - raczej mruknęła niż powiedziała. Janet miewała koszmary po tym co się stało. Nie chciała więc zasypiać sama, a tabletka stępiała umysł i nic jej się nie śniło. A sen służy zdrowiu więc wszyscy są zadowoleni. Jak już doszła do siebie opowiedziała co się stało. Brakło jej benzyny, jak zwykle nie sprawdziła poziomu przed wyruszeniem. Zatrzymała sie akurat w jakiejś dzielnicy. Na skrzyżowaniu jednak ktoś otworzył drzwi od jej strony i w biały dzień wywlekł ją z samochou grożąc nożem, potem niewiele pamiętała i się z tego cieszyła.
Teraz jednak znim weźmie tabletkę musi poczekac jeszcze na niejakiego dr Cornell Shimano. Był psychologiem. Jan musiała przynać, że bardzo dobrym nawet. Opanowany jak przystało na rodowitego Anglika, jednak zupełnie otwartym na wszystko czego dowodziły jego japońskie korzenie.
- Ok Jan, w takim razie ja się już zmywam - Maja ostawiła zielone coś w butelce, poprawiła jescze poduszki - Śpij dobrze, do jutra.
- Do jutra, bawcie sie dobrze - Jan im pomachała. W drzwiach minęli się z Mari, która dziś miała nocny dyżur i przyszła chwilę posiedzieć z Jan.
- Hej jak sie dziś czujesz?
- Jak mumia - Jan zabawnie się skrzywiła wskazując na liczne bandarze, którymi była opatulona - w każdym razie dzięki, że nie zgoliliście mi włosów.
Mari nie zdążyła odpowiedzieć bo właśnie w drzwiach stanął dr Shimano. Poznała go już wcześniej. Nie tylko zajmował się pomocą w powrocie to normalnego stanu psychicznego Jan ale również i im wszytkim za co wszyscy byli mu wdzięczni. Jednak Mari zawsze czuła się w jego obecności onieśmielona, skrępowana. Nie rozumiała czemu tak czuje i to jej się nie podobało. Doktor miał też bardzo przyjemny głos, ciepły i taki melodyjny. Jednak, Mari czuła się niezręcznie gdy wszedł i nie wyprosił jej za drzwi.
- Przecież dziś możemy zrobić wspólną sesję - Cornell ciepło uśmiechnął się do dziewczyn.
- Nie mam nic przeciw - Mari pomyślała, że chociaż Jan mogła sie sprzeciwić jej obecności a tu klops - Nie zdążyłam ci podziękować jeszcze za tą wizytówkę twojego przyjaciela, któą dałeś mi wczoraj Cornell.
- Jaką wizytówkę? - Mari była zaintrygowana. Oto Jan leży sobie w bandarzach, nie mogąc ruszyć prawie niczym a już myśli o czyichś przyjacielach i planuje randki?
- Janet się obawia, że po tych wydarzeniach nigdy nie wyjdzie z domu bo nie będzie czuć się bezpieczna. Moim zadaniem jest przywrócić jej równowagę duchową - mój znajomy jest nauczycielme sztuk walk wschodnich, prowadzi własną szkołę, gdzie uczy również technik samoobrony - takie zajęcia przywrócą Janet poczucie bezpieczeniśtwa nie tyle duchowego co fizycznego.
Mari pokiwała głową na znak że się zgadza z Cornellem. Sama chętnie by sie na takie coś zapisała. Janet jakby czytając w jej myślach zaproponowała jej by się też przyłączyła
- Mogłybyśmy razem chodzić na zajęcia. Mała już sie zgodziła. Razem będzie nam, raźniej.
- Doskonały pomysł - Mari od razu się zgodziła - no więc jak ma imię ten przyjaciel i jak nazywa się ta szkoła?
- Russell Wong, jego szkoła mieści się przy 5th Av. Świetnie a teraz zaczynajmy sesję.


by Janet


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:52, 17 Cze 2005    Temat postu:

Po sesji u Cornella Mari czuła się jako nowonarodzona. Zauważyła, że rozmowy te dobrze robią Janet. Cała grupa martwiła się jak dziewczyna będzie się zachowywać po wypadku. Dzięki pomocy Cornella, Janet nie miała większych problemów. W nocy czasami nadal śniły jej się koszmarne sny, ale z czasem i one zaczęły ją opuszczać.
Na sesje z Janet i Cornellem przychodzili kolejno pozostali członkowie JJ Family. Większość głownie z ciekawości. Nikt z nich do tej pory nie potrzebował pomocy psychologa, więc to co się działo było dla nich nowością.
Listopad miesiąc wszystkich świętych, miesiąc refleksji. W tym miesiącu właśnie zaczęły się dziać wszystkie nieprzewidziane sytuacje. Wypadek Janet, decyzja Sylvi, a także inne... W większości nieszczęśliwe sytuacje.
Po zakończonej sesji Mari wzięła od Janet numer telefonu do Rusella, jak najszybciej chciała zapoznać się z ofertą sztuk walki jaką oferowała jego szkoła. Cornell opowiedział jej trochę o głównych założeniach szkoły. Dziewczyna wiedziała już jakie sztuki walki ma w ofercie Rusell. Janet, Justyna i Dorota zdecydowały się na lekcje aikido. Chciały mieć pewność, że w przyszłości będą umiały się obronić. Mari interesowała się kendo, ta sztuka walki odpowiadała jej o wiele bardziej niż aikido.
Już następnego dnia była umówiona z Wongiem na pierwszą lekcje japońskiej sztuki walki. Pełna nadziei na nowe hobby udała się do domu, w drzwiach minęła się z bratem. Brendan nie wyglądał na zadowolonego, wręcz przeciwnie wyglądał na wkurzonego na maxa.
- Gdzie leziesz?? – zapytała z uśmiechem
- Nie Twój biznes – burknał i wyszedł trzaskając drzwiami
- A jemu co? – zapytała Mari dostrzegając na schodach siostrę
- Pokłócił się z Majandra.. – odparła smutno dziewczyna
- Co??? I jak mamy niby naszą akcje do końca doprowadzić?? – Mari była zdruzgotana głupota brata
Sylvi widząc jej minę roześmiała się
- He?
- Żartowałam siostrzyczko... pokłocił się z Jenn, a poszło właśnie o Majandre
- Juuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuupi – okrzyki Mari były zapewne słyszalne w całej dzielnicy (Ha, bo ja mam dobre płuca i instrument naglaśniający – dop. Mari)
Po chwili głośnych okrzyków i bieganiny Mari, dziewczyna wyciągnęła z kieszeni kurtki dzwoniący od dłużej chwili telefon.
- Halo? A cześć! Miło cie słyszeć. Yhy... Hmmm... No pewnie... To jutro o 18? NO to jesteśmy umówieni.
Sylvi patrzyła na siostrę z niedowierzaniem.
- CO?
- Jak możesz umawiać się z każdym chłopakiem?
- Sylvi o co biega??
- O co biega? Mar jesteś rzekomo z Haydenem, a umawiasz się z jakimiś innymi facetami. Rozkochujesz, a potem rzucasz facetów jak zabawki.
- Wcale nie! – Mari protestowała
- A jak było z Miko? Rozkochałaś go w sobie i rzuciłaś! Wiesz jak on musiał się czuć? - Sylvi już krzyczała
Mari spojrzała na nią jak na wariatkę, oczy zaszły łzami i sama zaczęła krzyczeć na siostrę.
- Ja?? A niby Ty to jaka byłaś? Po zerwaniu z Joshem też flirtowałaś z każdym po kolei,a teraz mi robisz wymówki?? Zastanów się nad tym co mówisz! – ostatnie słowa krzyczałą już za drzwiami.
Sylvi spojrzała na drzwi wejściowe, za którymi przed chwilą zniknęła siostra. To była ich pierwsza poważna kłótnia do tej pory nie kłóciły się, a nawet jeżeli były to po pięciu minutach były już pogodzone, ale nie tym razem. Sylvi czuła, że ta kłótnia szybko się nie zakończy. W ręku trzymałą książkę z imionami świętych. Chciała aby siostra pomogła jej wybrać.

Janet leżała (no bo jak mogłaby się ruszyć?? – dop Mari) i czytała książkę gdy do sali weszła Dorota i Justyna.
- Jan za dwa tygodnie zaczynamy treningi aikido – poinformowała koleżankę Doreen
- Ale wcześniej musimy iść na zakupy, jakieś stroje sportowe zakupić – mówiła Mała
Jan wydawało się, że jej to nie dotyczy, dwa tygodnie to dla niej dość długi okres czasu. Nie mogła się już doczekać dnia wypisu i nagle coś jej się przypomniała. Popatrzyła po gadających dziewczynach, zastanawiała się czy one też coś zauważyły. Czy tylko ona to odkryła lub... Może sobie coś ubzdurała...
- Czy Mari wspominała wam cos o Cornellu?
- Nie... – odpowiedziały koleżanki chórem
- Ale Ty chyba coś wiesz... – zaczęła Dorota
- No mów! – Justys także była ciekawa
- Mi się po prostu wydaje, że oni coś do siebie teges...
- Jan nie to żebym Ci nie wierzyła, ale wiesz... Ta Twoja intuicja... Jakby to delikatnie ująć Twoja intuicja czasami zawodzi... – Doreen nie dokończyła
- Czasami? – Justyna wydawała się być rozbawiona stwierdzeniem koleżanki – Jej intuicja zawodzi prawie zawsze – Justynka wyszczerzyła się do siostry ukazując szereg swoich ząbków
- Dzięki dziewuchy, wy jak zawsze umiecie człowieka na duchu podnieść – starsza Parkerówna wydawała się być delikatnie zbulwersowana stwierdzeniem młodszej, jędzowatej siostry...
Dziewczyny odpowiedziały jej śmiechem. Dobrze, że Justyna nie słyszała myśli siostry bo zaczęłaby się wojna. (tylko na co? Bo poduszka była przecież jedna... Chyba, że miały zamiar rzucać się sprzętem medycznym... Zresztą po nich można się wszystkiego spodziewać – dop. Mari).
Uwielbiały tak denerwować członków całej grupy.
Do sali wszedł Jerry
- Dorota jakiś facet o Ciebie pyta
Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę i udała się za recepcjonistą.
Zeszli schodami w dół...
- Milo?? – Dorota zrobiła „karpiową” minę (wyglądała jak ryba... chciałabym to jeszcze raz zobaczyć... Ja chce jeszcze raz! Ja chce jeszcze raz! – dop. Mari)
- Dorota! Nawet nie wiesz jak się za Tobą stęskniłem! – mówiąc to chłopak przytulił zdezorientowaną Dorotkę, dziewczyna poczuła się dziwnie w jego ramionach, poczuła się naprawdę bezpiecznie i dobrze. Tak jak od dawna nie czuła się w ramionach swojego chłopaka.
- Co Cię tu sprowadza?
- Ty... – odparł patrząc jej w oczy.
Dziewczyna zaczerwieniła się. Nie wiedziała, że ostatnie dwa zdania słyszał ktoś niepowołany. Nick usłyszawszy to gotował się z zazdrości.
- Doreen...
- Oh! Nick! – dziewczyna automatycznie odkleiła się od Milo.
- Możemy porozmawiać?
- Tak, jasne... – Dorotka była speszona, nie wiedziała gdzie skierować swój wzrok. Błądził cały czas od postaci Nicka do Milo i tak w kólko.
- Dorota nadal masz ten sam numer telefonu? – dziewczyna skinęła głową – To zadzwonie do Ciebie wieczorem – kończąc wypowiedź przesłał jej całusa.
Milo skierował się do wyjścia. W drzwiach wpadł na Mari, a raczej ona na niego (chociaż... to do końca nie zostało wyjaśnione kto na kogo poleciał... – dop. Autorka)
- Sorry – odparła dziewczyna
- Cała przyjemność po mojej stronie – odparł i znikł za drzwiami wyjściowymi.
Mari uśmiechnęła się sama do siebie.
Idąc w stronę pokoju lekarzy minęła Dorotę i Nicka, jej uwadze nie uszły miny pary. Nie chciała jednak pytać się o co chodzi, wiedziała, że na dniach i tak się dowie o co poszło.
- Justyna u Janet?
- Tak – odparła Doda i popatrzyła na Nicka, chłopak patrzył w przeciwnym kierunku.
Mar udała się do pokoju gdzie spokojnie przebrała się w służbowy uniform, na szyi zawiesiła stetoskop i poszła do Janet.
Dorota wiedziała, że czeka ją teraz poważna rozmowa z chłopakiem.

Tymczasem Janet i Justyna ciekawe były kto też przyszedł do ich koleżanki. Przez chwilę siedziały cicho, rozmyślały... ( o ile one... a zresztą nieważne, zachowam coś dla siebie, nie będę się wszystkim z wami dzielić. A co! – dop. Mari)
Pierwsza odezwała się Janet
- A o co biega z tym aikido?
- No chciałaś trenować samoobronę więc zadzwoniłam i umówiłam nas na wstępną lekcje – Justyna uśmiechnęła się do siostry, dopiero do niej dotarło ile mogła stracić.
Gdyby coś stało się Janet, gdyby ona... umarła. Umarłaby też część młodszej Parkwerówny.
- A ktos jeszcze z nami chodzi oprócz Doroty i Mari?
- Tylko Dorota... No i Maja i Mati się zastanawiają...
- A Mar?
- Ona wybrała ken... kendo, czy jakoś tak...

Mati siedziała w pracowni i rozmyślała jak zakończyć romans z Bon Jovim. Facet był naprawdę świetny, ale tęskniła za kimś... Za kimś młodszym, bardziej rozrywkowym, pełnym życia... Miała dość spotykania się ze sławami i czytania to nowszych informacji na swój temat.
Bała się rozmowy z Johnem, bała się tego co sobie uświadomiła przed chwilą... Wiedziała jednak, że musi sprostać zarówno rozmowie jak swojemu sumieniu.

Tymczasem jej siostra kierowała się w stronę szpitala. Od kuzynki dowiedziała się, że Carter ma dyżur tego popołudnia.
Weszła do izby przyjęć, nie musiała szukać Johna. On sam ją zauważył.
- Cześć kotku – chciał ją pocałować jednak dziewczyna zrobiła unik – Cos nie tak? – zapytał zdezorientowany
- Musimy porozmawiać
- teraz? Wiesz jestem trochę zajęty...
- Koniecznie – Maja była bardzo stanowcza – możemy pójść w jakieś ustronne miejsce?
- Skoro nalegasz... Jedyne w miarę ustronne miejsce to pokój lekarski... Chodźmy...

Mari szła do Janet i Justyny, gdy natknęła się na Jerrego. Recepcjonista przekazał jej wiadomość od Haydena. Dziewczyna czuła, że stanie się cos złego. Miała jednak nadzieje, że jej przeczucia się nie sprawdzą. Na jeden dzień wystarczyło jej niespodzianek.
Szła zamyślona i wpadła na kogoś ( moja postać ma niewątpliwy dar wpadania na ludzi... zupełnie jak ja – dop. Mari)
- Sorry – odparła i spojrzała na swoją kolejną ofiarę – Nic Ci nie jest?
- Nie, nic nie szkodzi. Gdzie tutaj jest coś do picia? Jejkuś Ty jesteś pacjentką to ja powinienem się pytać czy wszystko oka – powiedział nieznajomy – dobrze się czujesz?
- Nic mi nie jest, tam masz automat – wskazała ręką, a na odchodne krzyknęła – Nie jestem pacjentką, jestem tutaj stażystką!
- To ja mogę się poddać leczeniu – odpowiedział w przestrzeń, dziewczyny już nie było.

Janet zaśmiewała się do łez z historii opowiedzianej przez siostrę gdy do sali weszła Mari.
- Widzę, że humor dopisuje – powiedziała i spojrzała na kartę przyczepioną do łóżka – Hmmm... Widzę, że parametry w normie. No niedługo Cię zapewne wypiszą
- Miło, że się przywitałaś – powiedziała ironicznie Justyna
- Hey – odparła Mari pokazując język koleżance
Dziewczyny zaczęły się rzucać papierowymi kulkami gdy ktos wszedł do pokoju. Dopiero chrząknięcie Janet przywołało pannice do porządku. W drzwiach stał Cornell.
- Mari możemy pogadać?
- Pewnie - dziewczyna udała się w stronę chłopaka
Janet i Mała spojrzały na siebie znacząco.
„Czyżby jednak Jan miała rację? Nieee... To niemożliwe...” – pomyślała z przekąsem Justyna
- Ha... Mam racje! – Janet z wyższością uśmiechnęła się do siostry
Po parunastu minutach Mari weszła do pokoju i obwieściła wiadomość.
- Cornell wraca do Japoni
Żadna z dziewczyn nic już nie mówiła. Wszystkie trzy były przybite z tego powodu. Zdążyły polubić chłopaka.
Po trwającej już chwilę ciszy wyszła z sali i udała się do pokoju lekarskiego. Będąc o krok od otworzenia drzwi usłyszała głos kuzynki.
- Przepraszam, ale nie mogę...
Maja wyszła z pokoju mijając zaskoczoną Mari i nie zauważając jej.
Dziewczyna weszła do pokoju, pod oknem stał John patrzył się w świat. Lekarka wyczuła, że coś się stało. Podeszła do kolegi o przytuliła go, tylko tyle mogła dla niego zrobić.

Do Mati przyszedł John. Dziewczyna nawet nie próbowała owijać sprawy w bawełnę. Od razu wyłożyła kawę na ławę.
- John my nie jesteśmy parą. To tylko romans.
- Ale co z tego? Mi na Tobie zależy
- Mi też... Ale nie tak jak powinno...
- A jak?
Dziewczyna milczała
- Jak Ci na mnie zależy? Za kogo mnie masz?
Odpowiedziała mu cisza
- No jak?
- Jak... Uważam Cię za przyjaciela...
- Przyjaciela? Po tym wszystkim?
- Tak... Dlatego to co nas łączy nie ma prawa bytu
- Nie ma prawa bytu? Ale było dobrze. Mati nie rozumiem.
- Było dobrze, póki nie uświadomiłam sobie kim dla mnie jesteś. Nie umiem być z osobą, którą uważam za przyjaciela.
- Ale między partnerami musi być przyjaźń.
- Ale...
- CO ale?
- Ja cie traktuje jak przyjaciela i starszego brata! Jesteś dla mnie kimś takim jak Brendan!
- Jak brata? To rzeczywiście nie ma sensu... Do widzenia
- Do widzenia... A raczej żegnaj – drugą część dodała już szeptem.
Łzy napływały jej do oczu. Widziała przez okno znikającą sylwetkę byłego już chłopaka. Naprawdę go kochała, ale nie tak jak na to zasługiwał, tak ja wymagał. Był dla niej przyjacielem, a czasami satrszym bratem...
- Nie mogę się załamywać... Niedługo kogoś znajdę – powiedziała do lustra.
W zwierciadle zobaczyła siebie, drobną blondynkę o zielonych oczach. Uśmiechnęła się.
- Muszę sając się karierą, przynajmniej na razie – spojrzała na materiały leżące na biurku i od razu wzięła się do pracy z nowym pomysłem i wielkim zapałem.


by Mari


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:53, 17 Cze 2005    Temat postu:

Janet nie mogła doczekać się ostatniego obchodu i momentu wypisu ze szpitala, smuciła ją jednak wiadomość że Cornell wyjeżdża. Zarówno ona jak i pozostali członkowie zdążyli się przyzwyczaić do tego japońskiego lekarza.
Podczas ostatniego obchodu na którym obecni byli wszyscy lekarze, którzy opiekowali się Janet, dziewczyna była wyjątkowo niespokojna, nie mogła się już doczekać wyjścia do domu.
W recepcji czekali na nią wszyscy przyjaciele, Mati wyrwała się z pracowni, Maja próbowała nie dać po sobie nic poznać, Sylvi robiła wszystko aby przypadkiem nie wpaść na siostrę, a Bren... Bren jak to Bren stał nie przejmując się niczym. Stali w takiej ciszy jakieś dwadzieścia minut, gdy w końcu ukazała się Janet.
Wszyscy naraz rzucili się na dziewczynę. Wśród grupy brakowało tylko Mari. W końcu i ona się pojawiła. Wszystkich zdziwiło to, że była w towarzystwie Marka Greena.
- Jedziemy na imprezkę uczcić wyjście Jan ze szpitala – powiadomiła całą grupę Justyna
- A gdzie? – zapytała Janet
- No jak to gdzie? Oczywiście do nas – powiedział Brendan
Nikt nie protestował, zresztą wszyscy wiedzieli, że protesty i tak na nic się nie zdadzą.
Wielką grupą pojechali do posiadłości Brena.

Po półgodzinnej jeździe dojechali do domu Fehrow. Automatycznie cała grupa udała się do salonu. Wszyscy wygodnie się rozsiedli, już wtedy można było zauważyć kto jest smutny, kto zły.
- Co ci jest? – pierwsze pytanie zostało skierowane do Maji
- Nic...
- Kogo jak kogo, ale nas nie oszukasz.... – powiedziała Janet
Maja wiedziała, że koleżanka ma racje. Znali się za długo, aby złość lub smutek ukryła się przed nimi.
- No co jest? – Mati patrzyła na siostrę z pewną obawą.
- Ja... Ja zakończyłam to co łączyło mnie z Johnem... – powiedziała smutno.
- tak nam przykro... – wszyscy byli zdziwieni, wszyscy poza Mari.
Dziewczyna spojrzała na kuzynkę z chłodem w oczach, Maja zauważyła jej spojrzenie. Chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała co. Mari też miała się odezwać, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Wiedziała, że jej słowa byłyby w tym momencie bardzo ostre, nawet za ostre.
- Skoro jesteśmy przy takich wesołych nowinach, to ja też muszę coś oznajmić – tym razem to Mati się odezwała
- Co?
- Ja... No...
- No co? – Dorota była zniecierpliwiona
- Ja już nie jesteś z Johnem...
Odpowiedziała jej cisza... Nagle Justyna zaczęła się śmiać.
- W przeciągu paru minut straciliśmy dwóch Johnow, po prostu paranoja...
- Kto stracił ten stracił – powiedziała chłodno Mari
Sylvi chciała coś powiedzieć, ale wyprzedził ją dzwonek wejściowy do drzwi.
- Pójdę otworzyć – powiedziała Mar
- Cześc Hayden, wejdz
- Możemy porozmawiać?
- Pewnie, chodź do mnie do pokoju.
Udali się na górę. W tym czasie pozostali członkowie grupy zaczęli maglować Dorotę.
- A Tobie co?? – zaczął Bren
- Ja... Ze mną i z Nickiem koniec...
- Jakto?? Koniec?? Między wami?? – Justyna była naprawdę poruszona
- Po prostu koniec...
- Dorota nie owijaj w bawełnę tylko mów co się stało.
- No bo ja... Od dłuższego czasu było nieciekawie między nami... Dzisiaj przyjechał Milo, mój były chłopak...
- ten do którego Jerry Cie wołał? – zapytała Janet
Dziewczyna skinęła głową.
- No i co?? – dopytywała się Maja
- Milo przyjechał, przytulił mnie... Jak tak tkwiłam w jego ramionach to przypomniało mi się co do niego czułam i jakoś tak dobrze mi było. No i padło pytanie po co tutaj przyjechał...
- No?? – Sylvi wciągnęła się w tą całą historie
- Odpowiedział, że przyjechał dla mnie... Nie wiem ile, ale część rozmowy słyszał Nick. No i jak padła odpowiedź z ust Milo, że przyjechał dla mnie to Nick się pojawił. Poprosił mnie na słówko...
- I zaczęła się rozmowa... – dokończyła Maja
- Yhy... No i doszliśmy do wniosku, że to nie ma sensu... Powiedział, że mnie kocha, ale ja... Dla mnie był to związek przyzwyczajeniowy. Byłam z nim bo byłam przyzwyczajona do tego, od dawna nie czułam motylków w żołądku jak z nim przebywałam....
- Smutne, ale prawdziwe... – zakończyła Mati
Znów nastała cisza... Akurat w tym momencie z góry schodzili Hayden i Mari, żadne z nich nie miało zadowolonych min. Dziewczyna trzymała kurtkę chłopaka, a w niej coś się ruszało. Stanęli w drzwiach.
- Czas się pożegnać. – powiedział Hayden i przytulił dziewczynę. Nie odpowiedziała tym samym, ściskała zawiniątko. Chłopak wyszedł, zostawiająć dziewczynę w drzwiach. Mari odwróciła się na pięcie i pobiegła do pokoju.
Grupa zastanawiała się co się stało, jednak nikt nie zdążył nic powiedzieć gdy Mari zbiegła ze schodów i wybiegła przed dom. Grupa podeszłą do okien, aby lepiej widzieć co się dzieje przed domem. Hayden jeszcze nie odjechał, siedział w samochodzie i wydawał się być zdziwionym zobaczywszy Mari wybiegającą z domu. Wysiadł z samochodu, zaczęli rozmawiać. Ostatnie słowa i podarunek. Gang otworzył okno, żeby słyszeć co mówią. Oczom wszystkich ukazał się Uszatek, ulubiony miś Mari. Dziewczyna wręczyła go Haydenowi.
- Nie mogę go przyjąć
- Możesz... A raczej musisz... Ilekroć popatrzysz na misia to pamiętaj, że gdzieś na tym świecie jest osoba dla której byłeś bardzo ważny...
- Dziękuję, a Ty patrząc na Virusa pamiętaj, że zawsze będę Cię kochał...
Dziewczyna pochyliła się i pocałowała chłopaka w policzek po raz ostatni, on uśmiechnął się smutno, wsiadł do samochodu i odjechał... Mari patrzyła na znikający w oddali samochód. Odwróciła się i zobaczyła przyjaciół wyglądających przez okno. Usłyszała też komendę Brena
- Chować się, zauważyła nas!
Wszyscy odskoczyli od okna. Dziewczyna weszła do domu i udała się do swojego pokoju, po chwili wyszła z niego niosąc kurtkę Haydena.
- Co tam masz? – zapytała Bren
- Virusa, słyszałeś zresztą... – mówiąc to spojrzała z wyższością na brata
- Pies? – zapytała Mati
Dziewczyna skinęła głową, a wszystkim ukazał się mały pit bull.
- Z jakiej okazji go dostałaś? – zapytała Janet
- Abym miała z kim się włóczyć wieczorami, krótko mówiąc dla bezpieczeństwa. Od jutra Virus idzie do szkoły policyjnej. Będzie przyuczany do obrony...
- Czyżbyś rozstała się z Haydenem? – zapytała Sylvi
- Chyba zauważyłaś, że tak – Mari odpowiedziała siostrze z niechęcią
- Why? – pytanie zadała Dorota
- Wyjeżdża na pół roku, dostał angaż na główną rolę w jakimś filmie i wyjeżdża, a mu byśmy nie przetrwali tego. Zresztą od tamtego zerwania tak naprawdę nigdy nie było nas. Próbowaliśmy odtworzyć to co łączyło nas wcześniej, ale nie dało się.
Następnie Dorota streściła Mari swoją historię. Mari słuchałą tego z pełnym zainteresowaniem przerywanym co pewien czas krzykiem któregoś z członków gangu, który akurat został ugryziony przez Virusa.
- A Mar co Ty robiłaś dziś w towarzystwie Marka? – przypomniało się coś Doreen
- A bo ja już nie jestem pod opieką Lucki.
- Czemu??
- No bo Mark od dwóch lat nie ma stażystów bo po dwóch miesiącach wszyscy rezygnują z niego, bo on docina... Zresztą wiesz jaki jest... A musiał kogoś mieć, no i Romano kazał mu się zgłosić do Lucki bo ten jako jedyny miał pod opieką dwie stażystki. Mark się zgłosił i po rozmowie doszli do wniosku, że Markowi będzie się lepiej pracowało ze mną. Lucka powiedział mi potem, że woli z Tobą współpracować bo jesteś punktualna, przykładasz się do tego co robisz no i przede wszystkim nie spóźniasz się, a mnie ma dość i nareszcie po użera się ze mną ktoś inny.
- Zostawiasz mnie!!!
- Doda spokojnie... Dzięki temu będziemy miały razem dyżury, a to się zdarzało dość rzadko u Lucki.
- No też fakt.
Rozmowy powoli zaczęły schodzić na przyjemniejszy temat, dzięki czemu koniec wieczoru należał do dość przyjemnych. Zgodnie jednak stwierdzili, że listopad nie należy do ich ulubionych miesięcy.

Przez następne dwa tygodnie nic się nie działo. Dorota i Mari częśćiej uczestniczyły w operacjach niż do tej pory. Mark załatwił swojej podopiecznej wejście na każdą operację na której będzie on, w ślad za nim poszedł Luca. Dzięki czemu dziewczyny mogły więcej przyswoić.

Janet coraz częściej wychodziła z domu, chociaż na samym początku nie ruszała się nigdzie sama. Przez pierwszy tydzień do każdego wyjścia musiał jej ktoś towarzyszyć. Najczęściej padało na siostrę, która po trzech takich wyjściach zrobiłaby wszystko by tylko Janet ruszyła się gdzieś sama nie ciągnąc jej ze sobą. Przez takie wyjścia z Janet, Justyś zaniedbała Orliego, który obraził się. Justyna miała nie lada problem by wedrzeć się łaski swojego chłopaka. Miała jednak szczęście, że chłopak droczył się z nią.

Mati w ciągu tych dwóch tygodni miała przypływ niezwykłej weny. W ciągu tego czasu zdążyła zaprojektować dziesięć strojów damskich, cztery męskie i dwa dziecięce. Udało jej się wykonać z tego około pięciu strojów.

Maja tak jak siostra miała przypływ weny. Malowanie obrazów szło jej z niezwykłą łatwością. O dziwo większość obrazów spodobała jej się po pierwszym razie. Nieliczne z nich musiała tylko dopracować. Ale i tak była zadowolona z rezultatu. Przymierzała się do zrobienia kolejnej wystawy swoich prac. Tym razem chciała, aby zysk został przeznaczony na jakiś cel charytatywny. Wpadła też na pomysł utworzenia jakiejś „gangowej” instytucji charytatywnej. W końcu całą grupę było stać na taki cel. Zresztą każde z nich miało tylu znajomych którzy mogli pomóc w zasilaniu konta.

Sylvi tymczasem zdążyła wybrać imię, które w niedługim czasie miała przyjąć. Wybrała Julię, a parę dni po rozmowie listopadowej poinformowała wszystkich jaki zakon wybrała. Bren był najbardziej przeciwnym temu przedsięwzięciu, jednak nie mógł na to nic poradzić. Musiał się z tym pogodzić, chociaż nie było mu to na rękę.

Dorota po rozstaniu z Nickiem zaczęła spotykać się z Milo. Widać było, że spotkania z nim były dla niej czymś za czym tęskniła. W niedługim czasie oficjalnie poinformowali grupę, że znów są razem. Przy obwieszczaniu tej wiadomości obecny był Nick, chłopaka zatkało. Dorota próbowała z nim rozmawiać lecz ten widocznie ją olewał. W końcu dziewczyna nie wytrzymała i wygarnęła mu wszystko co jej na duszy leżało, wprawiając byłego chłopaka w osłupienie. Po tym incydencie Nick nie pokazywał się w tej grupie. Dorota próbowała się dodzwonić do niego jednak bez skutków. Chciała go przeprosić, wiedziała, że postąpiła za ostro. Nagrała mu się na sekretarkę. Oddzwonił do niej i stwierdził, że dobrze, że tak się stało bo ona znalazł dziewczynę z którą jest szczęśliwy. Życzyli sobie nawzajem powodzenia i już więcej nie spotkali się.

Mari po okiem nowego promotora specjalizowała się w operacjach. Mark chwalił i potępiał zachowania dziewczyny podczas operacji. Dorota zauważyła, że pasują do siebie. Dokuczali sobie ile tylko zdołali, było to dla nich nieodzowną częścią współpracy. Obojgu ta znajomość wyszła na dobre. Mari stawała się co raz lepszym chirurgiem, a Mark zapobiegał kłótnią ze swoją dorastającą córką.

W szpitalu jak zawsze było gigantyczne zamieszanie, tym razem zostało ono spowodowane grupą filmowców, która poprosiła chirurgów o pomoc w doszkalaniu aktorów. Aktorami mieli zajmować się lekarze. Mari i Dorota wiedziały, że ich ta współpraca nie dotyczy. Zdziwiły się, gdy Mark poinformował je, że dostaną w przydziale po jednym z najmłodszych aktorów.
- Dziewczyny to jest Scott Clifton i Gina Cortigo, im będziecie udzielać informacji, w razie problemów zgłaszacie się bezpośrednio do mnie albo Lucki, bez wtajemniczania Romano.
Dziewczyny uśmiechnęły się. Obie wiedziały co to znaczy informować Romano, gdy coś idzie nie po jego myśli. Domyślały się, że całe to zamieszanie odnośnie serialu jest mu wybitnie nie na rękę. Musiał się zgodzić ze względu na to, że to ministerstwo zdrowia wybrało ich szpital, a on nie miał nic do gadania.
- Scott, Gina sami wybierzecie sobie promotorów? Czy ja mam przydzielać? – zapytał Mark
- Hehe, ja poproszę na swojego promotora tą pacjentkę – powiedział chłopak uśmiechając się
Mari nagle przypomniała sobie, że tego felernego dnia to na niego wpadła.
- No to wszystko jasne, Dorota bierz Gine i zapoznaj ją z tym całym bajzlem, Mar ty tak samo...
- Tak jest szefie – odpowiedziały chórem
- A przypadkiem Luca nie będzie zły, że to Ty mnie o wszystkim poinformowałeś? – zapytała Dorota
- Pewnie będzie, ale kto się takim szczegółem będzie przejmował??
- No faktycznie, nikt... – odpowiedź padła z ust Mari
Dziewczyny wzięły swoich podopiecznych i każda udała się w inne miejsce.

Sylvi jechała właśnie do zakonu. Towarzyszyła jej Janet. Dziewczyny śmiały się i rozmawiały tak jak od dawna tego nie robiły.
- Co skłoniło Cię do wyboru zakonu?
- Wiesz... Szczerze mówiąc nawet nie wiem, po prostu któregoś dnia obudziłam się i wiedziałam, że tego właśnie chcę. Zanim się na to zdecydowałam to minęły jakieś dwa, trzy miesiące. Nie żałuję tego... Przynajmniej na razie.
- A jakie imię wybrałaś? Powiadomiłaś nas jaki zakon wybierasz, ale o imieniu nic nie wspominałaś...
- Wybrałam imię św. Julii.
- Ładne... A czemu zakon salezjański wybrałaś?
- Bo salezjanie specjalizują się w zajmowaniu dziećmi i młodzieżą, a wiesz że ja lubie przebywać w towarzystwie dzieci.
- Ale to chyba rzadko spotykany zakon w USA?
- No... niestety, ale ja zamierzam to zmienić
Dziewczyny zaczęły się śmiać. Po dwu godzinnej jeździe dojechały na miejsce. Sylvi bez problemu została przyjęta do gabinetu siostry przełożonej. Kobieta poinformowała bliźniaczkę, że jej przysięga odbędzie się na czternaście dni przed Bożym Narodzeniem. Do Sylvi doszło, że na Boże Narodzenie i na sylwestra nie będzie już Sylvią Fehr, ale siostrą Julią. Miałą cichą nadzieje, że zaprzysiężenia odbędzie się dopiero po nowym roku. Nagle w jej sercu zaczęły pojawiać się obawy przed słusznością wyboru.

Maja i Mati rozmawiały o wystawie i pokazie. Doszły do wniosku, że mogłyby połączyć wystwaę obrazów i pokaz mody. Tego jeszcze nie było, a one miałyby więcej czasu aby po przebywać razem. Co ostatnio zdarzało się dość rzadko, można wręcz powiedzieć, że bardzo rzadko.
Siostry zaczęły snuć plany do wspólnej imprezy. Zaczęły się zastanawiać, gdzie coś takiego można byłoby urządzić. W końcu do połączenia dwóch takich imprez potrzeba była bardzo duża hala.
- A może w którymś ze studi Dream Work Pictures? – zaproponowała Mati
- Pewnie siostrzyczko, ale jak my to załatwimy?
- A kto powiedział, że my mamy to załatwiać?
- Myślisz o tym o czym ja myślę?
- Zapewne tak...
Dziewczyny roześmiały się, obydwie pomyślały o Brenie. Ewentualnie w rachubę wchodził też Orli, który przypadkowo tam kręcił jakiś ze swoich nowych filmów.

Justyna w tym czasie nadrabiała zaległości w meetingch z Orlandem. Chłopak nareszcie czuł, że ma dziewczynę. Wcześniej wydawało mu się, że dziewczynę to on sobie wyśnił, wyobraził czy co gorsza wymyślił. Bał się, że jest schizofrenikiem. Jego przypuszczenia okazały się jednak mylne. Mimo wszystko swoimi spostrzeżeniami nie podzielił się z ukochaną. (ciekawe czemu?? – dop. Mari)
- Tęskniłam za Tobą – wymruczała Justyna przytulając się do chłopaka
- A ja za Tobą nie – odparł poważnie
Justyna przestraszyła się, że Orli mówi prawdę i spojrzała się na niego, a chłopak... A on wstrzymywał się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Mina Justyny doprowadziła jednak do tego, że chłopak nie wytrzymał. A ta drobna dziewczyna, z o dziwo dużą siłą zaczęła okładać go pięściami krzycząc przy tym.
- Ja Ci dam nabijać się ze mnie... Ty.. Ty....
- Wiem, że mnie kochasz – jego szczerość zadziwiała ją.
Orli przypominał jej czasami męską wersję połączenia osobowości jej i Mari.

Mari i Dorota zajmowały się swoimi podopiecznymi. Gina bardzo często rozmawiała z Dorotą nie tylko na tematy lekarskie, ale też na sprawy związane ze Scottem. Opowiadała jej jaki to on fantastyczny jest, otwarcie przyznawała się, że jest zazdrosna o Marisę. Na samym początku, gdy Gina powiedziała, że chodzi jej o Marisę, Dorota nie wiedziała o kogo chodzi, dziewczyna musiała uświadomić swoją promotorkę, że chodzi jej o Mari. Dorota zauważyła wtedy, że żadna z bliźniaczek nie była wołana pełnym imieniem, na każdą z nich wołano zdrobnieniem i tak naprawdę zapomniała jak jej koleżanki mają naprawdę na imię. Gina nie odważyła się w obecności Doreen powiewdzieć złego słowa na temat Mari, zresztą z tego co wiedziała młoda aktorka przy nikim nie mówiła źle o jej koleżance.
Mari dogadywała się ze Scottem dobrze, zastanawiała się często kóre z nich bardziej ciągnie do długiego przebywania razem. Scott wyrażał się o sszpitalu w samych superlatywach, jednak od początku współpracy ze szpitalem nie widział lekarzy w stanie ostatecznym (nie zdarzyła się po prostu żadna katastrofa, ale to się zmieni jak tylko Jan usiądzie z powrotem za kółkiem – dop. Mari).
Chłopak był bardzo ciekawy jak lekarze współpracują ze sobą i zajmują się rannymi w katastrofach.
Zarówno on jak i pozostali aktorzy zaobserwowali, że dość silne więzi istnieją między lekarzami, a ich podopiecznymi. Często o tym dyskutowali w momentach przerw. Ktoś z nich zauważył, że dość bliskie więzi łączą go z jego promotorką. W odpowiedzi Scott uśmiechnął się.
Chłopak zastanawiał się jak zaprosić Mari na randkę i po radę udał się do Doroty. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać nad tym, obiecała chłopakowi, że jak coś wymyśli to da mu znać..

Mari na tablicy ogłoszeń znalazła ogłoszenie, że potrzebny jest gitarzysta do zespołu, nie zastanawiając się zadzwoniła i umówiła się z autorem tekstu na wieczorną wyprawę do baru. Powiadomiła o swoim wyjściu Dorotę, która delikatnie mówiąc zbeształa ją , że umawia się z nieznanym facetem. Mari jak to Mari nie przejmowała się tym za bardzo (za dużo genów podobnych do Brena... – dop. Mari).
nie mogła się już doczekać wyjścia. Odbębniła swoje zajęcia ze Scottem, chłopak miał niejasne wrażenie, że dziewczyna wybiera się na spotkanie z jakimś chłopakiem. Od razu ubzdurał sobie, że nie ma u niej szans. Postanowił ją wybadać i przy wszystkich zaczął opowiadać o swojej jutrzejszej randce. Wymyślał ile wlezie. Nie zauważył jednak u Mari żadnych objawów zazdrości. Dziewczyna jednak wszystko opowiedziała Markowi.
- Ja zawsze mam takie szczęście...
- Oj nie przejmuj się nie on pierwszy i zapewne nie ostatni zachowa się jak kretyn
- Dzięki Mark, wiedziałam, że na Ciebie zawsze można liczyć....
- A jak... Ale teraz przejdźmy już do recepcji... Może będzie coś ciekawego dla nas...
Zaraz po wyjściu ze szpitala udała się do umówionego baru. Była tam przed czasem, więc dosiadła się do Scotta, który też tkwił w tym barze.
- Hey!! Jak tam podoba Ci się w naszym szpitalu? – zapytała Mari dosiadając się do niego.
- Witam... Sympatycznie tam macie...
- Hehe, ciekawe kiedy coś się wydarzy
- A co tęsknisz za jakimiś rozróbami??
- Wiesz co dla mnie każda taka rozróba to możliwość szlifowania się w zawodzie, więc rozumiesz... – dziewczyna zerknęła na zegarek
- Czekasz na kogoś?
- Yhy... Na jakiegoś gościa...
- Jakiegoś gościa? Nie wiesz z kim umówiona jestes?
- Nom... A Ty co tutaj robisz?? Czekasz na swoją randkę o której tyle opowiadałeś w szpitalu?
- Słyszałaś? Nie, randkę mam jutro – skłamał – a czekam na dziewczynę odnośnie ogłoszenia
- Nie spodziewałam się tego po Tobie...
- Hahaha... Ale masz poczucie humoru.
Ktoś wszedł do baru i zawołał Mari, dziewczyna przeprosiła Scotta, chłopak myślał że to jej „gość”. Ta jednak udała się z powrotem do stolika, a o jego kant oparła futerał.
- kurde ten gość się spóźnia już dziesięć minut.
- Dziesięć minut mówisz? A na kogo dokładnie czekasz?
- Na jakiegoś faceta od ogłoszenia muzycznego
- Czekaj, chodzi o gitarzystę do zespołu?
- Nooo... Skąd wiesz???
- Bo ja to ogłoszenie napisałem...
Popatrzyli na siebie i zaczęli się śmiać w niebogłosy, a wszyscy zgromadzeni w barze spojrzeli na nich jak na wariatów.


by Mari


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:54, 17 Cze 2005    Temat postu:

- tydzień później –

Na początku grudnia rodzeństwo Fehrów zaczęło poważnie zastanawiać się nad świętami. Mari i Sylvi nadal nie odzywały się do siebie. Co wyraźnie utrudniało dogadanie się. Nie mogąc dojść do porozumienia rodzeństwo zaprosiło na debatę pozostałych członków gangu.
- Słuchajcie co ze świętami?? – zapytał Bren
- A co ma być?? – zapytałą Maja
- No obchodzimy je , nie? – dodała Mati
- Ale do tej pory spędzaliśmy je osobno – powiedział Bren
- No i...??? - Janet nie rozumiała intencji kolegi
- Może w tym roku spędzilibyśmy je razem?? – powiedział ironicznie gospodarz
- Jak dla mnie bomba, moi rodzie jadą w tym roku do Europy i musiałabym je spędzać sama... – powiedziała uśmiechnięta Dorotka
- Mi też się pomysł podoba – dodała Justyna
- No to wszystko ustalone... Święta spędzamy tutaj – podsumowała Sylvi
- A kto będzie? – zapytała Mari – trzeba by było jakąś listę zrobić – mówiąc to wyjęła kartkę papieru i długopis.
- No ja i Mała, Doda, Maja i Mati no i wasza trójka – dyktowała Janet
- A osoby towarzyszące?? No bo ja bym chciała Orliego mieć przy sobie – powiedziała nieśmiało Justynka
- No to chyba oczywiste, że z osobami towarzyszącymi.... – powiedział Bren
- A kto będzie z osobami towarzyszącymi? – zapytała Mari
- Ja – krzyknęła Mała
- Ja też – zawtórowała jej Dorota
- I ja – dodała Maja, zobaczywszy zdziwione miny pozostałych dodała – No z Michaelem się zeszliśmy.
- Aaaaa – odpowiedział jej chór, tylko Mari spojrzała się na nią dziwnie...
- Ja chyba też – dodała Mati – no może Heatha wezmę
- He?? – grupa popatrzyła się na nią z niedowierzaniem
- No co, może znów będziemy razem... – powiedziała z niewinnym uśmiechem.
- Jan? Bren? Sylvi? Co ja tez pytam... Ty wtedy będziesz już w celibacie – powiedziała złośliwie do siostry
- Ja nie... Jen nie idzie ze mną... – powiedział Bren.
Dobrze, że nie patrzył się wtedy na dziewczyny, którym w oczach pokazały się iskierki radości.
- Bren wiesz ja zaprosiłam Majandre do nas na święta. No wiesz... Jej rodzinka jest daleko, nie chciałam aby była sama – powiedziała Sylvi
- Ehhh... Dobra... Zresztą nieważne.
Dziewczyny miały nadzieje, że ta odpowiedź była ukryciem prawdy przez gospodarza.
- Tylko uprzedzam będą nasi rodzice oraz babcia oraz rodzice Maji i Mati – dodał Bren
Cała grupa uśmiechnęła się na wspomnienie o seniorce rodu Fehrów. Do późnego wieczora omawiali jakie potrawy kto przyniesie, jak podzielą się obowiązkami. Na koniec Sylvi przypomniała wszystkim o jutrzejszej przysiędze. Wszyscy obiecali przyjechać, wszyscy oprócz Mari, która powiedziała, że ma jutro dyżur, a następnie próbę zespołu. Wszyscy zauważyli, że między bliźniaczkami dzieje się coś złego, jednak pytania na ten temat zostają bez odpowiedzi.

Następnego dnia, wszyscy zdenerwowani czekali na popołudnie gdzie Sylvi miała zostać siostrą Julią. Dorota zwolniła się wcześniej u Lucki, aby przygotować się do uroczystości. Mari została w pracy do końca, a następnie udała się na próbę w towarzystwie Scotta. W szpitalu wszyscy mówili już, że kwestią czasu jest to zanim ta dwójka zostanie parą. Po Dorotę przyjechał Milo obdarowując ją dużą czerwoną różą. Widać było, że ta dwójka nie może bez siebie żyć.
Mala od rana wzięła sobie wolne. Nie poszła nawet na następną lekcję aikido. Janet jednak nie odmówiła sobie przyjemności popatrzenia na przystojnego sensei. Po treningu wróciła wyczerpana, ale zadowolona. Pochwaliła się siostrze, że zaprosiła Russela na wigilię. Mała była po wrażeniem tempa siostry.
Mati i Maja denerwowały się tą uroczystością bardziej niż Sylvi. Od rana chodziły po domu Fehrów dopilnowując gospodarza. Dziewczyny o mało nie zemdlały jak zobaczyły w czym chce jechać do kościoła ich kuzyn. W jeansach i T-shircie. Kazały mu się przebrać w gajerek, co chłopak zrobił dość niechętnie. Wszyscy umówili się na miejscu przed Kościołem w miejscowości niedaleko Los Angeles.

Oprócz Sylvi do nowicjatu miały pójść jeszcze trzy dziewczyny. Sylvi od razu poszła się z nimi zapoznać. Zdawała sobie sprawę, że te dziewczyny mogą być w przyszłości jej najbliższymi koleżankami. O umówionej godzinie przyjechali wszyscy. Mati, Maja, Bren, Majandra, Dorota z Milo, Justyna z Orlim, Janet. Brakowało tylko Mari.
Sylvi nie mogła uwierzyć, że siostra wywinęła jej aż taki numer.

Mari tymczasem rozmawiała ze Scottem. Nie wiedziała czemu, ale czuła do tego chłopaka pełne zaufanie. Opowiedziała mu o historii z siostrą i to właśnie on kazał jej wsiąść do samochodu i powiedzieć gdzie ma ją zawieść. Mari bała się, że spóźni się...

W kościele wszyscy zasiedli w ławkach. Cztery dziewczyny usiadły w pierwszej ławce. Mszę rozpoczął ksiądz, który następnie dopuścił do głosu siostrę przełożoną. Kobieta wygłosiła długi monolog, podczas którego Maja musiała szturchać kuzyna aby nie usnął.
Następnie zaczęła po kolei prosić dziewczęta do siebie. Dziewczyny miały powiedzieć imię jakie sobie wybrały i powiedzieć czemu akurat tą świętą wybrały sobie na patronkę.
Pierwsza była niska dziewczyna, która wybrała sobie patronat św. Teresy, następna wybrała św. Marię, trzecia św. Dominikę. W końcu przyszła pora na Sylvi.
Akurat w tym momencie do kościoła weszła Mari ze Scottem. Dosiedli się do pozostałych. Sylvi spojrzała po znajomych twarzach, a jej wzrok utknął na siostrze.
„Jednak się pojawiła – pomyślała i uśmiechnęła się do niej”
Mari odpowiedziała jej uśmiechem. W tym momencie Sylvi wstała, przeprosiła siostrę przełożoną i powiedziała, że niestety nie zostanie salezjanką. Siostra spojrzała się na nią i powiedziała
- Wiedziałam, że tak będzie moje dziecko. Idź i ciesz się życiem...
Wszyscy wstali i wyszli z kościoła. Zaczęły się pytania, pytali wszyscy oprócz Mari i Brena. Słowa nie były potrzebne. Znali się za dobrze, wiedzieli czemu siostra zrezygnowała, ale ta tajemnica została między nimi.

- tydzień przed świętami Bożego Narodzenia –

Spotkanie miało odbyć się wieczorem, a na celu miało zdefiniowanie ile osób na pewno będzie na Wigilii, ostateczny podział obowiązków.
- Sprawdzam listę – powiedziała Mari – Jan
- Jestem zwarta i gotowa
- Doda, Milo?
- Gołąbeczki odczepcie się od siebie – powiedziała Mała
- Kotku mówisz tak jakbyś zachowywała się inaczej, a przecież jesteś taka sama – powiedział Orli drocząc się z dziewczyną.
- No dobra odhaczamy dwie pary – skomentowała to Mari
- Ty, ja i Bren, odhaczaj trójkącik – powiedziała Sylvi
Między siostrami znów wszystko było jak należy. Grupa zachichotała.
- Maja? Mati?
- Oczywiście będziemy i to z osobami towarzyszącymi – powiedziała Maja w imieniu swoim i siostry
- Jan a Ty o czymś nie zapomniałaś?? – zapytała siostrę Mała
- Aaa... No ja będę z osobą towarzyszącą
- Z kim?? – zapytali pozostali chórem
- z Russelem
- Z senseiem?? – Mari i Dorota były zaskoczone
- Skoro jesteśmy przy rewelacjach to ja też będę z kimś – powiedziałą Mari
- Z kim?
- Zapewne ze Scottem –odpowiedziała za koleżankę Dorota.
Mari uśmiechnęła się co znaczyło potwierdzenie..

Po listopadzie nastąpił grudzień. Miesiąc cudów i innych przyjemności, dla każdego... No prawie dla każdego jedynie Brendanowi nie powodziło się z Jennifer, z czego dziewczyny bardzo się cieszyły.
- A w ogóle to czemu pokłóciłeś się z Jen? – zapytała Maja
- Ehhh... Szkoda gadać... Bo nie byłem na imprezie organizowanej prze nią
- Na jej urodzinach nie byłeś?? – zapytały jednocześnie bliźniaczki
- Nooo...
- Bren jak mogłeś, jesteście parą, więc wypadało iść... – powiedziała Janet
- A kiedy to było? - zapytała Mała
- Dwa tygi temu...
- Czekaj, to było wtedy co oglądaliśmy przygody Scoobiego?? – zapytała Sylvi
- Yhy....
Mari zaczęła się śmiać. Nikt oprócz Sylvi i Brena nie wiedział czemu.
- Z czego się śmiejesz? – zapytała Dorota
- No bo... Jak Bren był jeszcze z Mają to też raz go nie było na jej urodzinach...
- No...?? Co dalej?? – Orli był ciekawy, odezwał się jako pierwszy ze zgromadzonych tutaj panów.
- Nie poszedł bo oglądał przygody psa Pluto... – dokończyła Mari
Cała grupa patrzyła się na niego jak na idiotę, on sam zresztą tak się czuł. Jak skończony idiota. Czuł się bardziej winny z nieobecności na urodzinach Majandry niż Jennifer. Miał nadzieję, że podczas świąt dojdzie do porozumienia ze sobą. Chciał w końcu wybrać, a raczej dowiedzieć się, którą dziewczynę woli... Jednak wiedział, że nie dojdzie do tego, jeżeli któraś z nich będzie na święta razem z nim...

- Wigilia –

Od samego rana w posesji Fehrów słychać było krzątanie. Dla sąsiadów musiała to być nowość, w końcu znane rodzeństwo zawsze sypiało bardzo długo, a tutaj coś takiego...
Mari i Sylvi sprzątały jeszcze ostatki bałaganu. Bren siedział w kuchni. On zaoferował, że zrobi makowca i pierogi. Siostry bały się, że wypieki zmajstrowane przez ich brata będą niejadalne, jednak nie ośmieliły się powiedzieć mu tego w twarz.
Bliźniaczki zastanawiały się kiedy był większy bałagan... Wczorajszego dnia, kiedy wszystkie dziewczyny sprzątały posiadłość, czy może dnia dzisiejszego, gdzie miały dokończyć sprzątanie. Jednogłośnie stwierdziły, że wczoraj było czyściej.
- Piekarnik do ilu stopni rozgrzać zanim wrzuce ciasto do środka?? – krzyczał Bren z kuchni
- Do 220o – krzyknęła mu Sylvi.
Tylko ona w tej rodzinie miała jako takie pojęcie o gotowaniu. Mari miała dwie lewe ręce do tej czynności, a Bren... Jak mu się chciało coś zrobić to wychodziło mu to całkiem smacznie.
Mari była podekscytowana tym dniem szczególnie. Dzisiaj miała odebrać Virusa ze szkółki policyjnej. Zwierzęta były niewątpliwym talentem Mari, miała podejście do każdego zwierzęcia nie zależnie od tego jakiej natury on był.

Około godziny 15.00 cała trójka poszła szykować się do Wigilii. Sylvi od razu uprzedziła rodzeństwo, że obowiązują stroje wieczorowe, więc ich ukochane koszulki nie wchodzą w rachubę. Ani Bren ani Mari nie byli tym zadowoleni, nie mieli jednak wyjścia. Musieli pod porządkować się rozkazom siostry.

Dwie godziny później zaczęły zjeżdżać się samochody z gośćmi. Pierwszym przyjechali rodzice, zabrakło jednak seniorki rodu. Następnie przyjechała Mała i Janet wraz z partnerami. Potem Maja i Mati także w towarzystwie mężczyzn. W między czasie przyjechał Scott i Majandra (oczywiście przyjechali osobno, żeby nie było – dop. Mari), a na samym końcu przyjechała Dorota z Milo.

- Przepraszam bardzo, ale ja muszę na chwilę wyjechać – powiedziała Mari
- Córeczko jest wigilia, a Ty ulatniasz się gdzieś – mama rodzeństwa była niepocieszona
- Będę za 30 minut
- Mikołaj Cię minie – powiedział Bren
- Braciszku muszę Cię uświadomić...Mikołaj nie istnieje...
- Jak możesz.... Moje marzenia o zostaniu św. Mikołajem legły w gruzach...
Mari wyjechała zostawiając w domu grupę chichoczących znajomych. Po obiecanych trzydziestu minutach wróciła z Virusem. Wszyscy spojrzeli się na psa... Nikt nie chciał uwierzyć, że to ten sam pies co trzy tygodnie temu.

Gdy wszyscy siedzieli już na kanapach zjawiła się babcia Sally. Była sama nie towarzyszył jej żaden młodszy mężczyzna. Wytłumaczyła wszystkim, że jej dziub dziuś musiał wyjechać do swojej babci do szpitala. Była tym niepocieszona, jednak musiała zrozumieć swojego skarba...

Nikt nie wiedział co powiedzieć. Dlatego Bren poszedł na taras i krzyknął
- Co za pogoda, zachmurzenie i gwiazd nie widac...
- Braciszku, a póki gwiazdy nie zobaczymy nie usiądziemy do stołu –powiedziała Mari podchodząc do brata
- Ale ja głodna jestem –z pokoju doszedł ich głos siostry.
- Bren ćwoku niebo przejrzyste!!! Co nas straszysz?? – Mari trzepnęła brata w głowę
- Uważaj z kim się zadajesz... – powiedział do Scotta
- Póki możesz to uciekaj bo potem Ci się nie uda – dodał Orli
- W ogóle musisz uważać, a raczej musicie uważać, bo dziewczyny opowiadają sobie wszystko, więc będziecie non stop pod ostrzałem.... – dodał Michael
- One są brutalne do tego, jak tak trzepną to potem przez tydzień nie możesz kończyną poruszać no i ... – nie dokończył Heath, który dostał poduszką od swojej towarzyszki.
- No i urządzają ciągłe bitwy na poduszki, tyle że zaczyna się od tego, że któryś z nas obrywa, a dopiero potem one się rzucają – Bren musiał to skomentować
Rodzice gospodarzy słysząc te uwagi roześmiali się, wszystkim zebranym nagle przypomniało się, że nie są sami. Że jest tutaj rodzina Brena, Mari, Sylvi, Maji i Mati. Ni stąd ni zowąd babcia Sally wyskoczyła ze swoim standardowym tekstem.
- Brendasku słoneczeko Ty moje, kiedy Ty się ożenisz z Majandrą bo ja i mój dziubasek chcemy bawić prawnuki
- Ja myślałem, że on i Majandra nie są już razem –odezwał się Milo
- No właśnie –przytaknęli mu Scott i Rusell
- Bo nie jesteśmy, tyle że moja babcia nie może tego pojąć – powiedział Bren
- Przecież ja wiem kochaniutki, że Ty i Majandra będziecie razem i będziecie mieli gromadkę dzieci – babcia rozmarzyła się
- Babciuuuu.... Ja jestem z Jen!
- A tak... pamiętam ta co się na pokazie wywróciła... Ona nie ma za grosz wyczucia... Mati słoneczko dlaczego ją zaangażowałaś do tego przedsięwzięcia??
- Babciu...BO Jen jest profesjonalną modelką
- Profesjonalną?? Dla mnie to ona jest profesjonalną kaleką
- Mamo, przestań – tym razem odezwał się ojciec Brena
- Gwiazdka na niebie już jest!!! – krzyknęła Mała chcąc rozładować atmosferę
- To idziemy pałaszować!!! – krzyknęła Maja i jako pierwsza skierowała się do stołu.
Tak jak w zwyczaju jest w rodzinie Fehrów seniorka rodu przeczytała odpowiedni fragment Pisma Świętego. Następnie każdy wziął po fragmencie opłatka i wszyscy zaczęli składać sobie życzenia.
- Abyś zawsze była taka jaką miałem sposobność poznać i zakochać się – powiedział Orli Justynie
- Abyś zawsze była ze mną i już nigdy nie zostawiła mnie – wyszeptał Milo Dorocie
- Aby każdy mój dzień rozpoczynał się od spojrzenia w Twoje oczy – powiedział Michael Maji
- Abyś miała tyle pomysłów co teraz – rzekł Heath do Mati
- Abyś zawsze miała tyle chęci do treningów – Rusell uśmiechnął się do Janet
- Abyś zawsze była taka zwariowana – Scott uśmiechnął się do Mari
- Abyś nigdy nie zapominał o urodzinach swoich najbliższych – mówiąc to Majandra pochyliła się i pocałowała Brendana w policzek
- A nie mówiłam, że oni są razem – powiedziała uradowana seniorka
Wszyscy roześmiali się
- Abyś nigdy nie odwalała nam takich numerów jak teraz z zakonem no i abyśmy się już nie kłóciły – powiedziała Mari siostrze

Potem jeden przez drugiego zaczęli składać sobie życzenia, ale nikt nie mógł dojść które życzenia od kogo dostał. W tym czasie w posesji panowało ogólne zamieszanie i szum. Można było to nazwać wszechogarniającym chaosem.

Następnie wszyscy przystąpili do wigilijnej kolacji, każdy przyniósł coś od siebie. Dzięki czemu na stole nie zabrakło pyszności z chęcią pałaszowanych przez wszystkich. Podczas posiłku wszyscy rozmawiali. Mari opowiedziała o spotkaniu z tajemniczym gościem, którym okazał się Scott. Cała grupa zaczęła śmiać się z tej historii.
- To już nie muszę CI pomysłu poddawać – Dorota zwróciła się do Scotta
- Już nie musisz, ale dzięki za dobre chęci – Scott uśmiechnął się do Doroty
- Znowu o czymś nie wiem?? – Mari była oburzona
- Siostrzyczko z Ty zawsze najgorzej poinformowana jesteś – zauważyła Sylvi
Wypowiedź Sylvi nagrodziła burza oklasków.
- A jak dziewczyny radzą sobie ze sztukami walki? – zapytał Orli Rusella
- A nas nie możesz spytać?? – Justyna popatrzyła sięn a swojego nierozgarniętego chłopaka.
- Nieee...Bo wy zawsze mówicie, że świetnie, a potem okazuje się, że ubarwniacie swoje poczynania
- Ha ha ha – odprały ironicznie Janet, Mała, Dortota i Mari
- Ale może dopuścicie mnie do głosu? – zapytał dziewczyny Rusell
- Tak, pewnie – odpowiedziały nieco speszone
- Radzą sobie całkiem nieźle, ale nie można porównywać kendo i aikido bo są to dwie różne sztuki walki. Mari na pewno czerpie więcej z zajęć bo tylko ona zdecydowała się na tą sztukę walki, a na aikido mam grupę pięcioosobową i musze dzielić czas na pięć.
- Kendo de best ! – uniosła się Mari
Dziewczyny zaczęły coś mruczeć między sobą.

Reszta kolacji minęła na przyjemnych rozmowach o wszystkim i o niczym. Przypominało to dziewczyną babskie wieczory, których nie organizowały od dawna. Doszły, więc do wniosku, że muszą to koniecznie nadrobić w najbliższym czasie. Panowie zaczęli rozmowę o sporcie, a dokładnie mówiąc o hokeju. Okazało się, że wszyscy kibicują tej samej drużynie i korzystając z okazji umówili się na wspólne obejrzenie finału w samotni Brendana. Na ten sam wieczór dziewczyny umówiły się na babski wieczór.

Po kolacji przyszedł czas na prezenty, zgodnie z tradycją wszystkie upominki spod choinki miała wyjąć najmłodsza osoba w grupie. Najmłodsze w grupie były bliźniaczki i to właśnie na nie miał spaść ten przywilej. Okazało się jednak, że Sylvi zaczęła się wykłócać, że ona nie jest najmłodsza. Jest starszą siostrą Mari, więc to najmłodsza powinna to robić.
- Sylvi nooo... Idziemy razem
- Nie ma mowy jestem starsza od Ciebie
- Starsza?? Wiesz co minut się czepiasz!!!
- Mamo jaka jest prawda??
- Mari kochanie siostra ma rację, jesteś młodsza od niej o siedem minut. Więc Ty jesteś najmłodsza
- Wszyscy przeciwko mnie!! Jak w przyszłości będę miała problemy z kręgosłupem to będziesz mi płaciła za lekarza siostra!!!
- Ja służę masażem – uśmiechnął się Scott
- NO widzisz nie będę musiała Ci płacić bo będziesz masażystę miała!!
- MAR nie dyskutuj tylko idź po prezenty – powiedziała zdenerwowana Maja

Dziewczyna niechętnie ruszyła się ze swojego miejsca. Podeszła do drzewka i zaczęła wyjmować prezenty.
Po dwudziestu minutach, gdy wszyscy mieli rozdane swoje prezenty zaczęli je rozpakowywać. Wśród wielu prezentów na uwagę zasługiwały:
- u Justyny bukiet gałęzi z jakiegoś krzaka. Domyśliła się, żekrzaki na pewno są od Orliego.
- u Janet profesjonalne kimono do ćwiczenia aikido, strój jak się domyślała był prezentem od Rusella.
- u Maji nowa, metalowa sztaluga.
- u Mati biurko kreślarskie
- u Doroty gigantyczne serce z marcepanu ze słodkim napisem „Jestem Twój na wieki – Milo”
- u Brena kalendarz z zaznaczonymi datami urodzin wszystkich najbliższych
- u Sylvi aparat cyfrowy
- u Mari krowa wielkości Virusa, która muczała ilekroć siękoło niej przeszło.
- u Majandry medalik z napisem zawsze jesteś w mojej pamięci.
- u Milo własnoręcznie robiona ramka z dwoma zdjęciami jego i Doroty przed i po rozstaniu.
- u Scotta skrzynka na narzędzia przerobiona na skrzynkę na kostki do gitary.
- u Rusella duża fota czterech specjalnych podopiecznych, z dziwnym zaznaczeniem osoby Janet.
- u Orliego antyrama, a w środku banknot dwudziesto dolarowy
- u Michaela najnowszy obraz Maji
- u Heatha podręcznik Kamasutry
- u babci Sally komplet najseksowniejszej bielizny damskiej
- u rodziców Maji&Mati bilety na Bahama
- u rodziców Mari&Sylvi&Brena duże zdjęcie całej rodziny w postaci puzzli.

Z prezentów wszyscy byli zadowoleni. Do późnego wieczora, a raczej do nocy siedzieli rozmawiając o tym co było. Wspominali cały zbliżający się ku końcowi rok. Mówili o swoich porażkach i sukcesach. Wiedzieli, że wraz z tą wigilią zapoczątkowali nową tradycję. Już zawsze wigilie mieli spędzać razem...

Babcia przyglądała się swojemu prezentowi z dużą uwagą. W końcu nie wytrzymała i trzymając stringi w dłoniach zapytała się:
- A to na co się nakłada?
Wszyscy popatrzyli na seniorkę i wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
- Babciu to...To są majtki – powiedziała Sylvi zanosząc się od śmiechu
Babcia popatrzyła na wnuczkę i zaniemówiła, co było dość rzadko obserwowane u tej pani.
Cisza wywołała następną falę śmiechu


by Mari


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mari
Enji Neko



Dołączył: 17 Cze 2005
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z morza

PostWysłany: Pią 23:55, 17 Cze 2005    Temat postu:

Ogromne zaspy puszystego śniegu leżały przed domem, kiedy Sylvi wyjrzała przez okno. Było coś koło 11. Dziewczyna dopiero, co wstała. Ostatnio tak wiele działo się w jej życiu... Nie mogła uwierzyć, że gdyby jakiś czas temu podjęła inną decyzję, prawdopodobnie modliłaby się teraz w Kościele, albo opiekowała biednymi dziećmi jako siostra Julia. Niewiele z tamtych osób znałoby jej prawdziwe imię.. Sylvi odeszła od okna i uśmiechnęła się do siebie. Wiedziała, że dobrze postąpiła i ani przez moment tego nie żałowała...

Słońce wznosiło się coraz wyżej, kiedy Justyna wzięła się za przygotowanie przepysznych tostów. Zapach porannej, a może lepiej mówiąc przedpołudniowej kawy niosący się po całym domu wreszcie zwlókł jej siostrę z łóżka.
- Kanapeczke?!? – zapytała Mała zdradzając od razu swój nieprzeciętnie dobry humor.
- A Tobie coś się stało?! Gorączka czy cos?! – odpowiedziała Janet, którą pytanie siostry „troszkę” zdziwiło.
- Nie, dlaczego?
- Hmmm, Ty..... Kanapki.... Dla mnie?!?! Nieee coś mi tu zdecydowanie nie pasuje... Wiem!! Chcesz cos ode mnie pożyczyć – spytała Jan drapiąc się po brodzie.
- Okropna jesteś! Ja tu do Ciebie z sercem na dłoni, a Ty tu tak brutalnie.. Czy ja od razu musze coś chcieć? – ciągnęła Justyś
Starsza Parkerówna nie odpowiedziała na to pytanie. Uznała je za... hmm... retoryczne. Usiadła na taboreciku i siedziała już cicho. Wiedziała, że jeszcze jedno słowo i może pożegnać się z chrupiącymi tostami i jakże aromatyczna kawą.

W przeciwieństwie do swych leniwych koleżanek, Mati od świtu krzątała się po swoim biurze. Ostatnio nie działo się zbyt dobrze w jej życiu osobistym. Z Heathem okazało się, że to jednak nie to. O Johnie wolała nawet nie myśleć. Dziewczyna rzuciła się więc w wir pracy, pragnąc jak najmniej myśleć o jej samotnym sercu. Sercu, tak bardzo czekającym na tego jedynego...

Tymczasem Maja stojąc w korku gdzieś w centrum miasta czuła, że zaraz wyjdzie z siebie. – Jeszcze trochę i spóźnie się na spotkanie – mówiła, a raczej warczała mocno zaciskając zęby. To było dla nie bardzo ważne. Dawno nie była tak bliska spełnienia jednego ze swych zawodowych marzeń. Wspólna wystawa ze swą przyjaciółką w Dream Picture. Ehh.... To mogłoby bezapelacyjnie otworzyć jej drogę do kariery, która na tak młodą kobietę i tak rozwijała się w zaskakująco szybkim tempie. Maja wyjrzała przez okno samochodu. Była już tak blisko..
- To ja się chyba jednak przebiegnę.. – spojrzała na swoje śliczne buciki na dosyć wysokim obcasie – yyy znaczy przejdę – rzuciła do taksówkarza, po czym obdarowując go sporawym napiwkiem wysiadła z wozu i ruszyła w kierunku wytwórni. Coś jej mówiło, że ten korek był ostatnią złą rzeczą, jaka ją tego dnia spotkała i jak się miało później okazać, jej kobieca intuicją i tym razem nie zawiodła

Doti była tego dnia troszkę przygnębiona. Wstając rano z łóżka od razu spojrzała na swoją srebrną Nokie – żadnej nowej wiadomości...
– A jednak... – powiedziała cichutko – w końcu to nie takie ważne.. – dziewczyna zsunęła się z łóżka próbując to zignorować, jednak baczny obserwator dostrzegłby głęboki smutek bijący z jej ślicznych oczu...

- Zaraz zabiję kogoś, kto układał ten grafik!! – krzyczała Mari idąc po korytarzu i rzucając zabójcze spojrzenia każdemu, kto tylko stanął na jej drodze. – Luka, to Ty!!!! Przyznaj się, że to Ty!! – dziewczyna stanęła przed swoim doktorkiem, który w tym momencie wydawał się przy niej małym, nic nieznaczącym człowieczkiem.
- Karolciu, przecież jeden ranek nic Ci nie zrobi – powiedział spokojnie Luka
-Jeden ranek?!?!? To już trzeci w tym tygodniu!!! Nie masz pojęcia, jak trudno mi wstawać o tej godzinie... środek nocy normalnie!!
Mari czuła, że jedynie brak skalpela w jej kieszeni uratował jej przełożonego przed niechybną śmiercią w katuszach. – I nigdy więcej nie mów do mnie Karolciu!! – Dziewczyna odwróciła się i już miała zmierzać na obchód <yyy biedni pacjenci – dop. redakcji>, kiedy przed sobą zauważyła jakże znajomą i ważną dla niej ostatnio twarz.
- Cześć Skarbie – powiedział Scott tak słodkim głosem, że dziewczyna prawie rozpłynęła się na środku szpitalnego korytarza.
- Wpadłem Ci tylko przypomnieć o dzisiejszej próbie – skalpel już zdecydowanie nie był Mari potrzebny – Chociaż na pewno o niej pamiętasz... Tak naprawdę.. – Scott ściszył głos i zbliżył swe usta do jej ucha – Chciałem Cię tylko zobaczyć.. – chłopak cmoknął Karolę w policzek i zniknął szybciej niż się pojawił zostawiając dziewczynę w stanie pełnego osłupienia połączonego z ogromną euforią.

Doti, w przeciwieństwie do Mari miał przypaść wieczorny dyżur – Może to i dobrze – pomyślała dziewczyna. W ponurym nastroju siedziała w wannie otoczona gęstą, pachnącą pianą. Woda stopniowo zmieniała się z gorącej w letnia. Doti już miała wychodzić, gdy nagle zadzwonił jej telefon. Gwałtownie wstała wychlustując wodę na podłogę. Uśmiech zagościł na jej twarzyczce, gdy zobaczyła przed sobą mrugający komunikat: „Misiek dzwoni”.
- Hej kochanie – powiedziała - co jest?
- Dorotko, bardzo Cię przepraszam, ale jestem dziś strasznie zajęty na planie. Wiem, że miałem podrzucić Cię do szpitala, ale niestety chyba się stąd nie wyrwę. Jakoś Ci to wynagrodze, obiecuję. Wybaczysz mi?
- Tak oczywiście... – odpowiedziała Doti
- A teraz musze kończyć. 3maj się cieplutko. Buźka
- Papa.. – Dorotka nacisnęła czerwoną słuchawkę i usiadła na łóżku. Gęsty grad zaczął dudnić o jej okno, co skutecznie zagłuszyło ciche pochlipywanie wtulonej w poduszkę dziewczyny..


Tymczasem Justyś przykuta do siedzenia pędziła „białą strzałą” siostrzyczki. Oczywiście nie ona prowadziła... Janet, co prawda nie jeździła zbyt bezpiecznie, ale rzadko zdarzało się jej dać prowadzić swoje cudo komuś innemu. Z minuty na minutę Justyna coraz bardziej żałowała słów, które wypowiedziała przed wyjazdem.
- Taa... mówić mojej siostrzyczce, że musimy się spieszyć, to przecież istne samobójstwo..- pomyślała, ale wolała nie stwierdzać tego głośno. Janet na pewno by nie zwolniła. Jedyne co mogła zrobić to docisnąć pedał gazu. Justyś zdecydowała, że zamknie oczy i będzie siedzieć cicho. Widziała, że wszystko musi być przecież gotowe na czas...

Zmęczenie wychodziło już Mati uszami <hmm.. >, kiedy śmieszny dzwonek jej komórki zerwał ją na równe nogi.
- Słońce!! Mamy to!! – krzyczała eksplodując z radości Maja.
- Mamy.... ale co?!? – Mati nie do końca rozumiała swoją przyjaciółkę.
- No jak to co?! Mamy!!! Dokładnie 4 i 5 marca siedziba Dream Picture jest nasza!! – dziewczyna wprost piszczała z radości.
- Żartujesz?!? Aaaaaaa – teraz piszczały już obie, co wyglądało dość zabawnie, szczególnie w oczach przechodniów mijających Maje w jednej ze sławniejszych dzielnic miasta.

- Panie Johnson, niech pan mi tu nawet nie próbuje czarować mnie swoimi ślicznymi oczkami. – mówiła Sylvi nie zdając sobie chyba sprawy, że właśnie flirtowała z przystojnym facetem w fartuszku... – Mówił pan, że wszystko będzie już zrobione, a co ja widzę?! Prawie nic nie przygotowane!
- Proszę nie dramatyzować, najpóźniej za 20 minut wszystko będzie gotowe.
- Ja?!? Dramatyzuję?!? – syknęła Sylvi, a jej rozmówca wyglądał na bardzo rozbawionego jej zachowaniem. – A ten uśmieszek proszę zachować dla siebie!! – rzuciła dziewczyna i odwróciła się w innym kierunku. Idąc słyszała tylko stłumiony śmiech kucharza.. – Chyba potrzebuję psychiatry – pomyślała pełna nerwów nie zwalniając kroku – Zdecydowanie go potrzebuję..

Doti siedziała w autobusie wlepiając swój wzrok w ciemność ogarniającą ziemię. Było już dość późno. Zamyślona prawie przegapiła swój przystanek. Jeszcze tego by jej brakowało. Na pewno nie mogła zaliczyć tego dnia do tych „cudownych i niezapomnianych”. Dziewczyna wyglądała jakby ktoś dosłownie wyssał z niej życie. Wchodząc do szpitala, tak jak zwykle, przywitał ją uśmiechnięty Malucci. – Zanosi się na spokojny dyżur – pomyślał zwracając uwagę na zadziwiająco mała liczbę pacjentów.
- Dorotko, widzę, że już dotarłaś. I dobrze, jesteś mi tu potrzebna. – powiedział z szarmanckim uśmiechem Luka, zabijając tym samym marzenia dziewczyny o spokojnej nocce..
Doti szybko przebrała się w swoje „robocze” ciuchy i podążyła za przełożonym.
- Co takiego mamy? - zapytała
- To bardzo złożony i interesujący przypadek... Wiele osób dzisiaj nad nią pracowało.. Chciałbym, żebyś spojrzała na to swoim okiem. – odpowiedział Luka i pchnął ogromne drzwi stojące na ich drodze.

Doti stanęła jak wryta, a nogi same się od nią ugięły...
- Ale... – próbowała coś powiedzieć, lecz nie mogła. Przeszkadzał jej w tym jeden szczegół, a dokładnie gromkie „Sto lat” zgromadzonych na stołówce przyjaciół. – To dla mnie?!? – wydukała patrząc na baloniki, serpentyny i transparenty z jej imieniem. – Ja myślałam, że zapomnieliście... – szepnęła patrząc na ogromny tort niesiony przez JEJ Milo. Oprócz niego byli tam wszyscy jej najbliżsi, nawet połowa personelu szpitalnego zbiegła się na widok darmowego ciasta .
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin kochanie – powiedział Milo, kiedy jego najdroższa zdmuchnęła świeczki. – Kocham Cię..
Dorotka po raz kolejny miała w tym dniu łzy w oczach, ale były to łzy zdecydowanie inne niż te wcześniej. Radość i wzruszenie co chwila zamieniały się miejscami w jej serduchu. Jej przyjaciółki rzuciły się na nią wydobywając zza pleców największego miśka, jakiego dziewczyna w życiu widziała.
- Słonko, my tu tyramy od samego rana, a Ty śmiesz twierdzić, że zapomnieliśmy?!? – zapytała Mała i przytuliła koleżankę.
- Żeby mi się to więcej nie powtórzyło – dorzuciła Janet i Doti zniknęła w objęciach sióstr.
- Ja nawet zrezygnowałam z próby... znaczy przyprowadziłam chłopaków tutaj – powiedziała Mari wskazując na zespół, a w szczególności na Scotta. Jeszcze przez jakieś pół godziny dziewczyny przytulały się do solenizantki, przy czym faceci pozwolili sobie napocząć torta <ehh... jakie głodomory – dop. redakcji>
Korzystając z okazji chciałabym coś ogłosić – krzyknęła Maja zwracając na sobie uwagę innych. – Wraz z Mati bardzo serdecznie zapraszamy Was na naszą wspólną wystawę w Dream Picture!! O szczegółach powiemy później. – dorzuciła uśmiechnięta, a uradowani przyjaciele z jeszcze małym niedowierzeniem zaczęli gratulować dziewczynom.
Mimo tak wspaniałego nastroju Mała nie mogła do końca cieszyć się tym wieczorem. Nie było z nią bowiem Orliego, a co najgorsze nie miała pojęcia, co się z nim dzieje. Jej chłopak zadzwonił tylko i powiedział, że nie przyjdzie, po czym szybko odłożył słuchawkę, co bardzo zaniepokoiła dziewczynę. Nigdy wcześniej przecież tak nie robił...

Mati stojąc z Sylvią plotkowały o uczestnikach przyjęcia. Tylu przystojnych facetów przemykało przed ich oczkami. Uwagę pierwszej z dziewczyn przykuł w szczególności pewien lekarz... Kovac wyglądał tego wieczoru niesamowicie pociągająco...

Dorotka pełna wrażeń stanęła pod ścianą. Chociaż patrzyła na to wszystko własnymi oczami, nadal nie mogła uwierzyć w to, co się wokół niej dzieje... Specjalnie dla niej... To wszystko...
Tak... to zdecydowanie był jeden z tych „cudownych, niezapomnianych” dni...


by Mari


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum rodzinne forum Strona Główna -> Opowiadanie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin